![Jakie są argumenty krytyków konwencji o zapobieganiu [url=http://shutr.bz/1pOssnU]przemocy[/url] wobec kobiet?](https://m.natemat.pl/5c70d0e90b9f1b128e836c785efe4ed9,1500,0,0,0.jpg)
Zapowiedź ratyfikacji przez Polskę konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet sprawiła, że o dokumencie znów zrobiło się głośno. Oprotestowany przez Episkopat akt prawny budzi bowiem opór środowisk konserwatywnych. Oto główne zarzuty wysuwane pod jego adresem.
Dokument stwarza ramy dla prawnego przeciwdziałania wszelkim formom przemocy wobec kobiet na poziomie europejskim, a także zapobiegania, ścigania i likwidowania przemocy wobec kobiet oraz przemocy domowej. Konwencja zapewnia także specjalny mechanizm monitoringu, by zadbać o efektywne wdrożenie jej przepisów przez strony, które ją ratyfikowały. Konwencja uznaje strukturalny charakter przemocy wobec kobiet za przemoc ze względu na płeć, oraz fakt, że przemoc wobec kobiet stanowi jeden z podstawowych mechanizmów społecznych, za pomocą którego kobiety są spychane na podległą wobec mężczyzn pozycję. CZYTAJ WIĘCEJ
1. “Furtka” dla legalizacji jednopłciowych małżeństw
– Powiedzmy sobie wprost – konwencja nie zakazuje legalizacji związków homoseksualnych – mówił w środę w RMF FM wiceminister sprawiedliowści Michał Królikowski, powtarzając argument, który w przeszłości podnosił także Jarosław Gowin. Były minister w rządzie Tuska twierdził, że jednym z niebezpieczeństw konwencji jest “forsowanie legalizacji związków homoseksualnych jako równorzędnych małżeństwu”.
Wielu krytyków dokumentu oburzył fakt, że płeć nie jest w nim definiowana tylko w związku z biologią, ale również z kulturą. W dokumencie czytamy bowiem, że ofiary nie można dyskryminować nie tylko ze względu na płeć biologiczną, ale również “płeć kulturowo-społeczną, tożsamość płciową, orientację seksualną – co może definiować praktycznie kogokolwiek, kto czuje się kobietą” – piszą aktywiści inicjatywy “Stop seksualizacji naszych dzieci”.
Zagrożony przez zapisy konwencji poczuł się także Kościół katolicki jako taki. W specjalnym oświadczeniu KEP polscy biskupi twierdzą, że dokument sugeruje, iż “przemoc wobec kobiet jest systemowa, zaś jej źródłem są religia, tradycja i kultura”.
Krytycy konwencji często podnoszą też argument o jej niezgodności z Konstytucją. Problem ten dostrzega zresztą również rząd, który zastrzegł, że będzie stosować dokument, ale tylko w takim zakresie, który nie jest sprzeczny z ustawą zasadniczą. W czym konwencja miałaby jej przeczyć? Minister Królikowski w RMF FM twierdził, że chodzi o “założenia aksjologiczne konstytucji: – m.in. to, że małżeństwo jest związkiem kobiety i mężczyzny.
Paweł Woliński dodaje również, że konwencja nie jest Polsce potrzebna, bo wszelkie istotne instrumenty walki z przemocą wobec kobiet, które proponuje ten dokument, są już obecne w polskim prawie.
Dokument nie wniesie w owej materii nic nowego, natomiast może wywołać wiele negatywnych skutków, których jego pomysłodawcy nie są być może świadomi. Akty prawne żyją własnym życiem, często nawet wbrew najlepszym intencjom twórców.
6. Prawniczy maksymalizm
Nasz rozmówca zwraca uwagę na jeszcze jedną, jego zdaniem niebezpieczną cechę dokumentu, którą nazywa prawniczym maksymalizmem. – Proszę zwrócić uwagę, że dokument piętnuje bardzo szeroki katalog aktów przemocy. Takie używanie wielkich kwantyfikatórów zdradza cechy podejścia totalitarnego – twierdzi Woliński i przypomina, że ktoś będzie przecież musiał rozstrzygać o tym, które akty dyskryminacji czy przemocy podpadają pod konwencję, a które nie.

