Wojna polsko-polska przekształci się w prawdziwą wojnę? Smolar: Atmosfera nienawiści nigdy nie była tak wielka
Michał Mańkowski
19 kwietnia 2012, 13:20·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 19 kwietnia 2012, 13:20
Choć druga rocznica katastrofy smoleńskiej już sporo za nami, politycy nie spuszczają z tonu. Ba, nabierają wręcz rozpędu. Z dnia na dzień słyszymy coraz to ostrzejsze słowa, padające głównie z ust posłów Prawa i Sprawiedliwości. Na sztandary wyciąga się już "walkę o wolność". - A w tej walce reguły są inne, bo każda metoda jest dobra. Oni czekają na eskalację nastrojów, a ta może być bardzo wybuchowa - ostrzegają publicyści w poranku TOK FM.
Reklama.
- Trzeba bić na alarm, bo może dojść do wydarzeń nad którymi partie nie będą w stanie zapanować - potwierdza w rozmowie z naTemat prof. Aleksander Smolar, prezes fundacji Batorego. Patrząc i słuchając tego co się dzieje w ostatnich tygodniach, miesiącach trudno się z tym nie zgodzić.
Goście Janiny Paradowskiej w TOK FM przekonywali, że w Polsce prędzej, czy później dojdzie do konfrontacji, nie tylko tej werbalnej. - Prezes PiS ze swoją partią całkiem świadomie do tego dąży - mówi Adam Szostkiewicz, publicysta. Wtóruje mu politolog, prof. Radosław Markowski: - To może być intencjonalne i doprowadzić do wydarzenia, gdzie poleje się krew, ktoś zostanie pobity, a nawet zabity.
Ostrzeżenia płyną z różnych stron
Na rzeczy faktycznie coś jest, bo przed podobną wersją wydarzeń ostrzega nawet były premier Tadeusz Mazowiecki i Roman Giertych. Politycy na całą sytuację patrzą nieco z boku, co pozwala im na dość obiektywny osąd sytuacji - nie powodowany chęcią zbicia politycznego kapitału. Mazowiecki obawia się o to, jak mają się sprawy publiczne w Polsce, a Roman Giertych mówi wprost, że jeżeli tezy o zamachu będą tak usilnie forsowane, możemy mieć wojnę domową.
Publicyści przekonują, że tak mocne podgrzewanie emocji, jakie obecnie obserwujemy spowoduje "wybuch". - To może być intencjonalne działanie, żeby doprowadzić do wydarzenia, kiedy mówiąc kolokwialnie "poleje się krew", ktoś zostanie pobity, albo nawet zabity - mówi prof. Markowski. I w swoich obawach idzie nawet dalej. Dużo dalej, bo sytuację w Polsce porównuje do… wojny w Jugosławii. - Znam się troszkę na historii tego konfliktu. Tam też nie był to wielki zamysł polityczny, po prostu zaczęli strzelać i poszło, jak lawina - mówi.
Takie porównanie jest jednak zbyt daleko idące. - Wojna w Jugosławii była zdeterminowana zupełnie czym innym. Miała charakter wielonarodowy i etniczny - wyjaśnia Aleksander Smolar. Ta hipoteza rozbawiła też dr Rafała Chwedoruka, politologa UW: - Na Boga, o czym my tutaj w ogóle mówimy. Tam doszły do głosy wielowiekowe odmienności etniczne i wyznaniowe - tłumaczy. Brudziński o Tusku: pętak, zuch w krótkich majtkach i zdrajca
Markowski zdaje sobie z tego sprawę, jednak według niego kluczowy ma być fakt, że w Polsce nie spieramy się o stricte polityczną kwestię, jak wysokość podatków lub służba zdrowia, ale o mit, jakim stał się smoleńsk. A ten stał się już symbolem wszystkiego co w kraju złe. - To taki trójkąt: Smoleńsk, sytuacja gospodarcza oraz retoryka religijna. Wszystko tłumaczy się tym językiem - wyjaśnia.
Największa w historii atmosfera nienawiści
Nie znaczy to jednak, że w Polsce wizja "starcia" jest całkowicie nierealna. Kreowana w ostatnim czasie atmosfera nienawiści może sprzyjać temu, że ludzie o skrajnych postawach doprowadzą do konfrontacji. - Osiągnęliśmy poziom nienawiści, jakiego nie było nawet po 1989 roku w stosunku do komunistów. Te ostatnie hasła to odrzucenie demokratycznie wybranego rządu, oskarża się go wręcz o zdradę stanu - wyjaśnia Smolar.
Kaczyński ostro o Smoleńsku: Źródło zamachu mogło być w Polsce
W rzeczywistości oznacza to, że PiS nawołuje do zdelegitymizowania demokratycznych władz w imię wymarzonego, "wolnego" państwa. A w takim przypadku wyjścia są dwa: albo formalne oskarżenie, albo "niech się dzieje co chce". - To bardzo niebezpieczne, może doprowadzić do uruchomienia dynamiki, nad którą nikt nie będzie w stanie zapanować - dodaje.
A do tego wcale nie potrzeba wiele. "Starcie demonstrantów z policją jest całkiem możliwe. Możliwe jest na przykład ustawienie przez uczestników manifestacji gilotyny albo szubienicy przed Belwederem czy przed siedzibą premiera i krewka reakcja zwolenników rządu. Możliwa jest nadgorliwość policjanta, lub „celny” rzut kamieniem" - pisze na swoim blogu publicysta Daniel Passent.
Myślicie, że taki scenariusz jest nierealny? Całkiem niedawno w ramach protestu przeciwko reformie emerytalnej przed Kancelarią Premiera ustawiono trumnę. - W obecnej atmosferze nienawiści naprawdę nie trzeba wiele, żeby padł o jeden strzał za dużo - mówi Aleksander Smolar. Dlatego wizja "wojny domowej", którą przedstawił Roman Giertych, nie jest wcale tak odległa.
Wiele granic zostało już przekroczonych
Trudno jednak powiedzieć, kiedy dokładnie ta cienka granica zostanie przekroczona, bo jak mówi naTemat europoseł Paweł Kowal wiele granic zostało już dawno przekroczonych. - Teraz ruch powinien nastąpić po stronie rządu, który za długo milczał - mówi. Błędem jest na przykład głośna ostatnio sprawa wraku Tupolewa. - Odebrała wiarygodność władzom. Najpierw nie był osłonięty, potem go przykryto. Jak go przykrywano, to przy okazji pocięto i wybito szyby, a na koniec dodatkowo umyto. Tłumaczy się to tym, że przestał być już dowodem, więc czemu nie możemy dostać go z powrotem? - pyta retorycznie Paweł Kowal.
"List zdrady" i "lista hańby". W Sejmie Tusk i Kaczyński spierają się o Smoleńsk
Według polityka to właśnie ta sytuacja stała się katalizatorem braku zaufania wobec ekipy rządzącej, a to jest skrupulatnie wykorzystywane przez opozycję.
- I trudno się temu dziwić. Patrząc po europejsku, jeżeli ktoś w polityce korzysta z sytuacji, na której może skorzystać to nie ma w tym nic dziwnego. Tak się to robi w polityce - wyjaśnia Paweł Kowal. I tak też zrobiło Prawo i Sprawiedliwość: - Wiec w rocznicę katastrofy był czysto politycznym spotkaniem, były sceny, telebimy itd - tłumaczy polityk
Emerytury poruszą bardziej niż Smoleńsk?
Dr Rafał Chwedoruk docenia wagę katastrofy smoleńskiej w retoryce politycznej, ale zaznacza, żeby nie przeceniać jej zanadto. - Ona nie jest kwestią, która poruszyłaby większość społeczeństwa do tego stopnia, aby doszło do konfrontacji - mówi politolog.
Wszyscy to obserwują i się tym interesują, ale skrajne emocje budzi to jedynie wśród grup niszowych. - Polskie społeczeństwo zbyt mało utożsamia się z politykami, żeby mówić o wizji krwawego zamachu stanu, przeprowadzonego przez sędziwe babcie z Radia Maryja - wyjaśnia. Polacy są zbyt pacyfistyczni i nieskorzy do przemocy, żeby potoczyło się to w tak dramatycznym kierunku.
Politolog twierdzi, że bardziej od konfliktu na ulicach, możliwe jest starcie pomiędzy… dziennikarzami. - Prędzej spodziewałbym się, że publicyści z przeciwnych obozów zaczną okładać się laptopami, niż w społeczeństwie dojdzie do jakiejś dramatycznej eskalacji nastrojów - mówi z uśmiechem na ustach dr Rafał Chwedoruk.
Zbijanie politycznego kapitału
Smoleńsk w dzisiejszych realiach jest partiom potrzebny do zupełnie innego celu. To po prostu bicie politycznej piany, która jest korzystna dla jednych i drugich. Dla PiS-u to spoiwo w imię, którego jednoczą się wszyscy w partii. - Oni są bardzo zróżnicowani wewnętrznie, a to pozwala im walczyć we wspólnej sprawie - mówi dr Chwedoruk. Z kolei Platforma potrzebuje negatywnego kontrapunktu. - Strach przed PiS-em to ich dopalacz. PO musi mieć go w zanadrzu - dodaje.
Całkiem niedawno mieliśmy jednak przykład tego, do czego ludzie są zdolni. Zabójstwo pracownika łódzkiego biura PiS miało nieco inne podłoże, ale pokazuje co może się wydarzyć. Dlatego rząd powinien, jak najgłośniej reagować na nieprawdziwe zarzuty rzucane w jego stronę. - Najważniejsze jest polityczne oddziaływanie i natychmiastowe demaskowanie tego co nieprawdziwe - radzi Aleksander Smolar.
Według prezesa Fundacji Batorego dobrym wyjściem byłyby występy osób, które cieszą się powszechnym autorytetem. - Niech apelują do prezesa PiS o opamiętanie lub ewentualne udowodnienie jego słów. Zabrakło tego przed drugą rocznicą, co ułatwiło PiS-owi mobilizację zwolenników i szerzenie spiskowych teorii - mówi. Trzeba trafiać do społeczeństwa, bo to właśnie one jest prawdziwym sędzią.
Idealny przykład "polskiego piekiełka" mieliśmy dwa lata temu, tuż po katastrofie. Wtedy też było gorąco, jednak polityków ostudziły zbliżające się wybory. Zbytnie poddanie się emocjom mogło kosztować ich zwycięstwo. Jednak tym razem do najbliższych wyborów spory kawałek...
W obecnej atmosferze nienawiści naprawdę nie trzeba wiele, żeby padł o jeden strzał za dużo
dr Rafał Chwedoruk
politolog
Prędzej spodziewałbym się, że publicyści z przeciwnych obozów zaczną okładać się laptopami, niż w społeczeństwie dojdzie do jakiejś dramatycznej eskalacji nastrojów.
Paweł Kowal
europoseł
Patrząc po europejsku, jeżeli ktoś w polityce korzysta z sytuacji, na której może skorzystać to nie ma w tym nic dziwnego. Tak się to robi w polityce.