Profesor Karol Modzelewski uważa, że uznawanie liczby cytowań za miarę jakości to katastrofa współczesnej nauki.
Profesor Karol Modzelewski uważa, że uznawanie liczby cytowań za miarę jakości to katastrofa współczesnej nauki. Fot. Michał Mutor / Agencja Gazeta
Reklama.
Całkiem niedawno – również na łamach naTemat – posypały się gromy na stan polskiej nauki. Powodem tego oburzenia był fakt, że z ponad pięciuset unijnych grantów dla obiecujących naukowców, Polska dostała… jeden. Wiceprezes wyjaśnia, że – mimo iż nasz grant trafił w dobre ręce – to nie jest on jednak żadną miarą naukową.

Ubieganie się o granty to sztuka pisania podań. To zupełnie co innego niż twórczość naukowa. Pisanie podań wymaga sprawności w podobaniu się urzędom, do których się te podania pisze. Powinniśmy oceniać uczonych wg twórczości naukowej, a nie umiejętności pisania podań. (…) To jest robota dla administracji uczelnianej, a nie dla adiunkta, który ma na głowie napisanie habilitacji. CZYTAJ WIĘCEJ


źródło: "Gazeta Wyborcza"
Według profesora Modzelewskiego takie podejście jest zabójcze dla humanistyki. Były wiceprezes PAN ostro ocenia także popularny indeks Hirscha, który mierzy ile dobrze cytowanych prac napisał dany uczony.
Historyk wyjaśnia, że mierzy on jedynie liczbę cytowań, a nie prawdziwą naukową wartość dzieła. Nie zawsze liczba świadczy o jakości, prof. Modzelewski podaje przykład, gdy głośno krytykowana praca wskoczyła na sam szczyt rankingów.

Uznanie liczby cytowań za miarę jakości to katastrofa współczesnej nauki. Wypada w niej dobrze raczej to, co jest bardziej okrzyczane niż najlepsze. Czasami najbardziej okrzyczane są rzeczy najgorsze. Tak było ze sławnym esejem Francisca Fukuyamy o końcu historii sprzed 20 lat. Każdy szanujący się uczony w tej materii (…) uważał, że jest jego obowiązkiem napisać, że to bzdura. CZYTAJ WIĘCEJ


źródło: "Gazeta Wyborcza"

Zobacz: Z 536 unijnych grantów dla obiecujących naukowców Polska dostała... jeden. "To zaczyna być wstydliwe"

Powodem słabych wyników polskiej nauki w światowych rankingach jest fakt, że większość rodzimych prac powstaje tylko w języku polskim. Wtedy naturalnie liczba cytowań jest mała, bo nikt nie zna polskiego na tyle, żeby masowo cytować nasze prace. Niemniej jednak według profesora Modzelewskiego pisać po angielsku mogą sobie pozwolić jedynie fizycy lub medycy. Gdyby zaczęli robić to humaniści, byłby to "cios wymierzony w najważniejszą misję", czyli komunikację z publicznością własnego kraju.
Cały wywiad przeczytasz w "Gazecie Wyborczej".