Kiedy wróciła po 20 latach do Polski pierwsze co zrobiła, to wbiegła w krzewy dzikiej róży, żeby poczuć jej zapach. To zapach jej dzieciństwa. Polska lekarka z Australii – Beata Zatorska ruszyła z mężem Simonem Targetem w podróż po ojczyźnie. W ten sposób powstała niezwykła książka "Rose Petal Jam. Recipes and stories form a summer in Poland", czyli mieszanka starych przepisów babci, niezwykłych zdjęć i wspomnień z Polski, które mają wypromować Polskę na świecie i przybliżyć kraj nad Wisłą jej synowi.
Z zapachem płatków róży. Tarta róża z cukrem. Dzika róża rosła przed domem mojej babci Józefy. Było jej dużo w okolicy. Pachniała niesamowicie. Ten zapach pamiętam bardzo wyraźnie do dziś. Później uwielbiałam kupować róże. Nawet perfumy wybieram o zapachu róży.
Beata Zatorska urodziła się w Jeleniej Górze. Studia medyczne zaczęła we Wrocławiu, a skończyła na Uniwersytecie of Sydney.
Jak poważny i szanowany lekarz wpadł na pomysł napisania książki kucharskiej?
Zawsze chciałam kupić książkę, którą będę mogła podarować znajomym, którzy nie znają Polski.
Szukałam książki, którą mogłabym dać synowi, aby zaciekawić go krajem, w którym się urodziłam i wychowałam jako dziecko. Chciałam mu pokazać, że ten kraj też był piękny, pomimo, że był komunizm. Żeby jako w połowie Polak był dumny z kraju, z którego pochodzi jego mama.
Na Zachodzie czy w Australii jest dużo książek podróżniczych, ale nie o Polsce. W ogóle pomija się tematykę Wschodu. Dlatego marzyłam o takiej książce o Polsce. No i w końcu postanowiłam, że ją napiszę.
Po 20 latach nieobecności w Polsce.
Simon Target skończył brytyjską szkołę filmową. Jest znanym pisarzem, fotografem i reżyserem. Robił popularne programy m.in. z Rolfem Harrisem.
Fakt. Wróciłam do Polski po 20 latach. Ale jak tu przyjechałam poczułam, że jestem w domu. Tułałam się po całym świecie, ale zawsze czułam w środku jakąś tęsknotę. Za domem. A to tu poczułam i czuję za każdym razem, że jestem u siebie.
Mój mąż jest filmowcem i fotografem. Wspólnie ruszyliśmy w podróż do Polski. Przejechaliśmy ją trzy czy cztery razy od Bałtyku po Tatry. Włóczyliśmy się po małych wioskach i mieścinach. To było ogromne przeżycie.
To nie chodziło jednak o znalezioną po latach książkę z ręcznie spisanymi przepisami babci?
To był pretekst. Jak zgłosiłam się do wydawnictwa z zamiarem napisania książki o Polsce, powiedziano mi wprost, że książki podróżnicze się teraz nie sprzedają. Usłyszałam, że jest moda na gotowanie i najlepiej napisać książkę mieszaną. Poradzono mi, żebym do wspomnień dodała trochę przepisów babci.
Na całym świecie z przodu księgarni są teraz książki o gotowaniu. Dlatego moja książka nie jest ani typową książką podróżniczą, ani kucharską.
To jak by ją pani scharakteryzowała?
Pomieszanie z poplątaniem (śmiech). To połączenie wspomnień z dzieciństwa, poezji, przepisów i niesamowitych zdjęć. To przede wszystkim wspomnienia pięknej Polski i ludzi, których pamiętam. To wspomnienia Polki, która się w tym kraju urodziła i wychowała, ale całe dorosłe życie spędziła zagranicą.
Czytaj również: Przetrwała wojnę, nosi ją trzecie pokolenie. Sukienkę, która ma sto lat
Chciałam też pokazać, jak wygląda polska kuchnia. Ludzie, którzy wyemigrowali z Polski do tej pory pamiętają, jak babcia gotowała, wspominają zapachy. Kiedy moja książka się ukazała, napisał do mnie pan profesor medycyny ze Stanów Zjednoczonych – Polak i powiedział, że jemu dzieciństwo też kojarzy się z dżemem z płatków róż.
To co w końcu z tymi przepisami babci?
Są w książce. Oczywiście nie wszystkie. Babcia chowała bardzo dużo przepisów. Są ręcznie spisane. Właściwie są tam przepisy babci i prababci. Nie potrafię czasem odróżnić, który jest babci, a który prababci. Niektóre są tak stare, że aż pożółkły. Prawie rozpadają się w rękach. Wiele słów w przepisach jest jeszcze z Kresów. Babcia nie pisała np. kasza gryczana tylko hreczana.
Dom babci nadal stoi?
Tak. Stoi dumnie w uroczej małej wsi pod Jelenią Górą. Połowa należy do mnie, połowa do kuzyna. Jest pięknie wyremontowany. Moja rodzina jest rozsiana po całym świecie. Jak ktoś przyjeżdża do Polski, zawsze chce nocować właśnie w tym domu.
Babcia była kucharką?
Była nauczycielką z Kresów. Moja rodzina miała polityczne problemy. Dziadek zginął w czasie wojny, a babcia została sama z dwójką dzieci. Jako intendentka prowadziła kolonie i wczasy dla dzieci w poniemieckim zameczku we wsi na Dolnym Śląsku. W czasie tych kolonii też gotowała. Bardzo lubiła swoją pracę.
To prawda, że to ona zainspirowała panią do wyboru zawodu lekarza?
W pewnym sensie tak. Babcia była zżyta z naturą. Uwielbiała chodzić po górach i po lesie. A ja chodziłam z nią. Zbierała zioła i sama robiła leki i kosmetyki. Wyrabiała kremy na zmarszczki, wypryski, maści na bóle nadgarstków i stawów. Posiadała niezwykłą empatię dla cierpiących ludzi. Pomagała im, jak tylko mogła. Od czwartego roku życia wiedziałam, że zostanę lekarzem
W "Rose Petal Jam" napisała pani, że "research" do książki kucharskiej to ciężka praca, bo jedliście po 10 razy dziennie i za dużo piliście.
To oczywiście trochę ironicznie napisałam, ale to bez wątpienia najfajniejsze wakacje, jakie mogą być. Polskie restauracje i knajpy są wspaniałe. Są czyste, a jedzenie jest pięknie podawane. W Polsce można zjeść za naprawdę niewielkie pieniądze w porównaniu do innych krajów. Podróżowanie tam to niesamowite przeżycie. Tym bardziej, że Polska jest taka tajemnicza.
Mam nadzieję, że przyszłość Polski jest w turystyce. Mamy wszystko – góry, morze, jeziora, przepiękne cztery pory roku. To była świetna przygoda, ale oczywiście trzeba udawać, że była to ciężka praca (śmiech).
W książce są przepisy nie tylko na tradycyjne, polskie potrawy, ale i przetwory, nalewki, likiery. W domu pani babci chyba na okrągło się gotowało.
W sumie tak. Całe życie kręciło się wokół kuchni. U babci nic się nie marnowało, więc jak coś zostało na stole, wykorzystywała to zaraz do czegoś innego. Robiła przetwory. Część przepisów na alkohole, jak chociażby wódkę żubrówkę ”szarlotkę”, poznaliśmy z mężem i nauczyliśmy się przyrządzać już w trakcie podróży po Polsce.
Mąż robił zdjęcia?
Robił zdjęcia, prowadził samochód i przede wszystkim jadł (śmiech).
A pani dobrze gotuje?
Lubię gotować, mam nadzieję, że dobrze. To dla mnie relaks. Ale nie lubię sama gotować. W kuchni musi być ruch. Lubię, jak wszyscy lepią pierogi, jak unoszą się zapachy, jak jest dużo osób i gwar.
Zobacz także: Zapach, smak, miejsce. Nowe inspiracje dla książek kucharskich
Nie zapomniałam w Australii o polskiej kuchni. Gotujemy kluski śląskie, pierogi, kapustę. Nawet mój 19-letni syn mówi do mnie czasem po polsku tak, jak mówił jako dziecko, że chce pierożki.
Ulubiony przepis z książki?
Pierogi ruskie. Rzadko wychodzą idealne. Jedna moja pacjentka, 92-letnia Polka, która wyemigrowała z Polski dawno temu, kłóciła się nawet ze mną po ukazaniu się książki, że mój przepis jest zły, bo nie dodałam do farszu mięty (śmiech).
Australijczycy polubią polską kuchnię?
Nie brakuje tu konkurencyjnych kuchni z innych zakątków świata, ale są i polskie restauracje. A moi znajomi bardzo chętnie wpadają na polskie potrawy. Polska kuchnia jest ciekawa i odrębna. I powinna być zdecydowanie bardziej wyróżniona wśród kuchni europejskich. Nie można się co prawda na niej odchudzać, ale jest nasza i wyjątkowa.
Wyjechała pani w 1981 roku i wróciła po 20 latach. Poznała pani Polskę?
Jak wyjeżdżałam była szara, a teraz jest piękna, kolorowa, w oknach i ogrodach są kwiaty. Jestem dumna z tego kraju. Wielu ludzi nadal wierzy w te propagandową wizję zabitej deskami Polski z Bloku Wschodniego, a tymczasem nasz kraj jest piękny, nowoczesny. Polska się rozwija i mamy z czego być dumni.
W te dwadzieścia lat Polacy osiągnęli bardzo wiele.
"Rose Petal Jam. Recipes and stories form a summer in Poland" Beata Zatorska i Simon Target, wydawnictwo Tabula Books
"Rose Petal Jam" jest pierwszą z serii czterech książek o Polsce. Wkrótce ma ukazać się część zimowa "Sugared Orange Zest".