
W swoim felietonie na ten temat o krok dalej poszedł felietonista tygodnika "Polityka" Daniel Passent.
Ubolewam, że suvy nas rozjadą, dosłownie i w przenośni (...) W Warszawie, która nie jest położona w dżungli ani na pustyni, jest coraz więcej ogromnych samochodów terenowo-zakupowych, które przede wszystkim świadczą o tym, że ich właściciele mają dużo pieniędzy i nie zamierzają tego ukrywać.
Na wąskich uliczkach starych dzielnic 'suvy' zajmują połowę jezdni. Ponieważ nie mieszczą się do garaży, rozpychają się na chodnikach. Palą jak smoki, więc nie są ekologiczne ani ekonomiczne, ale co tam, najważniejsze to się pokazać. Za kierownicą siedzą na ogół osoby około trzydziestki, które już mają pieniądze, ale jeszcze nie wiedzą, co z nimi zrobić.
Z danych koncernu Volvo wynika, że spada sprzedaż sedanów i kombi, rośnie zaś suvów. Jakie wnioski można z tego wysnuć?
Samochód przestaje więc pełnić rolę środka transportu – staje się "niezwykły" i wzbudza "respekt", czyli poprawia uliczne emploi kierowcy takiego auta. Kupujemy więc nie tyle konkretną markę, która ma swoją własną, hipnotyzującą magię, ale rodzaj samochodu, który ma informować: mam super samochód, bo mnie na niego stać. A stać mnie na niego, bo mam super pracę. W ogóle moje życie właśnie takie jest – super. Wielki samochód, podobnie jak torba z widocznym logo, ma być dla świata sygnałem świadczącym o prestiżu i statusie społecznym, które wiążą się ze stanem posiadania.
Z sumiennie odrabianych lekcji kapitalizmu wynika, jak przekonują autorzy książki "Potęga kultowej marki", że przedmioty konkretnych marek zupełnie zawładnęły naszym światem, stając się obiektami kultu. Oceniamy ludzi według tego, co mają na sobie i czym jeżdżą. "Za markowe produkty często przepłacamy - i to słono. Czasami sądzimy, że jesteśmy zbyt racjonalni i inteligentni, by dać się nabrać. Nic bardziej złudnego" – brzmi opis książki.
Trwa więc samochodowy wyścig zbrojeń, w którym udział bierzemy i dlatego, żeby to lakier na naszym samochodzie błyszczał bardziej, i po to, żeby się uchronić przed uciążliwościami generowanym prze innych.
Redaktor naczelny kwartalnika "Ramp" i pierwszy naczelny polskiej edycji "Top Gear" Piotr Frankowski uważa, że diagnozowanie mentalności społeczeństwa i jego zainteresowania kulturą na podstawie coraz większej liczby suvów na polskich ulicach nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. – Nie ma znaczenia, czym człowiek jeździ, bo czy to, że ja raz jeżdżę blaszakiem, czy sportowym autem z 500 końmi, jakoś mnie definiuje? Nie! – mówi.
A czy większa liczba suvów na polskich ulicach oznacza, że coraz bardziej zwracamy na formę, zamiast na treść, jak uważa Fabio Cavallucci? Frankowski uważa, że nie, i że próba stawiania diagnozy społecznej na podstawie rodzaju samochodów jest chybiona. – Że głębi nie ma, że ludzie są powierzchowni? Ludzie nie czytają, nie umieją analizować, nie ma głębi i nie udawajmy, że jest. Pewnie pana Cavallucciego otaczają ludzie, którzy głębię mają, podobnie jak on sam, ale nie udawajmy, że fakt, iż pojawiło się więcej suvów, o czymś świadczy – mówi.