Dlaczego sprzęt psuje się tuż po gwarancji? To "planowane postarzanie". Producenci wolą, żebyś kupował, a nie naprawiał
Michał Mańkowski
27 marca 2013, 12:46·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 27 marca 2013, 12:46
Ile razy słyszałeś, że sprzęt – zazwyczaj elektroniczny – zepsuł się zaraz po utracie gwarancji? Pralka, radio, telewizor, telefon działają idealnie do pewnego czasu. Dziwny traf chce, że bardzo często jest to termin pokrywający się z końcem gwarancji. Naiwni ci, którzy liczą, że to magia lub przypadek. To celowe działanie producentów, które skrupulatnie wypunktował raport partii Zielonych. Wojnę nieuczciwym koncernom wypowiada także Francja, która oskarża je o celowe umieszczanie specjalnych czipów przestających funkcjonować po upływie określonego czasu.
Reklama.
Takich historii można przeczytać na pęczki. Drugie tyle można usłyszeć od znajomych i rodziny. Kupujesz urządzenie, np. pralkę. Działa doskonale przez rok, drugi, trzeci. Nagle zaczynają się problemy. Co się stało? Nie wiadomo, nie działa. Myślisz, że to awaria, przecież to tylko pralka – nie rzucałeś nią, nie kopałeś, nie skakałeś – po prostu prałeś. Sięgasz po gwarancję, licząc, że wszystko szybko się załatwi. I tutaj zaczyna się problem, bo okazuje się, że gwarancja właśnie minęła. Kilka miesięcy, tygodni lub nawet dni temu.
Zamiast pralki może to dotyczyć dowolnego urządzenie RTV/AGD: lodówki, miksera, ekspresu do kawy, telewizora, telefonu, kamery, maszynki do mięsa, słuchawek, drukarki. Tak precyzyjne awarie to często nie przypadek, ale tzw. "planowane starzenie".
Zaplanowana awaria
O czym mowa? To nic mitycznego, ale konkretny termin, pod którym kryje się strategia producenta mająca na celu tworzenie towarów z ograniczonym czasem użycia. Mówiąc wprost: takich, które zepsują się w określonym terminie. Ich naprawa jest zazwyczaj nieopłacalna i wymaga od klientów kolejnego zakupu, a co za tym idzie zasilenia konta producentów. Nikt z nich się oczywiście do tego nie przyznaje, ale "planowane starzenie" jest faktem.
Sprawę pod lupę postanowiła wziąć niemiecka partia Zielonych. Raport przygotowany na jej zlecenie przez specjalną grupę rzeczoznawców nie pozostawia wątpliwości: producenci sprzętu RTV i AGD celowo projektują go tak, by zepsuł się w odpowiednim momencie. Ten moment to oczywiście czas tuż po upływie gwarancji. Urządzenia ulegają awarii nie z powodu zwykłego zmęczenia materiału, ale dlatego, że zostały zbudowane z części, które temu "pomogą".
To się opłaca?
Zwolennicy strategi planowanego postarzania podkreślają rolę tego procesu dla rozwoju gospodarki. Nieustanna potrzeba wymiany sprzętu powoduje, że wciąż jest zapotrzebowanie na produkcję, a to z kolei umożliwia utrzymywanie miejsc pracy. Cytowany przez „The Economist” guru marketingu, Philip Kotler uważa, że proces ten jest dla konsumentów korzystny. Prowadzi on do poprawy jakości świadczonych usług i wzrostu konkurencyjności.
Stefan Schridde, jeden z autorów raportu zdradza, że w ciągu ostatnich lat potwierdził nawet dwa tysiące takich przypadków. Sumy, które można na tym zyskać, każdego roku idą w miliardy. Niemniej jednak nie zdecydowano się na oficjalne stwierdzenie, że producenci planują usterki już w momencie projektowania sprzętu. Przychylają się jednak opinii, że koncerny "nie zwracają szczególnej uwagi na długowieczność urządzeń".
Zobacz też: Apple może stracić patent na dotykowe ekrany
Jak to robią?
W jaki sposób? Chociażby montując w urządzeniach części wrażliwe na wysokie temperatury lub czynniki zewnętrzne. Z drugiej strony, przypomnijcie sobie, ile razy spotkaliście się ze sprzętem, w którym nie można wymienić baterii. Idealnym przykładem są także drukarki komputerowe. Zdecydowanie zbyt często zamiast naprawy lub wymiany niektórych części dużo bardziej opłaca się… kupienie nowej. W wielu drukarkach istnieje także limit stron, po wydrukowaniu których urządzenie przestaje działać.
To jednak nie koniec kłopotów. Ostatnie dni to czas wzmożonej ofensywy przeciwko, nie do końca uczciwym, producentom elektroniki. Francja właśnie wypowiedziała im wojnę. Tamtejsi senatorzy doszli do podobnych wniosków co autorzy wspomnianego raportu: "zaprogramowane awarie" i części niemożliwe do wymiany są faktem.
Politycy złożyli projekt ustawy, który traktuje to jako oszustwo mające na celu skłanianie klientów do częstszych zakupów. Gdyby ustawa weszła w życie, wszyscy producenci byliby zobowiązani do udzielenia obowiązkowej pięcioletniej gwarancji na terenie Francji. Zabronione byłoby także montowanie czipów/akumulatorów. Dodatkowo koncerny miałyby obowiązek zapewnienia dostępu do części zamiennych przez… okres dziesięciu lat.
PRL wygrywa
Trochę więcej światła na "planowanie starzenie" rzucił Piotr Koluch ze specjalistycznego pisma "Pro-Test", który opowiadał o nim na łamach Programu Pierwszego Polskiego Radia. Ekspert przyznaje wprost, że można zaprojektować sprzęt uwzględniając jego awaryjność lub planując nieprzydatność.
Żeby jeszcze bardziej zrozumieć absurd psujących się tuż po gwarancji produktów, warto spojrzeć nieco wstecz. Mniej więcej do okresu PRL-u, który w tym kontekście ma się czym pochwalić. O ile estetyka i dostępność produktów pozostawiały wiele do życzenia, to solidności wykonania może pozazdrościć im niejeden dzisiejszy gigant.
Nie była to co prawda elektronika z najwyżej półki, ale np. pralki "Franie" często działają do tej pory, a w niektórych domach można znaleźć nawet sprawne stare radzieckie telewizory.
– Kiedyś, gdy coś się zepsuło, wołało się tzw. magika, który naprawiał sprzęt i ten działał kolejne 10-20 lat. Teraz bardziej opłaca się kupić drugi, niż naprawiać popsuty. Moi znajomi mają lodówkę, która działa 60 lat – mówił Piotr Koluch.
Spisek żarówkowy
Nie sposób pisać o "planowanym starzeniu" produktów, nie wspominając o tzw. "spisku żarówkowym". Tutaj jednak musimy cofnąć się jeszcze dalej, bo aż do lat 20. ubiegłego wieku. Wtedy to miał zawiązać się tzw. kartel Phoebusa pomiędzy gigantami z rynku oświetlenia: Osram, Phillipsem i General Electric. Dlaczego? Otóż zagiął ich Thomas Edison.
Wynaleziona przez niego żarówka mogła pochwalić się ponad dwoma tysiącami godzin żywotności. To długo. Dla koncernów zajmujących się ich produkcją zdecydowanie za długo. Według teorii spiskowych mieli oni ustalić, że zaczną produkować żarówki ze słabszych gatunkowo materiałów oraz w nieco inny sposób, tak by przestawały działać już po tysiącu godzin. To właśnie wtedy po raz pierwszy pojawił się termin "planowanego starzenia".
Spisek żarówkowy - nieznana historia zaplanowanej nieprzydatności
Piotr Koluch w "Jedynce" przestrzegał jednak przed doszukiwaniem się spisku w każdej awarii. Czasami to po prostu zwykły pech. W jego opinii taka praktyka ma też swoje plusy. – Jeżeli sprzęty nie będą wymieniane, to biznes nie będzie się kręcił. A co ze wzrostem gospodarczym, jeśli przestaniemy kupować? To celowa robota, która go nakręca – skwitował. Problem w tym, że czasami zamiast drugiej pralki wolelibyśmy kupić sobie nowy telewizor...
Często stosowanym zabiegiem jest także wykonanie z plastiku części urządzenia, które są szczególnie narażone na uszkodzenie przy długotrwałym użyciu, jak koła zębate w mikserach czy krajalnicach. Gdyby producenci stosowali materiały bardziej odporne na zużycie lub wykonywali urządzenia bardziej starannie, znacznie możnaby wydłużać długowieczność sprzętu. W słuchawkach na przykład często dochodzi do przerwania przewodów wykonanych ze zbyt delikatnych materiałów.
CZYTAJ WIĘCEJ
źródło: biznes.onet.pl
Dlaczego tak się działo? Cóż, socjalizm po prostu nie miał interesu w tym, żeby produkowane wówczas urządzenia możliwie szybko psuły się i trafiały na wysypisko. Natomiast w kapitalizmie odgórnie ograniczona długość życia produktu to kwestia niezwykle istotna. (…) Wystarczy obejrzeć budowę silnika odkurzacza z lat 70 – sam metal! Obecnie wszystko co można, wykonuje się z tworzyw sztucznych. Nie są to złe materiały, ale nieporównywalnie mniej trwałe CZYTAJ WIĘCEJ