Berlińczycy są modowo wyluzowani. A Polacy? Lansują się na Hunterach i nadal czują "głód marki".
Berlińczycy są modowo wyluzowani. A Polacy? Lansują się na Hunterach i nadal czują "głód marki". Fot. love Maegan / http://bit.ly/11iwsSk / CC BY 2.0 / http://bit.ly/TO79Y / love Maegan / http://bit.ly/16XS3jX / CC BY 2.0 /http://bit.ly/UPjUl
Reklama.
Projektantka marki Patkas po powrocie z podróży do Berlina zwróciła uwagę na modowy luz Berlińczyków.
Patkas
projektantka marki

Berlińczycy są strasznie wyluzowani, nie widziałam żadnej pary kaloszy Hunter, ani bardzo drogiej firmowej torebki. Dziewczyny często noszą sukienki i spódnice, a na nogach królują trampki. Ogólnie kompletny luz. CZYTAJ WIĘCEJ


Modnie spięci
– W Polsce jest napięcie na marki. Często nawet te z wyższej półki. Na ulicach widać nie tylko kalosze Huntera, ale i torebki Louis Vuitton, Furla. Wszystko musi być elegancko – mówi Patkas w rozmowie z naTemat. Jej zdaniem większy luz widać w Warszawie. – Jest wyraźna różnica między np. Gdynią, w której mieszkam teraz, a Warszawą, z której pochodzę. Warszawianki są bardziej otwarte na modowe trendy, wyglądają ciekawej. Berlin jest już totalnie wyluzowany. Nikt nie zwraca tam takiej uwagi na marki – dodaje projektantka.
"Markowego napięcia" nie zauważa dziennikarz modowy Marcin Różyc, autor książki "Nowa Moda Polska". W jego ocenie marki są ważne, bo są istotnym aspektem wizerunku. – Zwracam uwagę na marki, ale na polskiej ulicy ich nie widzę. Uważam, że Polakom brakuje zaangażowania w marki – stwierdza Różyc.
Polski głód marki
Być może bierze się to stąd, że nasze poczucie markowości jest inne niż na Zachodzie. – W Polsce cały czas jest głód marki. Ale u nas za markowe uważa się nawet sieciowe ciuchy, a wyższa półka nadal pozostaje luksusem – uważa dziennikarka i znawczyni mody Joanna Bojańczyk.
Marcin Różyc przyznaje, że snowbowanie na markę dotyczy tych masowych, do których zalicza wspomnianego Huntera. Niektórzy za luksusowe uważają właśnie te kalosze. – Niektóre osoby w Hunterach chodzą nawet w słoneczny dzień. Za markowe uchodzą też Conversy, a przecież to zwykły producent trampek. Właściwe każde środowisko ma markę, na której się lansuje. Zależy to od poziomu ekonomicznego i od tego, "gdzie się spojrzy" – podkreśla Joanna Bojańczyk. – Niedawno słyszałam, jak licealistka prosiła mamę, żeby w Paryżu poszukała dla niej kurtki puchowej Monclera, której ceny zaczynają się od 700 euro – przytacza przykład Bojańczyk i przyznaje, że była zaskoczona, że już licealiści są tak zorientowani w markach luksusowych.
W jej opinii większość Polaków nie potrafi się jeszcze modowo wyluzować. Nadal przywiązujemy wagę do tego, gdzie kupujemy ubrania. – Markowa presja jest szczególnie widoczna wśród młodzieży – zauważa dziennikarka. Co ciekawe, to właśnie młodzież ubiera się coraz odważniej, bardziej na luzie i potrafi bawić się stylem. Zamiłowanie do luksusowych marek wcale nie jest jednak na Zachodzie mniejsze niż w Polsce. – Logomania nie opadła. Trwa nadal. Ci, którzy lubią rzeczy lepszej jakości, nadal chodzą na zakupy do sklepów z rzeczami z "wyższych półek" – zwraca uwagę Bojańczyk.
Styliści i znawcy mody nie widzą jednak nic złego w tym, że Polacy czują "głód marki". Kiedyś na wiele rzeczy nie mogliśmy sobie przecież pozwolić. Dziś zakupów już nie ogranicza nie tylko ostra selekcja i dostępność marek, ale również sytuacja materialna. – To są nasze kompleksy. Ludzie chcą pokazać swój status. To naturalne i nie ma w tym nic złego – zaznacza Bojańczyk. Zgadza się z tym Marcin Różyc. – Ja nawet bym wolał, żeby Polacy skupiali się na markach i na tym, co one reprezentują. Przecież markowe rzeczy kupuje się też po to, żeby eksponować logo. Ja nie widzę nic złego w kupowaniu dla marki. Marka to pewien przekaz estetyczny. Skończmy z tym pseudo uciekaniem od marek – apeluje.
Wyluzowany Berlin i zestresowana Warszawa
Projektantka Patkas uważa, że na modowe wyluzowanie Berlińczyków ma również wpływ ich styl życia. – Na ulicach są tłumy, wszędzie widać rowerzystów, w parkach ludzie spacerują z dziećmi, z psami, spotykają się ze znajomymi, odpoczywają na kocach, grillują w parku. W miejsckim parku grilluje co druga odpoczywająca osoba. W Polsce to nadal budzi wielkie zdziwienie – komentuje Patkas.

Czytaj też: Każdy chce być "no logo". Jak komercjalizuje się... bunt wobec komercji
W ocenie Marcina Różyca w Polsce jest naprawdę wiele fajnie ubranych osób. Jest ich też coraz więcej, ale nie zmienia to faktu, że Warszawa w porównaniu z Berlinem zawsze wypadnie stylowo na mniej wyluzowaną. – Warszawa jest miastem spiętym, miastem stresującym i zestresowanym. Berlin to europejski fenomen spokoju. Taka mekka spokojnego życia. Jeśli dwie dziewczyny, z Berlina i z Warszawy, byłyby tak samo ubrane, to i tak ta z Berlina będzie wyglądała na bardziej wyluzowaną. Warszawa ma swój charakter bardziej zbliżony do stresującego Londynu niż wyluzowanego Berlina – podkreśla.