Do kawiarni weszła młoda, niezwykle piękna i szeroko uśmiechnięta dziewczyna. Nic nie wskazywało na to, że to właśnie ona przysłała mi maila, w którym opisała swoją dramatyczną przeszłość. Dorastanie w patologicznej rodzinie, a w następstwie kradzieże i napady pod wpływem narkotyków sprawiły, że Kasia w wieku 15 lat trafiła do Ośrodka Wychowawczego. I choć dziś znakomicie radzi sobie jako projektantka biżuterii, nie może pogodzić się z tym, że każdego dnia młodych ludzi w Polsce spotyka to, co ją.
Najpierw byłam przez rok w pogotowiu opiekuńczym, do którego trafiłam, gdy miałam 13 lat. Później przez dwa lata byłam w Ośrodku Wychowawczym, a kolejne dwa w Monarze.
Dlaczego się tam znalazłaś?
Grzeczna na pewno nie byłam [śmiech]. Pochodziłam z rodziny patologicznej, zresztą tak jak większość dziewczyn, które tam ze mną były. Moi rodzice byli alkoholikami. Ojciec znęcał się nade mną przez sześc lat i raz chciał mnie pozbawić życia (nawet prawie mu się to udało, tylko cudem się ocknęłam...), matka leczy się dalej... Nie widziałam ich z jakieś 10 lat. Miałam na swoim koncie kradzieże i napady, które były dla mnie sposobem na przeżycie.
Jakie to były napady?
Potrzebowałyśmy kasy, więc łapałyśmy jakąś dorosłą osobę, prałyśmy ją i zabierałyśmy kasę oraz wszystko, co można było sprzedać.
Czyli urodziłaś się w trudnej rodzinie, a później pojawiły się powiedzmy "błędy młodości".
Powiem tak – dzieci się złe nie rodzą.
Napisałaś do mnie po tekście o miłości kobiet w więzieniu, gdzie do seksu między nimi dochodziło bez użycia przemocy. Jak to wyglądało w Ośrodku Wychowawczym, w którym byłaś?
Przez dwa lata byłam w towarzystwie lesbijek i dziewczyn, które wiązały się ze sobą, bo nie było mężczyzn. Miały facetów na zewnątrz, ale robiły "to" z dziewczynami w ośrodku. Często było to kierowane nienawiścią do mężczyzn, z którymi nie umiały się dogadać. Było tam mnóstwo zranionych osób, które szukały miłości, a nie mogły jej znaleźć, więc próbowały związków z kobietami. W tych związkach zmieniały się niesamowicie często i były przy tym bardzo agresywne.
Miejsce do którego trafiłaś był rodzajem poprawczaka?
To było coś pośredniego, bo są ośrodki szkolno-wychowawcze, do których dzieci trafiają za to, że były niegrzeczne i nie chodziły do szkoły. Tam są zarówno chłopaki jak i dziewczyny. Ale są też Ośrodki Wychowawcze, w których zamyka się albo kobiety, albo facetów. Trafiają tu bardzo różne osoby, co uważam za błąd resocjalizacyjny.
Bo?
Wrzuca się taką dwunastolatkę, która była maltretowana przez rodziców i nie chodziła do szkoły, miała depresję i inne problemy psychiczne, razem z osiemnastoletnią psychopatką, która napadała na ludzi czy kioski.
I ta młodsza siłą rzeczy się przy takich dziewczynach zepsuje.
Albo się zepsuje, albo zostanie sterroryzowana na maksa przez te klientki.
W jaki sposób sterroryzowana?
Wiesz, kobietę łatwiej jest sprowokować do nienawiści i złości. "Solówki" były normalką, ale do tego dochodziły także inne rodzaje przemocy. Jedna dziewczyna rozwaliła drugiej twarz do tego stopnia, że pękła jej czaszka. Normalką są też gwałty. Dziewczyny były gwałcone dezodorantem, gdy były młode, a później robią to samo następnym, które przyjdą do ośrodka.
W ramach zemsty?
Coś w tym rodzaju. To się dzieje na zasadzie: jestem dzieciakiem, uczę się tego świata i to, co mi się robi, ja robię później innym. Jeśli ojciec mnie maltretował, to jestem agresywna i maltretuję innych. Nie znam innego świata i wydaje mi się, że tak trzeba robić, aby dać sobie radę. Niektóre dorastały i tego nie robiły, ale były tak psychicznie zmiażdżone, że nie dało się z nimi porozmawiać.
Te gwałty były zjawiskiem częstym, czy raczej incydentalnym?
Raczej incydentalnym. Niedługo przed tym jak ja się pojawiłam w tym ośrodku, gwałty były na porządku dziennym. Później do ośrodka przyszło sporo młodszych dziewczyn, które były trochę mniej nastawione na seks.
Dlaczego dochodziło do tych gwałtów?
Tak po prostu. Dla zabawy, dla funu. Nie chodziło seks, tylko o poniżenie.
Czy ty też byłaś gwałcona?
Mnie jakoś to ominęło, bo byłam takim ośrodkowym ćpunem. Byłam w pewnym sensie aseksualna. Byłam zamknięta na to wszystko i nie reagowałam, więc wszystkie te związki homoseksualne były poza mną.
I starsze dziewczyny nie próbowały cię dopaść?
Oczywiście że próbowały, ale jakoś sobie poradziłam i nic takiego się nie wydarzyło. Można powiedzieć, że miałam szczęście, bo większość czasu tam przećpałam. Szukałam w ten sposób ucieczki, aby nie widzieć tego co się dzieje, bo mnie to rozwalało.
Czy te młode dziewczyny chodziły na skargę?
Gdy chodziły, to później jeszcze bardziej miały przechlapane. Były później bite, a jedna z dziewczyn "przypadkiem" spadła kiedyś z dachu... Część wychowawców biła, a reszta udawała, że tego nie widzi. Nic nam nie robili, ale też nie informowali nikogo z zewnątrz o tym, co się dzieje.
Jak udało ci się to przeżyć?
Ja się uratowałam. Byłam cwańsza, a przy tym pomógł mi człowiek, do którego jeździłam na terapię raz w tygodniu. Miałam problemy z narkotykami i on do mnie trafił. Rozumiał co czuję i co do niego mówię i to było OK. Na początku nie wierzył mi w to, co dzieje się w ośrodku, choćby w to jak wyglądają warunki sanitarne. Świerzb, wszy, nie było pryszniców ani wanny, tylko same zlewy. Zamiast okien były dykty, a ciepła woda przez 10 minut. Ogólnie czad. Nie wierzył mi też w to, jak odzywali się do nas wychowawcy. Do 13-latki w ciąży potrafili powiedzieć "To po ch... się k... rżnęłaś". A ona pochodziła z jakiejś głębokiej wsi i nawet nie wiedziała co to jest antykoncepcja.
Bili was?
Był tam jeden wychowawca, który "troszeczkę" nadużywał przemocy i to nie tylko wobec nas, ale również wobec wychowanek sprzed wielu, wielu lat. Podobno pobił kiedyś dziewczynę, która była w ciąży, ale to znam tylko z opowieści starszych roczników, więc nie ręczę za to. Mnie natomiast uderzył kilka razy. Wiedziałam, że jest agresywny, ale nie spodziewałam się, że aż tak wybuchnie.
Napisałaś mi w mailu, że jedna z dziewczyn nie wytrzymała tego, co działo się w ośrodku...
Była jedna dziewczyna, miała 16-lat. Jej fenomen polegał na tym, że po przyjeździe do ośrodka dobrze się uczyła, zdobywała same nagrody, tylko miała problemy wychowawcze. Jej ojciec popełnił samobójstwo, a matka była alkoholiczką. Ona w tym ośrodku się zepsuła. Miała coraz gorsze oceny, chlastała się, miała na ciele około pięciuset chlastów i to takich porządnych.
Któregoś razu powiedziała do drugiej dziewczyny aby spier....ła. Wychowawca znów wybuchł i zaczął ją bić pięściami. Rzucił ją na ziemie i zaczął tak okładać, że była cała w siniakach. Poszła z tym do dyrektora, który wyrzucił ją na korytarz. Ona tam siedziała i dosłownie wyła... Po dwóch dniach dowiedziałam się, że wzięła tabletki. Przyjechało pogotowie, dało jej zastrzyk i odjechało, bo wychowawczyni stwierdziła, że dziewczyna symuluje. Po godzinie karetka wróciła. Miesiąc później dziewczyna zmarła w szpitalu.
Niedługo po moim przyjeździe do ośrodka ten wychowawca rzucił w nas dużym śrubokrętem, ale się schyliłyśmy. Zapytałam, Mietek, co było, gdybyś nas trafił? On powiedział, że mu nic nie zrobią, bo jest wykształcony a ja mam na.... w głowie i papierach. Później bił mnie jeszcze kilka razy, kopał, a raz uderzał moją głową o podłogę. Opowiedziałam te historie człowiekowi z Monaru i zrobiła się afera. Mi bardzo szybko załatwili przeniesienie do ośrodka monarowskiego, gdzie mogłam się leczyć.
Czy ten facet był jedynym, który funkcję wychowawcy pełnił tylko z nazwy?
Biło mnie trzech wychowawców, jednej wychowawczyni się zdarzyło, a kolejną widziałam w akcji. Generalnie wychowawcy przymykali na wszystko oko, nawet na to, że ćpałyśmy. Chyba, że znaleźli jakieś konkretne dragi, coś cięższego. Dziewczyny się kleiły, sztachały itd. Na to przymykali raczej oko, ale gdy już pojawiła się amfetamina, to reagowali.
Trudno było wam dostać narkotyki?
Nie, dziewczyny wychodziły na przepustki i przynosiły dragi. A czasem ktoś po prostu przyjeżdżał i przerzucał nam towar przez płot.
Dla mnie szokujące było na początku, czyli gdy byłam jeszcze dzieciakiem, że wychowawczyni nie pozwalała mi zabrać ze sobą... całych ogórków, które zrywałam w ogródku. Powiedziała, że musi mi je pokroić w plasterki, bo inaczej będziemy się gwałcić. To też moim zdaniem sugerowało, że ona wie o wszystkim, co dzieje się w ośrodku.
Kilka lat temu na TVN-nie ukazał się program, w którym dziewczyny z ośrodka w którym byłaś opowiedziały o przemocy, która miała w nim miejsce. Co się stało zmieniło po jego emisji?
Nie zmieniło się nic. Wychowawca wyparł się wszystkiego, stwierdził że moja koleżanka była agresywna. Oczywiście kłamał. One owszem, były agresywne, ale nic nie dzieje się bez przyczyny. Pamiętam jak to było w moim przypadku, czyli jak wychowawca zwrócił się do mnie w sposób poniżający mnie, to trudno było mi to tolerować. Ja też wybuchałam.
Ten wychowawca dostał zakaz wykonywania zawodu na dwa lata, a na ten czas założył własne studio masażu. Jego żona, czyli pani dyrektor, która nie chciała o niczym słyszeć od samego początku, podobno dalej tam pracuje. Podobnie jak pan Mieczysław, który mnie bił.
Niektórzy mogliby pomyśleć, że opowiadasz mi to z chęci zemsty. Są w tobie takie uczucia?
Nie mam powodu, aby się mścić. Chodzi mi raczej o prawdę, która z biegiem lat gdzieś się rozmyła. Bardzo boli mnie, że są ośrodki w Polsce, które dalej istnieją i takie rzeczy się w nich dzieją. Niektóre dziewczyny chcą o tym mówić, a niektóre nie rozumieją, że jest cokolwiek złego w tym, co się działo.
Co robisz dzisiaj?
Dziś nie liczy się dla mnie to, że byłam w ośrodku. Uratował mnie Monar, w którym leczyłam się przez dwa lata. Dzięki temu jestem dzisiaj projektantką.
Co projektujesz? Ubrania?
Nie, projektuję i robię biżuterię. Mam stronę internetową na której sprzedaję swoje wyroby. Jest dobrze.
Czyli pożegnałaś się z tamtym życiem?
Wiesz, nie do końca, bo co jakiś czas wychodzą jakieś sprawy z przeszłości, na przykład, gdy ktoś mnie szuka. Ale wszystkie wiadomości od osób, które znam z tamtego okresu, sukcesywnie kasuję.
Tobie się udało. Co z innymi dziewczynami?
Są zepsute i dalej żyją w tym środowisku, bo nie znają innego. Szukałam informacji o tym, co dzieje się z tymi dziewczynami. Większość z nich bardzo szybko zaszła w ciążę i została sama. Dalej piją, a ich dzieci dorastają w takiej samej patologii.
Czy jest w Tobie żal?
Mam żal, że ludzie wiedzą że takie rzeczy się dzieją i nic z tym nie robią. Nie wierzę, że osoby rządzące tym krajem nie mają o tym pojęcia. Gdy oceniam to z perspektywy czasu to stwierdzam, że mój pobyt w ośrodku wychowawczym był jedną wielką porażką. Zastanawiam się na czym ma polegać resocjalizacja, która tak naprawdę jest błędnym kołem.
Mam takie przemyślenie, że ludzie którzy pracują resocjalizując innych sami się demoralizują. Zauważyłam, że wychowawcy często zachowują się jak wychowanki, mówią jak one, a za tym idzie to, że zaczynają myśleć jak one... To samo można zaobserwować, gdy rozmawia się tak na luzie z klawiszami etc. Według mnie trzeba wiele miłości do bliźniego i zrozumienia, żeby być w stanie mu pomoc. To nie jest praca dla ludzi, którzy chcą ot tak sobie pracować i pomagać innym. Tu trzeba zagłębić się w ich traumatyczne przeżycia...