Oto Hanna. Hania ma 22 lata, studiowała, ale szybko to rzuciła. Maturę zdawała nie tak dawno temu, ale prezentacji maturalnych, czy prac zaliczeniowych na uczelniach wyższych napisała już okołu stu. Pisze je na zamówienie, za pieniądze. Czyje? Uczniów? Czasem. Częściej ich rodziców.
Kiedy zorientowałaś się, że można nieźle żyć z pisania prac?
Zaczęło się mniej więcej dwa lata temu. Odezwała się do mnie koleżanka z Opola, poprosiła, by pomóc jej w pisaniu pracy maturalnej. Skończyło się na tym, że napisałam ją sama w całości. Ale później przypadków już nie było. Wiedziałam, że mogę pisać ich więcej, bo sobie samej napisałam dosłownie w kilka godzin. Zaoferowałam się w internecie, a że znałam wówczas sporo ludzi o rok młodszych, to szybko rozeszła się informacja, że „jest dziewczyna, która pisze prace na zamówienie”.
Komu najczęściej piszesz prace?
Generalnie skupiam się na liceum i gimnazjum. Sama studiowałam krótko, nie studiuję i raczej studiować nie zamierzam. Wolę więc nie dotykać się tego, czego sama nie spróbowałam i później nie byłabym z tego zadowolona.
Ale reguły nie ma. Pisałam eseje, czy zwykłe interpretacje dla gimnazjalistów, prace maturalne, ale i eseje dla studentek filozofii na Uniwersytecie Warszawskim. Wyobraź sobie – dziewczyna po zwykłym liceum pisze eseje na zaliczenie semestru studentkom filozofii na prestiżowym uniwerku. Czy to nie brzmi śmiesznie? Jak widzisz – reguły nie ma.
I śmiesznie, i strasznie. Szokująco.
Dla ciebie szokująco, dla mnie lekko zabawnie.
Rozmawiasz z nimi, dlaczego się do ciebie zgłosiły? Czy one mówią wprost – nie chce mi się, nie umiem?
One nic nie mówią, ja o nic nie pytam. Generalnie średnio mnie to interesuje. Takie zlecenie to dla mnie kasa, po co więc mam tak podchodzić do sprawy? Nie chcę urazić moich klientów, a fakt, że są leniwi jest dla mnie i dla nich znany.
No dobrze, w takim razie powiedz: na początku ogłosiłaś się raz, a potem...?
Większość rozchodzi się pocztą pantoflową. Naprawdę dla mnie to jest najlepsza reklama. Podam ci prosty przykład: jestem z okolic Białegostoku, a klientów miałam z Opola, Szczecina, Rzeszowa, Warszawy... Długo by wymieniać. Siostra powie koleżance, koleżanka kolejnej. Ale nie ukrywam, że sporo zarobiłam dzięki portalom społecznościowym, a dokładniej szalenie szybkim przepływie informacji.
Nie boisz się, że ktoś zgłosi czym się zajmujesz, że poniesiesz jakieś konsekwencje?
Nie jestem prawnikiem, ale generalnie wydaje mi się, że większa odpowiedzialność karna ciąży na kupującym niż sprzedającym? A to, jak się domyślasz, niespecjalnie mnie już martwi. My pomagamy sobie nawzajem – ktoś mi daje kasę, a ja w zamian dostarczam „wiedzę” w pigułce – wystarczy ją przyswoić.
Przepraszam, ale muszę o to spytać – nie masz jakichkolwiek wyrzutów sumienia?
Nie masz za co przepraszać, ja się nie gniewam (śmiech). Wiesz – większe wyrzuty sumienia mam gdy wiem, że nie postarałam się w napisaniu takiej pracy, jak powinnam, niż to, że „roluję” system szkolnictwa.
A nie myślałaś kiedyś, by uderzyć pięścią i napisać do rodziców, powiedzmy tego gimnazjalisty, czy licealisty, że ich dziecko kupuje sobie dobre oceny w internecie?
Haha, zdziwiłbyś się, ale ludzie doskonale o tym wiedzą. Jak myślisz – skąd taki gówniarz ma na to pieniądze? Od rodziców! Opowiem ci historię, która mi się przytrafiła. Nie tak dawno jedna mama tłumaczyła mi, że języka polskiego to się uczą dziewczynki, a chłopcy grają w piłkę. Więc – co by synek zdał na medal, a ona mogła pochwalić się zdolnym dzieckiem, wyjęła pieniądze z banku i zapłaciła mi za gotowy produkt.
Nie robisz sobie żartów, prawda?
Oczywiście, że nie. Praktycznie każda osoba, która kupuje ode mnie pracę ma uświadomionych rodziców w tej kwestii. Może te mądrzejsze bardziej się ukrywają, bo im wstyd. Ale tym mniej inteligentnym to nie wiem, czy sami rodzice tego nie sugerują. Raz dostałam zamówienie na pracę maturalną, to było piątego maja. A szóstego chłopak miał maturę. Niestety miał też „party” dzień wcześniej, więc zaniosłam mu pracę do szkoły. Napisałam ją w dwie godziny i od razu z góry zapowiedziałam, że nie będzie to arcydzieło. Ale chłopak zaliczył.
Podziękował?
Nie, po prostu policzyłam za to „ekstra”, kwiatki i czekoladki mnie nie interesują. Szczególnie kwiatki od klienta, bo tak ich traktuję.
…
Ale pocieszam się, że ci ludzie nie grzeszą inteligencją i raczej potem nie wybierają się na jakieś dobre studia. Myślę więc, że taka praca to nie jest przepustka do lepszego życia, tylko raczej możliwość zakończenia w miarę godny sposób swojej edukacji na szczeblu średnim.
Tak, ale w ten sposób poniekąd zapewniasz im wykształcenie.
To fakt, ale powiedzmy sobie szczerze: czy teraz szkoła średnia coś umożliwia? Czy studia coś umożliwiają? Same w sobie? Chyba ta epoka jakiś czas temu się skończyła i spoglądając na rynek pracy ważniejszym egzaminem, jest egzamin z robienia akryli na paznokciach lub ombre na włosach.
Nie jesteś dla swoich „klientów” ani trochę wyrozumiała.
Słuchaj, jeśli są osoby, które rzucają okiem na pracę i mówią, że jest wszystko ok, bo „nie ma zbyt dużo trudnych słów”? Była jedna taka dziewczyna, która w ostatnim tygodniu zorientowała się, że nie czytała żadnej z książek, które zostały użyte w pracy. I zażyczyła sobie zmiany lektur, choć gotową pracę dostała pięć miesięcy wcześniej. Oczywiście odmówiłam, nawet za pieniądze nie chciałoby mi się tykać tak nudnego tematu drugi raz...
Inna z kolei kilka dni przed maturą uświadomiła sobie, że nie może zalogować się na swoją pocztę. A tam miała swoją pracę. Spytała, czy mogłabym jej przesłać drugi raz. Pech był taki, że dzień wcześniej wyczyściłam komputer...
Nie ma co, dziewczyna była bardzo przejęta swoją maturą. Powiedz mi, czy to ty wymyślasz swoim klientom tematy?
Zazwyczaj oni sami wybierają, ja się dostosowuję. Chyba że temat jest naprawdę absurdalny. Pewna dziewczyna, która nigdy nic nie miała wspólnego z polityką, a nawet się nią nie interesowała, wybrała temat odnośnie języka polityków w telewizji. Wybrała ten temat, bo „brzmi fajnie”. Odradziłam jej, ostatecznie pisałyśmy o „motywie matki w literaturze”. Czasami myślę, że oni specjalnie kreują się na inteligentnych, a tylko utrudniają sobie życie...
Zaliczyłaś już kiedyś jakąś „wpadkę”? Nigdy nie wydało się, że maczałaś palce w czyjejś pracy?
Nie wiem, nawet nie interesują mnie wyniki tych egzaminów. Ale generalnie ciężko udowodnić, czy ktoś komuś pisał całą pracę, czy tylko komuś pomagał. Ale nauczycielki raczej nie powinny się czepiać, znam kilka, które piszą prace swoim uczniom. Odpowiadając na twoje pytanie: jest to niemożliwe do udowodnienia. Chyba, że ktoś sam się przyzna, ale takiego przypadku nie znam. Ja się cieszę, jak mój klient jest zadowolony i zdaje z powodzeniem. Trudno brać bolączki całego świata na siebie.
Ile uzbierało się tych prac?
Maturalnych? Około pięćdziesięciu. A wszystkich grubo ponad sto. Eseje, interpretacje, analizy, poprawki... Nawet tego nie zliczę.
Jeszcze jedno pytanie – jak wyglądają twoje stawki?
Praca maturalna to ok. 150 zł. Esej dla studenta, choć zależy od tematu, kierunku studiów, to od 150 do 300 zł. Jakieś inne bzdurki ok. 50 zł.