
Kryzys strefy euro, kryzys gospodarczy, rosnące obawy wobec imigrantów – to dlatego w przeddzień wyborów do Parlamentu Europejskiego eurosceptycy na całym kontynencie są silni jak nigdy: przy niskiej frekwencji mogą zdobyć nawet ⅓ miejsc. Czy rozwalą Unię od środka?
Dlatego też mieszkańcy Europy życzliwym okiem spoglądają na eurosceptyków, silnych jak nigdy dotąd. Kim są ludzie, którzy idą do Brukseli, by rozwalić Unię od środka?
Za “ojczyznę” eurosceptycyzmu nie bez powodu uważa się Wielką Brytanię. Dziś rekordowe 75 proc. jej mieszkańców nie ufa unijnym instytucjom i także stamtąd wywodzi się najsilniejsza partia przeciwników UE, czyli United Kingdom Independence Party (UKIP) i jej charyzmatyczny lider Nigel Farage.
Ta libertariańska i konserwatywna partia ma dziś w Brukseli 13 posłów (w wyborach 2009 roku uzyskała 16,5 proc. głosów).
Francuski “skręt w prawo” to nic nowego: silna pozycja skrajnie prawicowego, antyimigranckiego Frontu Narodowego w europejskich sondażach to naturalna kontynuacja niedawnego sukcesu w wyborach samorządowych. – Francja nie kontroluje niczego. Ani swojego budżetu, ani waluty, ani granic. Czas powiedzieć “stop” UE – mówiła na inauguracji swojej kampanii Marine le Pen, stojąca na czele Frontu. Na jej partię głos chce oddać co czwarty z idących do wyborów Francuzów.
PVV, Holandia
PVV, czyli holenderska Partia Wolności Geerta Wildersa, od 2013 roku współpracuje z francuskim Frontem Narodowym. Jej lider w wywiadzie dla Euronews tłumaczył, co nie podoba mu się w Unii: – Rządzą nami komisarze, których nikt w Holandii nie zna i których nikt z nas nie wybierał. (...) Unia Europejska kosztuje nas mnóstwo pieniędzy. Holendrzy są per capita jej największymi płatnikami – mówił Wilders.
Dobre wyniki eurosceptyczne partie notują także w innych krajach Europy: poza zaskakującym awansem do politycznej ekstraklasy Janusza Korwin-Mikkego warto też wspomnieć o Duńskiej Partii Ludowej (23,8 proc. poparcia), Wolnościowej Partii Austrii (21,2 proc.), węgierskim Jobbiku (20,5 proc.) czy greckim Złotym Świcie (9 proc.). Eurosceptycyzm rośnie siłę nawet w tradycyjnie wspierających Unię Niemczech.
Jeśli te partie raz stworzą wspólny front, mogą stać się naprawdę silne, ponieważ mają podobną bazę społeczną w elektoracie, który jest zakorzeniony w podobnych wartościach. CZYTAJ WIĘCEJ
I choć w “rodzinie” eurosceptyków jest wiele rozbieżności (UKIP nie chce bratać się z antyislamskim ich zdaniem Frontem Narodowym, a PVV nie chce słyszeć o współpracy z antysemickim Jobbikiem), to przykład PVV i Frontu Narodowego pokazał, że takie różnice można przekroczyć. Reuters przypomina, że jeśli do Europarlamentu wejdzie przynajmniej 25 eurosceptycznych parlamentarzystów z 7 różnych krajów, będą mogli założyć swoją własną frakcję.
Czy zjednoczeni eurosceptyci będą zagrożeniem dla Unii? Europarlamentarzysta Polski Razem Paweł Kowal twierdzi, że nie powinniśmy wpadać w panikę. – Nie biję raczej na alarm. Uważam, że w większości są to partie jednego sezonu – mówi o eurosceptykach. Dodaje zresztą, że ewentualna parlamentarna krytyka i dyskusja wokół słabości Unii nikomu nie zaszkodzi.
W 2004 r. w Parlamencie było ok. 70 antyunijnych wojowników, z czego prawie połowa z Polski (LPR, Samoobrona, PiS). W 2009 r. siła eurosceptyków urosła do 120. Dodawszy do tej tendencji nastroje kryzysowe można oczekiwać, że w 2014 r. przeciwnicy Unii mogą podwoić swoją siłę, a to oznaczałoby włączenie hamulca dla integracji i koniec marzeń o UEtopii. CZYTAJ WIĘCEJ
Zresztą, zdaniem Kowala to właśnie brak przestrzeni na krytykę błędów UE sprawił, że dziś eurosceptycy tryumfują. – Uporczywa i natrętna propaganda euroentuzjastów, którzy powtarzają, że w Unii wszystko jest super sprawiła, że obywatele się od nich odwrócili – mówi Kowal.


