[url=http://shutr.bz/1juyCo9] Wietnamska zupa pho [/url]
[url=http://shutr.bz/1juyCo9] Wietnamska zupa pho [/url] Shutterstock

Wiadomo, że nie ma to jak maminy rosołek, albo żurek na zakwasie, szczególnie, kiedy przewiani po raczej deszczowym, majowym weekendzie cierpimy na chrypkę i pourlopowy weltschmerz. W takiej sytuacji trudno nie zazdrościć słoikom, którzy przez najbliższy tydzień będą żyli w maminym dobrobycie. Dla tych, którzy słoikami nigdy nie byli, już nie są, lub są już po prostu za starzy na wałówę, mogę mieć całkiem dobre rozwiązanie, które nie pochodzi z torebki za kilka złotych i w składzie nie ma glutaminianu sodu (raczej).

REKLAMA
Nowość – Ramen
Dosłownie dwa tygodnie temu pojawiła się w centrum nowa restauracyjka, specjalizująca się w pochodzącej z Chin, super popularnej w Japonii i USA zupie ramen. Co to takiego? Specjalny rodzaj makaronu, zalany specyficznym, tłustym i długo gotowanym bulionem.
Dokładnie o składnikach, odmianach i historii tej zupy napiszę jutro. Póki co odsyłam na wikipedię.
logo
Ramen Amen
Wnętrze w Ramen Amen jest przestronne, bezzapachowe (to ważne!) i niezobowiązujące. Ścianę ozdabia pastafariańska przeróbka Stworzenia Adama, Michała Anioła. Adam wyszedł niekorzystnie, za to Potwór Spaghetti jak zwykle rzuca na kolana. Minusem jest lada-lodówka, w której przechowywane są wyłącznie napoje, a która wygląda jak z gie-esu z wyrobami garmażeryjnymi.

Obsługa
jest miła i widać, że panie przeszły szkolenie, bo bez problemu są w stanie opowiedzieć o składnikach wszystkich dań. Niestety nie opracowano tam chyba jeszcze skutecznego systemu, ponieważ kiedy tylko pojawia się kilka osób widać wyraźne zagubienie i pomimo tego, że klienci dostają (uwaga!) numerki do swoich zamówień, robi się bałagan. Zabałaganione jest także menu wypisane nad ladą, na ścianie pomalowanej farbą tablicową. Przydałby się skład, łamanie i korekta, bo nie jest to zbyt czytelne i doszukaliśmy się kilku błędów ortograficznych.
logo
[url=http://shutr.bz/1ojjdHI] Ramen [/url] Shutterstock
Nic to, bo tak naprawdę jedyne czego tutaj brakuje to gospodarza pasjonata, dzięki któremu klienci wychodziliby nie tylko dobrze najedzeni, ale także douczeni i zainspirowani do poznawania kolejnych, egzotycznych dań.
Jedzenie!
Do poziomu kuchni nikt nie miał zastrzeżeń. W zestawie z grupą znajomych przetestowaliśmy większą część menu i naprawdę wszyscy wyszliśmy usatysfakcjonowani. Miłym zaskoczeniem było to, że w menu było wiele dań przystosowanych dla wegan i wegetarian.
Moi przyjaciele zauważyli też, że mięso jest bardzo dobrej jakości, pochodzi bowiem podobno z polskich, ekologicznych hodowli, na których zwierzęta są odżywiane zdrową paszą. Fajnie jest spróbować czegoś nowego. Zupełnie niespodziewanym smakiem był deser, który zrobiony z mleka kokosowego, liczi i tapioki.
W menu jest nie tylko ramen, ale przeróżne curry, spring rollsy, i np. zupa miso robiona na wywarze w wodorostów, a więc odpowiednia dla wegan. W końcu! Miso oczywiście można dostać we wszystkich barach sushi, zwykle jednak jest robione na wywarze z ryb.

Gdzie jeszcze ramen?
Ramen w ofercie ma też wiele barów sushi. Ten z Red Sun Sushi, w starym Silver Screenie na skrzyżowaniu Puławskiej i Rakowieckiej, gorąco polecają moi przyjaciele, zgodnie jednak twierdząc, że ten z Ramen Amen jest ciekawszy.
logo
Do Thi Thanh właścicielka Toan Pho fot. Bartosz Bobkowski / Agencja Gazeta
Xin chào! Witają się tutaj z obsługą stali klienci, do którzy należę także i ja. Każdy zna Toan Pho, jest to warszawski klasyk nad klasykami. Pierwsze i najlepsze warszawskie pho, prowadzone od lat przez tą samą rodzinę Wietnamczyków. Ich pierwsze, kultowe stanowisko działało jeszcze na stadionie dziesięciolecia, dziś są w samym centrum warszawy, na ul. Chmielnej 5/7.
( Nie wiesz co to jest zupa pho? kliknij tutaj, lub poczekaj do jutra. Opiszemy dokładnie historię wszystkich tych klasycznych zup i znajdziemy sprawdzone przepisy do przetestowania w domu. )
Wnętrza i ludzie
Nie jestem pewna, czy ich lokal przy ul. Chmielnej jest polecany w przewodnikach dla turystów, ale prawie zawsze jest tam pełno i przekrój społeczny jest absolutnie fascynujący. Artyści, hipsterzy, turyści w czerwonych polarkach, robotnicy, graficy pracujący w okolicznych agencjach, krytycy kulinarni i moi znajomi prowadzący magazyny o jedzeniu. Nikomu zdaje się nie przeszkadzać charakterystyczny octowy zapach, który zimą, wgryza się w czapki, szaliki i płaszcze (a latem i wiosną wylatuje przez wiecznie otwarte drzwi – uf!). Rodzinna kuchnia wietnamska w sercu Warszawy.
logo
[url=http://shutr.bz/RgUlW9] Wietnamska zupa pho [/url] Shutterstock
Jedzenie
Kultowa jest zupa pho ze smażoną wołowiną i sałatka z tofu. Robią też genialne, malutkie smażone sajgonki, zwijają świeże (można poprosić z samymi warzywami, chociaż standardem jest farsz z krewetką i wieprzowiną). Zarówno zupy, jak i sałatki można dostać w wersji wegetariańskiej. Nie spodziewajcie się jednak dowiedzieć od obsługi, czy w składnikach sosu do sałatki jest sos rybny, które dania są bezglutenowe (chociaż chyba wszystkie!) i czy w daniach znajdują się śladowe ilości orzeszków arachidowych. Polski na bardzo podstawowym poziomie. Będzie miło, gdy oddając miseczkę powiesz: : Cám ơn  (czyt. kam uun, albo kam oon), co znaczy „dziękuję”.
Asia Tasty, czyli dobre tom yum i kilogram kiełków za 3 złote
Gdzie jeszcze na pho? Uznaniem ludzi ulicy i nie tylko cieszy się „Wietnamczyk” Asia Tasty w Hali Gwardii. Można tam zjeść niezłe curry, i przyzwoite pho z wołowiną. W menu także „tajska zupka” czyli tom kha gai. Wnętrze znów zupełnie nie zachwyca. Także panie za ladą, nie dodają temu miejscu uroku, bo zdają się mieć permanentnie kiepski humor. Powodem, dla którego to miejsce jest dobrze znane jest sklepik, z którym połączony jest lokal.
To chyba jedyne miejsce w Warszawie w którym można kupić silken tofu za 6 złotych, pastę z krewetek, japońskie słodycze mochi, worek kiełków fasolki mung za 3 złote, zawsze świeżą kolendrę i wszystko to, co znów „nie dojechało” do delikatesów typu Kuchnie Świata.
Wracając jeszcze do tom kha, tom yum, czy tom yum kung. To bardzo popularna na całym świecie, pikantna zupa pochodząca z Tajlandii. W Warszawie jest dostępna w wielu miejscach, bardzo często jednak, zupełnie niepotrzebnie robi się wokół niej zbyt dużo zamieszania. To nie jest wykwintne, egzotyczne danie, które należy podawać z kompozycją z nadzianych na patyki krewetek, kleksami z balsamico i ozdóbką z kiełków!
logo
[url=http://shutr.bz/1lRwuHS] Tajska zupka tom yum kung [/url] Shutterstock
Jej głównymi składnikami są owszem – egzotyczne przyprawy, jednak w dużych miastach już nie jest o nie wcale trudno i w dobrych delikatesach (albo takich sklepikach jak Asia Tasty) można spokojnie wszystko kupić za dosłownie kilka złotych, nie ma więc sensu szukać ideału w drogim Why Thai. Tutaj owszem, warto wpaść, ale w poszukiwaniu zupełnie innych przeżyć niż ciepła zupka na skołatane nerwy.
Gdzie jeszcze tom yum?
Przyzowoity tom yum jest dostępny w Dzikim Ryżu. Dobre, tom kha w malutkich miseczkach podają także w Little Thai Gallery i tuk tuk, chociaż ta ostatnia, moim zdaniem jest ze wszystkich najmniej... tajska. Do tuk tuka warto zajrzeć i spróbować wielu dań, jednak właśnie zup (subiektywnie) nie polecam. Są jak dla mnie zbyt ciężkie.
Co to jest dokładnie tom yum i tom kha gai? Sprawdź tutaj, lub poczekaj do jutra. Opiszemy dokładnie historię wszystkich tych klasycznych zup i znajdziemy sprawdzone przepisy do przetestowania w domu!