
Kilka dni temu wyszło na jaw, że o. Krzysztof Mądel zakaz publicznych wypowiedzi i sprawowania funkcji kapłańskich otrzymał od swoich zwierzchników z zakonu jezuitów nie tyle ze względu na głoszone opinie, a bójkę, w którą miał się wdać z innym zakonnikiem. Jezuita przyznał, że do incydentu doszło, ale twierdzi, że jego zachowanie było jedynie obroną. Dziś duchowny zdradził, że jego nerwowa reakcja była spowodowana wspomnieniami z czasów, gdy był molestowany przez księdza.
REKLAMA
Z dotychczasowych relacji o. Krzysztofa Mądela wynikało, że do przepychanki ze współbratem doszło, gdy ten uderzył go w twarz "Gazetą Wyborczą", w której był zamieszczony kontrowersyjny wywiad z nim. Ojciec Mądel przyznał, że atakującego go zakonnika instynktownie odepchnął. Władze jego zakonu szybko wykorzystały to jednak jako pretekst do uciszenia go. We wtorkowym programie "Tak czy nie" na antenie Polsat News zakaz nałożony na jezuitę komentował inny niewygodny dla hierarchów polskiego Kościoła duchowny, ks. Wojciech Lemański. - Krzysztofie, nie jesteś sam. Nawet, jeśli się potknąłeś, to jesteś po jasnej stronie mocy - stwierdził w rozmowie z Agnieszką Gozdyrą.
Dziś na ten cytat zamieszczony na twitterowym profilu dziennikarki odpowiedział o. Krzysztof Mądel. Kilka słów podziękowania za solidarność zszokowało jednak wszystkich. Jezuita wplótł bowiem w nie niezwykle ważne wyznanie. "To niestety było echo molestowania przez księdza w dzieciństwie" - napisał na temat bójki. W dalszych postach tłumacząc, iż jako dziecko był wykorzystywany przez duchownego. Mimo, iż później sam założył sutannę, do dziś cierpi z powodu tamtej traumy. "Kiedy dostałem w Sączu w twarz od stojącego nade mną księdza, to wszystko wróciło, zerwałem się i odepchnąłem go z całych sił" - tłumaczy.
Te same przeżycia miały wrócić, gdy o. Krzysztof Mądel rozmawiał z prowincjałem o nałożeniu na niego kary. W oficjalnym oświadczeniu na ten temat Towarzystwo Jezusowe podkreślało, że "rozmowa ta - trwająca niespełna godzinę - nie została jednak zakończona, ponieważ o. Mądel, pomimo wyraźnych próśb, opuścił pokój Prowincjała". Dziś duchowny tłumaczy dlaczego tak się stało. "Wyszedłem z rozmowy z prowincjałem bo zacząłem mu mówić o przyczynach incydentu i się rozbeczałem jak dziecko, bo to przykre wspomnienie" - wyznaje.
Prawdziwość wyznań o molestowaniu natychmiast pod znakiem zapytania postawili konserwatywni blogerzy i dziennikarze. Szczególnie publicysta "Do Rzeczy" Wojciech Wybranowski. W jego opinii, to wszystko kłamstwa, którymi jezuicki teolog i publicysta próbuje oczyścić się, gdy wyszła na jaw jego agresja przeciw współbratu. "Mam wątpliwości co do Ojca narracji. Nie jest spójna, za dużo różnic w szczegółach kolejnych wersji. No i teraz to molestowanie. Proszę wybaczyć- ale trochę przypomina to robienie z siebie ofiary na siłę: molestowany przez księży, teraz zamknięto mu usta'. Idealny bohater dla GW" - napisał Wybranowski na Twitterze.
Sam o. Mądel odsyła tymczasem do czwartkowego wydania "Gazety Krakowskiej", w której najprawdopodobniej ujawnia więcej szczegółów na temat swoich przeżyć z dzieciństwa oraz kulisów ataku ze strony współbrata w domu zakonnym w Nowym Sączu.
