Ireneusz T. Lisiak, dawny działacz opozycyjny, a obecnie publicysta pisma narodowców "Myśl Polska", 2 grudnia wyda książkę, która, jak zapowiadają prawicowe portale, "złamie niepisaną zasadę milczenia wśród historyków o kolaboracji Żydów w czasie II wojny światowej". Nadzieje na skandal są wielkie, ale pytani o sprawę historycy mówią wprost: nie ma czegoś takiego jak "zasada milczenia", a taka publikacja to pożywka dla antysemitów. – Szkodliwy bełkot człowieka o zerowym dorobku – kwituje prof. Andrzej Friszke.
Kim jest Ireneusz Teofil Lisiak? Część osób może go kojarzyć z protestami studenckimi w marcu 1968 roku. Znalazł się wtedy wśród tych studentów, których relegowano z uczelni za udział w demonstracjach i ukarano kilkuletnim zakazem studiowania. Właśnie w związku z tamtymi wydarzeniami w 2011 roku został oznaczony przez prezydenta Bronisława Komorowskiego "Krzyżem Wolności i Solidarności", co dziś jest faktem mocno podkreślanym w zapowiedziach jego książki.
Od opozycji, przez PiS, do narodowców
Nie, nie jest historykiem. Bliżej mu raczej do publicysty lub polityka. Od kilkunastu lat publikuje w piśmie "Myśl Polska", a w 2007 roku startował z list PiS w wyborach parlamentarnych. Bezskutecznie - znalazł się wśród kandydatów z najmniejszą liczbą głosów.
Skąd zainteresowanie tematyką żydowską? "Dziś wielu historyków omija problemy żydowskie, a już pisząc o okupacji i Żydach czynią to na kolanach, przyjmują wobec każdego stwierdzenia padającego z ust obywatela żydowskiego jako prawdę objawioną" – przekonywał w wywiadzie dla "Myśli Polskiej".
"Poza tym, jeśli mówimy o kolaboracji Żydów, to dotyczy to kolaboracji z Sowietami. O kolaboracji z Niemcami nie wiemy prawie nic, lub bardzo mało. (...) Za to internet wypełniony jest wypowiedziami lemingów, którzy wstydzą się, że są Polakami, wszędzie widzą antysemitów, a jednostkowy przypadek drańskiego zachowania rozciągają się na cały naród" – dowodził.
Książka "Żydowscy kolaboranci Hitlera" ma zadać kłam twierdzeniom "lemingów" i złamać tabu..., czyli spełnić podobną funkcję, jak poprzednia publikacja Lisiaka zatytułowana "Nie musimy płacić Żydom" (rzecz o roszczeniach Żydów, którzy utracili swoje majątki w Polsce).
Tak pisze w zapowiedzi portal prawy.pl: "Mocną stroną książki jest niewątpliwie jej bibliografia. Autor zebrał w niej świadectwa (pamiętniki i wspomnienia Żydów z II wojny światowej) oraz dokumenty ilustrujące współpracę Żydów z Niemcami. (…) W ten oto sposób odsłania się prawdziwy, szokujący obraz tego, w jaki sposób dzieło eksterminacji zaangażowani byli sami Żydzi".
Ze skrajności w skrajność. I antysemityzm
Już dzięki temu opisowi można się domyślać, że książka Lisiaka, choć w zamyśle postawiona na kontrze do uproszczenia Polak - pomocnik Hitlera, sama podobny skrót zastosuje. Dr Wiesław Bułhak z Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej mówi w rozmowie z naTemat, że pewnie wpisze się w schemat dwóch skrajnych narracji, które obserwujemy. – Albo Polacy byli okropni albo Żydzi byli okropni (a Polacy wspaniali). Z grubsza rzecz biorąc to jest ten konflikt i nie toczy się on o wiedzę historyczną, ale o wyobrażenia. Generalnie te dwie postawy zawsze prowadzą do usprawiedliwienia pewnych rzeczy, a prawda historyczna jest przecież zawsze bardzo złożone – podkreśla.
Według Bułhaka jeśli już ktoś pod hasłem "Żydowscy kolaboranci Hitlera" stara się pisać o historii, to by udowodnić, że my Polacy byliśmy wspaniali. – Gdzieś w podtekście takich publikacji jest antysemityzm, bo to są wszystko sprawy niejednoznaczne, a używane do wojen ideologicznych stają się strasznie uproszczone – dodaje pracownik IPN.
Bardziej jednoznacznie wypowiada się inny historyk, prof. Andrzej Friszke. – Mam niechęć do wszelkiego rodzaju Zychowiczów i Cenckiewiczów za ich kompletne lekceważenie poważnych monografii, wymyślanie scenariuszy i nieuctwo. Ten pan się wpisuje w to towarzystwo. To jest normalny antysemita, którego trzeba odsunąć na margines – ocenia.
Prof. Friszke proponuje, by ocenę wartości publikacji Lisiaka zacząć od wzięcia pod lupę kompetencji autora. – A te w tym wypadku są żadne. Ten człowiek nie ma żadnego dorobku, żadnych publikacji, które pozwoliłyby mówić o nim jako o historyku. Równie dobrze mógłby pisać książki o księżycu i tak nikogo by to nie obchodziło – kwituje ekspert.
Kto komu zamyka usta
Moich rozmówców szczególnie irytuje to, że w kontekście II wojny i Żydów środowiska prawicowe mówią o "tabu" czy też właśnie o "niepisanej zasadzie milczenia". – Jest wiele książek i materiałów na ten temat. Pisze się tam m.in. o policji żydowskiej w gettach, opisuje się skomplikowane zjawiska w getcie łódzkim, gdzie przywódca Chaima Rumkowski został uznany za kolaboranta. To wszystko jest. Może nie jakoś intensywnie dyskutowane publicznie, ale jednak – zaznacza dr Bułhak.
– Zresztą, mówienie o kolaboracji jest tutaj przesadą. To było, wątpliwe w pewnych przypadkach, ale radzenie sobie w odpowiedzi na Zagładę. I nie można zachowań w tamtym czasie wyjmować z tego kontekstu – dodaje prof. Friszke.