Targi, na których można było kupić własnoręcznie tkane serwety, obrazy ludowych twórców i etniczną biżuterię przez długie lata były jedynie elementami regionalnych jarmarków. Dziś po rękodzieło sięgają już nie tylko staruszkowie, którzy w ten sposób dorabiają do emerytury. Na rynek wkroczyli młodzi, wykształceni, internetowi i zdeterminowani, by sprzedaż rękodzieła stała się ich podstawowym sposobem na zarobki.
Ania Wrzesińska na co dzień pracuje na etacie w Teatrze Wielkim. I choć to stała praca, która zapewnia jej i bezpieczeństwo finansowe, i satysfakcję, Ania jakiś czas temu opracowała sobie plan B. Na wypadek gdyby coś poszło nie tak, po godzinach zajmuje się bukieciarstwem. Ślubne wiązanki robi jednak nie z kwiatów, a biżuterii – broszek, korali, naszyjników. Swoje prace wystawia w serwisie internetowym. I przyznaje, że gdyby zajęła się nimi w pełnym wymiarze godzin, spokojnie mogłaby się utrzymać.
Podobnych historii jest tyle, co użytkowników takich serwisów. A tych przybywa. Amerykański "Forbes" uznał niedawno portal etsy.com za jeden z najbardziej obiecujących biznesów wśród internetowych projektów. W jednym szeregu z Airbnb czy Open Table.
Obie strony wygrywają
Ania wystawia swoje bukiety w europejskiej konkurencji Etsy, DaWanda.com. Kiedy rozmawiamy, przyznaje, że była zdziwiona tym, co internetowe targowisko jej zaoferowało. – Od serwisu dostaje się witrynę, którą można spersonalizować, a także pokaźną pomoc w formie reklamy. Raz na jakiś czas dostajemy e-mail, jakie przedmioty będą promowane na stronie głównej, na przykład: kolor turkusowy, przedmioty na biwak i sukienki. Podsyłamy swoje propozycje, które później mogą się znaleźć na czołówce. Najfajniejsze przedmioty mogą trafić też do trendbooka, czyli katalogu rozsyłanego do prasy, biur – mówi.
Wszystko w zamian za 5-procentową prowizję od sprzedanych dzięki witrynie przedmiotom. Jak twierdzi Ania, obie strony wygrywają. Jak bardzo?
– Myślę, że gdybym poświęciła się temu w stu procentach, nie byłoby źle – ocenia i dodaje, że na etacie trzyma ją jeszcze brak odwagi. Bo dzięki serwisowi internetowemu zamówienia przychodzą już nie tylko z Polski, ale i zagranicy. Dziennie to kilka e-maili z pytaniami o bukiety, z których każdy kosztuje od 450 do 800 zł – słyszymy.
Proces produkcji ręcznie wykonanego bukietu z biżuterii może trwać nawet kilka wieczorów – błyskotki trzeba połączyć z drucikami, poprzyklejać, skomponować. Ale do czasu pracy Ania musi doliczyć też długie godziny spędzone w hurtowniach, na bazarach i w internecie. – Mam więc ograniczone siły przerobowe – śmieje się i dodaje, że ze względu na to, musi czasem odmawiać potencjalnym klientkom.
Z TVN do internetu Luiza Poreda, fotografka i graficzka swoje prace zaczęła z kolei wystawiać w internetowych galieriach – impresjo.pl, doop.pl. Za oprawioną kopię rysunku chce 150 zł. I choć wciąż twierdzi, że sprzedaż mogłaby iść lepiej, z wyników jest zadowolona. Jak przyznaje, po wakacjach zacznie działać jeszcze intensywniej.
Internet pomógł też Ani Paluszek. Studentka socjologii od kwietnia szyje pokrowce na telefony i laptopy. Na blogu handmadestuff.blogspot.com prezentuje wzory: pokrowiec - dziobak, pokrowiec Sid leniwiec, pokrowiec - sowa. Ania początkowo szyła je dla siebie, ale koleżanka namówiła ją, by zaczęła oryginalne etui sprzedawać.
Na blogu Ani nie ma cen. Są za to gotowe wzory i kontakt, dzięki któremu można zamówić zupełnie własne. Koszt jednego to około 30 zł. – Nie da się z tego wyżyć, na razie robię to dla przyjemności. Jest też świetne jako studencka praca dodatkowa – deklaruje Ania i przyznaje, że zastanawia się też nad wystawieniem w przyszłości swoich prac w serwisie Pakamera.pl – kolejnego polskiego odpowiednika Etsy.com.
W Pakamerze wystawia się Anna Traczewska, która ze względu na stan zdrowia musiała zrezygnować ze stałej pracy w mediach. Z dyrektora ds. marketingu w TVN, została krawcową. Stworzyła swoją markę – Metka by Traczka i zaczęła szyć worki na buty, podróżne worki na bieliznę oraz etui do laptopów.
Choć zarobki ma znacznie skromniejsze niż w dużej firmie, nie narzeka. – Da się robić tak, by wystarczyło na w miarę skromne życie. Tylko trzeba dużo pracy – mówi i zaznacza, że sprzedaż rękodzieła w internecie to prawdziwa harówka.
– Trzeba wystawiać w sklepie coraz to nowe rzeczy, prowadzić fan page, organizować konkursy – wylicza. Sama do tych wszystkich działań dołożyła jeszcze blog, na którym umieszcza między innymi zdjęcia swoich klientów fotografujących się z jej torbami w różnych miejscach świata.
Przyszłość? Małgorzata Rose za rękodzieło wzięła się natomiast po urodzeniu dziecka. Początkowo robiła to, żeby przez chwilę zająć się czymś oprócz opieki nad maluchem. Teraz, mimo że pracuje w branży szkoleń, nadal zajmuje się wytworami z filcu i ceramiki. I choć przyznaje, że większość swoich wyrobów po prostu rozdaje znajomym, bo ma kłopot z marketingiem w internecie, sama jest nałogową użytkowniczką rękodzielniczych portali.
– Wiem, że przedmiot, który kupuję stworzył człowiek, od początku do końca. W serwisach rękodzielniczych kupuję ubrania, biżuterię, a nawet meble i elementy dekoracji domu. Lubię takie przedmioty, bo są niepowtarzalne, ładne i mają duszę – zaznacza.
Podobnie do niej myśli zresztą coraz więcej internautów. Już w ubiegłym roku sama Pakamera.pl wystawiała 349 tys. przedmiotów tysiąca twórców, a jej obroty wynosiły 5 mln zł. Jak w rozmowie z Arturem Kurasińskim, twierdziły założycielki serwisu, wielu artystów, którzy pokazują tam swoje produkty wypracowuje dzięki nim średnią krajową.
Koniec z sieciówkami, nadchodzi czas internetowego rękodzieła?