
Oświadczenie brzmi poważnie i tak też traktują je nieświadomi całego absurdu użytkownicy. Pracownicy Facebooka z Markiem Zukerbergiem na czele raczej się tym jednak nie przejmą. Cała akcja z oświadczeniami jest jedną wielką bzdurą, co potwierdza chociażby fakt nieudolnego tłumaczenia z języka angielskiego. To tylko kolejny łańcuszek krążący po Facebooku, który internauci podłapali niczym najświętszą prawdę. Wklejenie całej formułki nie da absolutnie nic, poza zyskaniem łatki kogoś, kto dał się nabrać.
W odpowiedzi na nową politykę FB informuję, że wszystkie moje dane personalne, ilustracje, rysunki, artykuły, komiksy, obrazki, fotografie, filmy itd. są obiektami moich praw autorskich (zgodnie z Konwencją Berneńską). W celu komercyjnego wykorzystania wszystkich wyżej wymienionych obiektów praw autorskich w każdym konkretnym przypadku wymagana jest moja pisemna zgoda!
Dalej czytamy ostrzeżenia o tym, że wszystko, co wrzucimy na swój profil może być automatycznie wykorzystane przez Facebooka. Chyba że przynajmniej raz opublikujemy to "zbawienne" wręcz oświadczenie.
Każdy, kto czyta ten tekst może skopiować go na swój profil FB. Dzięki temu będzie chroniony ustawą o prawach autorskich.
To nic nie da
Konrad Traczyk, prezes Social Hackers oraz twórca strony Fejs.pl nie pozostawia złudzeń. – Jednostronne oświadczenie opublikowane na tablicy użytkownika nie jest w żaden sposób wiążące dla Facebooka – wyjaśnia, jednocześnie dodając, że prawnie wiążąca umowa zawierana jest w momencie rejestracji konta na serwisie. – Nie bez powodu zaznacza się wtedy te wszystkie ptaszki, które potwierdzają przeczytanie i zaakceptowanie regulaminu. Są zabezpieczeniem dla serwisu – słyszymy.
Tak wygląda "magiczne" oświadczenie
Po prostu sprawdź regulamin
Wszystkie kwestie związane z prywatnością i prawami autorskimi do wrzucanych na swój profil materiałów dokładnie określa regulamin Facebooka. Nie przypominasz sobie, żebyś go akceptował? Nie martw się, Facebook o wszystko zadbał i zrobiłeś to podczas zakładania konta. Wrzucenie zdjęcia lub filmu do serwisu społecznościowego jest równoznaczne z przyznaniem praw do ich wykorzystania Facebookowi.
Użytkownik przyznaje nam niewyłączną, zbywalną, obejmującą prawo do udzielania sublicencji, bezpłatną, światową licencję zezwalającą na wykorzystanie wszelkich publikowanych przez siebie treści objętych prawem własności intelektualnej w ramach serwisu Facebook lub w związku z nim (Licencja IP). Czytaj więcej
Licencja wygasa wraz z usunięciem z serwisu treści objętych prawem własności intelektualnej lub skasowaniem swojego konta, ale Facebook zabezpieczył się również przed tym.
Użytkownik przyjmuje jednak do wiadomości, że kopia zapasowa usuniętych treści może być przechowywana przez uzasadniony okres czasu (ale nie będzie udostępniana innym). Czytaj więcej
Facebook wyraźnie zaznacza, że wrzucenie czegokolwiek na swój profil nie wiąże się z utratą osobistych praw autorskich, czyli tego, że przy wykorzystaniu naszych materiałów musi być zaznaczone jego autorstwo – są niezbywalne dla twórcy. Niemniej jednak każdorazowo udzielamy serwisowi licencji na ich wykorzystywanie, rezygnując z jakichkolwiek roszczeń finansowych.
Oświadczenie masowo publikują nawet osoby – wydawałoby się – zaznajomione z internetem i mechanizmami łańcuszków. Socjolog internetu, dr Dominik Batorski przyznaje, że w ostatnim czasie widział sporo tych wpisów.
Konrad Traczyk przypomina inną sytuację, kiedy to fanpage'e publikowały podobne statusy na swoich stronach. – Tam chodziło jednak o zmianę ustawień, która dotyczyła ograniczenia widoczności wpisów, więc to trochę inna kategoria, a nie typowy łańcuszek – przypomina specjalista. Jego zdaniem te dwie sytuacje pozwalają dojść do wniosku, że Facebook ma ewidentnie luki jeżeli chodzi o komunikacją ze swoimi użytkownikami. Zarówno prywatnymi, jak i biznesowymi.