O krakowskich hipisach, manipulacji pamięcią i nieustającej potrzebie archiwizacji opowiada nam Agnieszka Polska, której pracę można od dziś oglądać w warszawskim Censtrum Sztuki Współczesnej. Laureatka Future Generatione Prize, nagrody dla obiecujących, młodych artystów, oprowadza nas po swojej najnowszej wystawie "Auroryt".
Wycinki z przedwojennej prasy, stare fotografie, obrazy wyciągnięte z archiwum. Twoje animacje są bardzo nostalgiczne, posklejane z kawałków pamięci. Skąd w tobie tyle tęsknoty?
Tęsknota? Nie powiedziałabym, że w moich pracach jest obecna jakakolwiek tęsknota. To, co mnie interesuje to raczej mechanizmy działania pamięci. Moje prace opieram na grze z historią, a nie na sentymentach. W mojej twórczości, co prawda wykorzystuję stare zdjęcia czy archiwa, ale tylko po to żeby zbadać, jak proces dokumentacji wpływa na odbiór dzieła lub wydarzenia historycznego. Interesują mnie zniekształcenia, jakie powoduje niedokładna relacja.
To naturalny proces.
Oczywiście. Powiedziałabym też, że jest to proces pozytywny, ponieważ wypaczenia prowadzą do powstania nowej jakości, jesteśmy w stanie nieustannego stwarzania historii od nowa.
Wypaczenia to też temat twojego najnowszego filmu – „Włosy”, który wczoraj miał premierę w CSW.
To prawda, tylko, że w tym przypadku skoncentrowałam się nie na samym procesie dokumentacji, a raczej na pewnej idei, która ulega ewolucji. We „Włosach” zderzam charakter ruchu hipisowskiego, jaki miał on u źródeł, czyli w Stanach, z jego polską wersją. Polscy hipisi nie buntowali się, tak jak ich zachodni koledzy, przeciwko konsumpcyjnemu społeczeństwu, bo w naszych realiach po prostu go nie było. To ciekawe, że ewolucja ruchu może pójść w tę stronę, że w efekcie staje się on reakcyjny w stosunku do źródła.
Ten proces można zaobserwować chyba w przypadku każdego ruchu. Dlaczego wybrałaś hipisów?
To bardzo malownicza grupa. Mam wrażenie, że ich przypadek świetnie ilustruje ten proces. „Włosy” to projekt, który rodził się długo. Teraz pracuję nad filmem poświęconym Jerzemu Beresiowi. Tak się składa, że było on mocno związany ze środowiskiem hipisów w Krakowie. Wszystko więc wyszło bardzo naturalnie.
Fabuła filmu oparta jest o jego wspomnienia?
Nie. Oczywiście są tam wątki zbudowane w oparciu o różne dostępne relacje, ale główna historia jest przeze mnie wymyślona, funkcjonuje jako pretekst do konfrontacji rewolucji przetworzonej z jej początkami. We „Włosach” opowiadam historię dwójki polskich hipisów, którym w jakiś sposób udaje się dołączyć do studenckiego wyjazdu do Indii. Jadą poznać swoich braci, ale czeka ich tylko rozczarowanie - kiedy trafiają do Indii, a konkretnie do Auroville, legendarnej hipisowskiej wioski, gdzie miały miejsce zdjęcia, okazuje się, że ruch na świecie już wygasa. Dawni „bracia” unikają słowa „hipis”, posługują się telepatią, bo być może są zbyt rozleniwieni, żeby mówić, i zażywają „boring drug”.
Bolesne rozczarowanie.
Główny bohater zdaje sobie sprawę z tego, że przemiany, w których uczestniczy, to proces ciągły, nie prowadzący do osiągnięcia satysfakcjonującego stanu ale jednocześnie będący tego stanu permanentną obietnicą. W filmie pojawia się krótki cytat z Marshalla Bermana na temat ciągłej nadziei na przygodę, rozwój okupiony groźbą zniszczenia wszystkiego, co znamy. W momencie, kiedy bohaterowie zdają sobie sprawę z tego procesu przeżywają rozczarowanie, ale i ulgę.
Twój film obnaża też trochę naszą „zaściankowość”. Kiedy bohaterowie „Włosów” lądują w Indiach okazuje się, że tam hipisi już od dawna nie istnieją.
Nie chciałam w żaden sposób wartościować tej sytuacji i na pewno nie użyłabym słowa „zaściankowość”. Polscy hipisi rozwijali się w izolacji od świata ale nie byli wcale przez to mniej ciekawym środowiskiem od amerykańskiego pierwowzoru, wręcz przeciwnie – paradoksalność sytuacji, w jakiej przyszło im funkcjonować stwarza bardzo ciekawy kontekst do rozumienia ideałów hipisowskich. Oczywiście obecnie również jesteśmy świadkami ruchów, które „podróżują” przez różne miejsca i środowiska, diametralnie zmieniając swoją formę i ewoluując jak mem.
Twoja praca ma mieć wydźwięk polityczny?
W swojej pracy raczej skupiam się na rejestracji określonych zjawisk, nie czuję się na siłach, żeby czynnie w nich uczestniczyć. Stąd jestem bardziej obserwatorką.
Świetnie widać to w Twojej kolejnej pracy, która pokazuje strajk na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Film przypomina dokument, to prawdziwa historia?
To wydarzenie rzeczywiście miało miejsce. W połowie lat pięćdziesiątych studenci wydziału rzeźby krakowskiej ASP okupowali pracownię przez jakiś czas, dopóki nie zostali z niej wyrzuceni. Opowiadając tę historię delikatnie w nią ingerowałam, zwróciłam niektóre wątki w inną stronę, żeby wywołać odpowiednią reakcję widza – w moim filmie artyści stosują strajk okupacyjny połączony z odmową pracy. Sytuacja, w której artysta zaprzestaje pracy w celu osiągnięcia określonego efektu wydała mi się ciekawym wątkiem. Jednocześnie, wprowadzając te zmiany miałam świadomość tego, że każda relacja historyczna jest błędna, więc nie ma to zbyt dużego znaczenia czy przedstawiam fakty, czy nie – te wydarzenia i tak dotarłyby do nas w zmienionej formie wynikającej z niedoskonałości pamięci.
Agnieszka Polska(ur 1985) jest jedną z ciekawszych artystek młodego pokolenia. W 2011 roku zdobyła główną nagrodę w konkursie malarskim im. Eugeniusz Gepperta we Wrocławiu. W tym roku jej filmy były prezentowane w Tate Modern w Londynie. Polska znalazła się także wśród 20 artystów nominowanych w 2012 roku do Future Generation Prize - nagrody dla młodych artystów.
Agnieszka Polska "Auroryt"
8.09 - 25.11. 2012
Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie