W naTemat pisaliśmy o tym, że wydawca podręczników, firma Longpress z Cieszyna, pozywa użytkowników Chomikuj.pl, którzy nielegalnie udostępnili "zachomikowane" materiały do nauki języka. Andrzej Wójcik, ojciec nastolatka, który jest jednym z oskarżonych, podejrzewa, że firma wyłudza pieniądze, a walka z internautami stała się dla niej sposobem na biznes. – Odzywają się do mnie ludzie, którzy poszli na ugodę i zapłacili pieniądze. Opowiadają historie, jak byli zastraszani. Słyszeli, że nie wypłacą się do końca życia – opowiada.
Tylko do prokuratury w Bielsku-Białej od stycznia 2012 roku wpłynęło ponad 1200 zawiadomień firmy Longpress, która ściga użytkowników Chomikuj.pl udostępniających jej pliki. Na jakim etapie jest pana sprawa?
W tej chwili jest już w sądzie. W poniedziałek było przesłuchanie mojego syna, który założył konto na „Chomiku”. Moja historia wygląda tak, że dziecko po założeniu konta nieświadomie kliknęło coś na portalu i przypadkowo przeniosło do folderu „zachomikowane” całą zawartość folderu „zachomikowane” od innego użytkownika, w którym znajdowało się dokładnie 65 986 plików. Z doniesień Longpressa wynika, że były tam książki do nauki włoskiego i niemieckiego wraz z płytami, o czym syn kompletnie nie miał pojęcia, bo nigdy nic nie dodawał na swoje konto, aby cokolwiek udostępnić.
Poza tym moje dziecko nie ma i nie miało w tamtym czasie nic wspólnego z językiem niemieckim i włoskim. Zresztą, natychmiast napisało do Chomikuj.pl, że nie może sobie poradzić z tym folderem, bo przy próbie usunięcia wyskakuje błąd. Gdy dostałem informację o całej sytuacji, zalogowałem się na to konto i też próbowałem usunąć ten folder. Niestety nadal wyskakiwał błąd i folder nie znikał. Dopiero po moim mailu do portalu udało się go usunąć.
Ale firma Longpress nie odpuściła i za udostępnienie swoich materiałów w folderze „zachomikowane” skierowała sprawę do prokuratury.
Była małżonka pewnego dnia dostała wezwanie na policję. Okazało się, że chodzi o prawa autorskie i właśnie o doniesienie Longpressa. Policjant wypytał, podał nick z Chomikuj.pl należący do naszego dziecka, a żona dostała jeszcze numer telefonu, aby porozumieć się w sprawie ugody. W dokumentach pojawiło się żądanie 35 tys. zł odszkodowania, więc żona powiedziała pani z wydawnictwa, że takich pieniędzy nie ma. W tym momencie zaproponowano jej zapłatę 3,5 tys. zł. Też odmówiła, na co usłyszała pytanie: „to ile jest pani w stanie nam zapłacić?”. Nie daliśmy ani złotówki. Zabroniłem mojej byłej żonie jakichkolwiek kontaktów z firmą. Telefon z firmy Longpress zadzwonił kilka razy, ale zgodnie z moją prośbą go nie odebrała. Zacząłem szukać w internecie informacji o tej firmie i trafiłem na ludzi, którzy mają dokładnie takie same problemy.
Pan i inni pozwani przez Longpress podejrzewacie, że Longpress wyłudza pieniądze. Dlaczego?
Inni ludzie dostawali tak samo brzmiące propozycje od użytkownika Chomikuj.pl: „udostępnij jedną część podręcznika, a w zamian udostępnię ci drugą”. Niektórzy to olewali, ale część udostępniała i zaraz potem przychodziła informacja od firmy Najlepszawindykacja.pl, że doszło do naruszenia praw autorskich i w ramach ugody trzeba zapłacić daną kwotę. Ciekawostka: okazuje się, że Najlepszawindykacja.pl była zarejestrowana pod tym samym adresem, co siedziba firmy Longpress. Po numerze NIP doszedłem do tego, że należy do pana Zbigniewa Krzempka, właściciela Longpress. Po tym, jak sprawa została nagłośniona medialnie, strona Najlepszej Windykacji zniknęła z sieci. Została tylko domena, a pod nią bzdety bez związku z firmą windykacyjną. Z informacji, jakie posiadam od ludzi, którzy znają się bardziej niż ja na internecie, wiem, że strona Najlepszej WIndykacji zmieniła również w ostatnim czasie serwery.
Pan Krzempek nie zgodził się na rozmowę z naTemat i przesłał oświadczenie, w którym pisze, że „w związku z faktem, że karalne jest rozpowszechnianie wiadomości z postępowania przygotowawczego”, zmuszony jest odmówić komentarza.
Po nagłośnieniu przeze mnie sprawy wielu internautów zaczęło się ujawniać z pytaniami i domysłami. Zaczęli publikować informacje, jakie uzyskali w prokuraturze. Dziwnym trafem wszystkie dowody w postaci printscreenów są jakby z tego samego folderu na Chomikuj.pl. Czyli jeden i ten sam folder krąży po kontach wszystkich użytkowników. Pan Krzempek nigdy nie jest osiągalny, a dzwoniąc pod numer telefonu Najlepszej Windykacji i pod numer firmy Longpress zawsze odbiera ta sama kobieta.
Mówił pan o identycznie brzmiących prośbach o udostępnienie plików. Co jeszcze pana zdaniem wskazuje na to, że to, co robi Longpress, to wyłudzenie?
Odzywają się do mnie ludzie, którzy poszli na ugodę i zapłacili pieniądze. Opowiadają historie, jak byli zastraszani. Słyszeli, że nie mają pojęcia, jakie jeszcze pliki znajdują się w folderze „zachomikowane” i jeśli nie zapłacą, Longpress zgłosi to do innych firm i „nie wypłacą się do końca życia”. Cena, jaką na swojej stronie internetowej wydawnictwo oferuje za swój podręcznik, to 3,5 tys. zł. I to właśnie o materiał za taką kwotę toczą się sprawy. Wszystkie inne książki są w normalnej, niższej cenie. Sposób, w jaki firma podchodzi do ugody, jest taki, by wyssać od ludzi jakiekolwiek pieniądze. Z informacji publikowanych w internecie wynika, że właściciel firmy zaczął zmieniać dane, adresy i rozwijać swoją działalność. Każdy może to robić, ale czemu raptem po nagłośnieniu całej sprawy?
Wciąż, nawet jeśli działania firmy Longpress mogą wydawać się podejrzane, są zgodne z prawem.
Dostaję bardzo dużo informacji od użytkowników i drążymy sprawę, szukamy dowodów. To, co robi Longpress, to „copyright trolling”, Mało kto zna to pojęcie, ale właśnie tu pasuje idealnie. TO nadużywanie praw autorskich w celu zastraszenia internautów i żądania wpłat. Nie można tego odpuścić.
Chce pan walczyć z Longpressem na drodze sądowej?
Tak, biorę to pod uwagę. Jestem w kontakcie z najlepszymi prawnikami, którzy zajmują się prawem podatkowym i autorskim. Czekam na ich opinię, bo cała dokumentacja dowodowa jest bardzo kontrowersyjna i wzbudza bardzo wiele wątpliwości.
A co ze sprawą pańskiego syna? Niektórzy z pozwanych zostali przez sąd zmuszeni do zapłaty odszkodowania.
Nie wierzę w to, że przegram, bo moje dziecko nic nie zrobiło. Wierzę w sądownictwo i prawo. Jestem za karaniem ludzi, którzy faktycznie naruszają prawa autorskie, ale nie godzę się na nieetyczne wykorzystywanie praw autorskich do robienia sobie z nich biznesu. Jestem gotowy na walkę.