
Na polskiej prawicy ostatnio często pojawiają się głosy, że rządy Tuska przypominają już mroczne czasu PRL-u. Znaleźliśmy argument na potwierdzenie tej tezy, choć pewnie nie do końca o nim myśleli politycy PiS. Okazuje się, że podobnie jak w stanie wojennym, tak i teraz wielu mieszczuchów jeździ na wieś, aby kupić mięso prosto od rolnika. Tylko że dziś nie chodzi o kartki i pustki w sklepach, ale nową miejską modę na naturalne produkty.
– Człowiek dogadywał się z gospodarzem, że ten odchowa mu prosiaka i za parę miesięcy będzie świniobicie. My mieliśmy rodzinę na wsi, więc mój ojciec jechał PKS-em te 100 km, razem z bratem i swoim ojcem zabijali świniaka, rozbierali, przygotowywali, pakowali w kartony i ojciec wracał do Warszawy obwieszony nawet kilkudziesięcioma kilogramami mięsa – wspomina.
My mieliśmy rodzinę na wsi, więc mój ojciec jechał PKS-em te 100 km, razem z bratem i swoim ojcem zabijali świniaka, rozbierali, przygotowywali, pakowali w kartony i ojciec wracał do Warszawy obwieszony nawet kilkudziesięcioma kilogramami tego mięsa.
– W mojej rodzinie krąży taka historia z czasów stanu wojennego: szwagier teściowej kupił na wsi całego świniaka i wiózł go maluchem do Warszawy. Ale ponieważ proceder był nielegalny i szwagier bał się kontroli, posadził martwego świniaka na miejscu pasażera, ubrał w płaszcz, kapelusz i zapiął mu pas bezpieczeństwa – wspomina ze śmiechem Zuza z Warszawy, która przyznaje, że ostatnio sama pojechała na wieś kupić mięso bezpośrednio od rolnika.
"Potrzeba trochę umiejętności (albo znajomości jakiegoś lokalnego rzeźnika), dużą zamrażarkę w piwnicy i praktycznie przez cały rok ma się dostęp do bardzo smacznej w 100 proc. naturalnej wędliny. I to powiem szczerze wychodzi całkiem tanio" – pisze na stronie Wykop.pl użytkownik nunu85.
Można albo kupić świniaka od razu od rolnika (żeby mieć pewność, ze nie będzie fermowy całe życie faszerowany antybiotykami). Obecna cena to 5,70 brutto za kg. Taki tucznik waży koło 120kg, co daje nam koszt 684zł. Plus 50zł za ubój i mamy już własne mięcho. Wersja łatwiejsza, to pojechać od razu do ubojni (omijając rolnika) i kupić dwie półtusze. Wyjdzie trochę drożej i dodatkowo nie mamy pewności skąd pochodzi mięso, no ale sprawa za to znacznie się upraszcza. CZYTAJ WIĘCEJ
Następnie nunu wyłuszcza precyzyjnie, co zrobić z zakupionym towarem ("trzeba nie zapomnieć wziąć krwi i wątroby" – podkreśla). Jeśli nie chcemy mięsem zajmować się sami, warto dogadać się np. z emerytowanym rzeźnikiem, który po godzinach "robiąc domowe wędliny dorabia sobie do emerytury". Za dwa dni pracy taki ekspert bierze 200 zł.
Trzeba przyznać, że brzmi kusząco, zwłaszcza w czasach, gdy coraz więcej mieszczuchów tęskni za zdrowym, ekologicznym jedzeniem. Wypady po mięso stają się więc obok uprawy ekologicznych warzyw i kupna płodów rolnych wprost od producentów, kolejnym modnym żywieniowym trendem. – To kwestia bycia świadomym konsumentem. Chcę wiedzieć, skąd pochodzi mięso, które jem. Poza tym kupując je od rolnika mam gwarancję jego jakości i zapasy pysznej wędliny na kilka miesięcy – tłumaczy moja rozmówczyni. Ale czy na pewno ma rację? Czy takie mięso jest bezpieczne?
To kwestia bycia świadomym konsumentem. Chcę wiedzieć, skąd pochodzi mięso, które jem. Poza tym kupując je od rolnika mam gwarancję jego jakości i zapasy pysznej wędliny na kilka miesięcy.
Generalnie, zgodnie z obowiązującym prawem świnie powinny być zabijane w ubojniach, działających pod nadzorem weterynarza. Są tam ważone, a mięso jest dokładnie badane. Gwarancją jego jakości są certyfikaty HDI (Handlowy Dokument Identyfikacyjny) oraz system HACCP (ang. Hazard Analysis and Critical Control Points) – System Analizy Zagrożeń i Krytycznych Punktów Kontroli. – Po przekazaniu towaru do nas, mięso znów jest kontrolowane. Mniej więcej raz na miesiąc w zakładzie pojawia się sanepid – tłumaczy anonimowo właściciel firmy wędliniarskiej z Warszawy. Dodaje, że handel mięsem z nielegalnego uboju daje takim firmom jak jego mocno w kość. – Oczywiste jest, że u nas mięso musi być droższe, bo produkty muszą spełniać wszystkie konieczne normy – skarży się.
Lekarz weterynarii Tomasz Stężycki, zastępca powiatowego lekarza weterynarii w Piasecznie podkreśla, że zgodnie z prawem każdy przypadek uboju na własną potrzebę musi być zgłaszany, jednak nie zawsze tak się dzieje. Czy mięso prosto od rolnika może być niebezpieczne? – Oczywiście, każdy kupuje je na własne ryzyko. Mięso z takich źródeł nie jest w żaden sposób kontrolowane – mówi weterynarz. – Teoretycznie wszystko jest jadalne, tylko że niektórymi rzeczami można się zatruć – żartuje.

