Z rozpoczęciem procesu Andersa Behringa Breivika, powrócił temat zachowania ofiar na wyspie Utoya. Po wstrząsającym wyznaniu Breivika, że oszczędził Polaka, bo "wyglądał prawicowo", z podwójną siłą. Dlaczego nikt z kilkuset osób na wyspie nie próbował go powstrzymać, obezwładnić? Czy miała na to wpływ norweska mentalność i sposób wychowania?
Norweskie media wspominają tylko o jednym przypadku oporu wobec Breivika. Jeden z chłopców na stołówce rzucił się na zamachowca z pięściami. Był to akt desperacji. Breivik obezwładnił go jedną ręką i zabił.
Breivik miał przewagę
Po tragedii zachowanie ofiar uznano za zupełnie naturalne. W większości byli to młodzi ludzie. Kiedy na wyspie pojawił się człowiek w stroju policjanta, który zaczął do nich strzelać, byli przerażeni i zagubieni. Rzucili się do ucieczki. Chyba nikt z Norwegów nie odważył się zadać pytania, dlaczego się nie bronili?
Jednym z niewielu, który ostro skrytykował zachowanie uczestników obozu był Wadim Reczkałow, komentator populistycznej rosyjskiej gazety "Komsomolskiej Prawdy". Jego zdaniem, ofiary wykazały się tchórzostwem, bo nie zaatakowały Breivika.
"Zamiast rzucić się na wroga i obrzucić go plastikowymi krzesłami i kamieniami, dzwonili na policję i pisali na Facebooku: 'zabijają nas'. To u nas, w Czeczenii, 13-letni chłopczyk zastrzelił bandytę Cagarajewa, który zabił jego ojca. A w Europie każdy zdecydowany zbój uzbrojony w broń palną bez problemu może sobie poradzić z tłumem liczącym sobie tylu ludzi co pułk strzelców zmotoryzowanych" - napisał.
Czy rzeczywiście Norwegowie stracili życie, bo są tchórzami i nikt nie rzucił się do walki? Czy raczej dlatego, że stanęli naprzeciwko zdeterminowanego i bezwzględnego okrutnika, uzbrojonego w broń maszynową?
Zdaniem norweskiego eksperta odpowiedź na pytanie, czemu Norwegowie się nie bronili, jest prosta. - Po pierwsze to były dzieci 16,17,18-letnie. W większości nie były wytrenowane i nie odbyły służby wojskowej. Nie miały też żadnej broni - zaznacza w rozmowie z naTemat dr Atle Dyregrov, psycholog kliniczny i dyrektor Centrum Psychologii w Bergen. - Breivik był bardzo ostrożny w swoich ruchach i planował je tak, żeby uniknąć ewentualnego ataku. Przewidywał je i był na nie przygotowany. Co więcej, zaplanował atak tak, że najpierw zabił wszystkich dorosłych, którzy ewentualnie mogli stanowić dla niego jakiekolwiek zagrożenie. Patrząc na to w ten sposób, miał totalną przewagę siły nad tymi ludźmi - podkreśla psycholog.
Jego zdaniem wypowiedzi rosyjskiego publicysty są nie do zaakceptowania. - Zza biurka jest bardzo łatwo mówić - zauważa. Dr Dyregrov uważa że, gdyby ktoś z Norwegów miał broń, nie odłożyłby jej, tylko użył, żeby bronić siebie i innych. Czeczeński chłopiec miał broń i to stanowiło o jego sile. Nie pochodzenie.
Ofiara nie tchórz
- Absolutnie nie ośmieliłbym się mówić o tchórzostwie ofiar z wyspy Utoya. Nie wolno stawiać takiego zarzutu. Nie mam pojęcia, jak bym się zachował w takiej sytuacji. Podstawowym instynktem człowieka w takich okolicznościach, jest ochrona siebie przed atakiem. Ochrona oznacza ucieczkę - podkreśla dr Krzysztof Karolczak, specjalista ds. terroryzmu i rektor Warszawskiej Wyższej Szkoły Humanistycznej im. Bolesława Prusa.
Na wyspie Utoya ludzie nie atakowali, tylko próbowali się schować albo uciec.
- Jeśli nagle przechodzimy obok miejsca wypadku, jakieś katastrofy, to przeważnie się zatrzymujemy, podchodzimy, zaczynamy pomagać. Ludzie działają wtedy impulsywnie i rzucają się na ratunek. Dzieje się tak dlatego, że jesteśmy obok zagrożenia. O takich przypadkach słyszeliśmy np. w zimie, kiedy strażak czy policjant rzucał się na lód, żeby pomóc tonącemu. Chodzi o to, że w takich sytuacjach ofiarą jest ktoś inny - dodaje dr Krzysztof Karolczak.
Jego zdaniem na wyspie Utoya, gdyby Breivik strzelał do jakieś grupy lub jednej osoby na pewno znalazłby się ktoś, kto rzuciłby się na zamachowca. - Ale on strzelał do wszystkich i wszyscy byli zagrożeni - zauważa ekspert.
Polacy mieliby szansę?
Lipcowa tragedia była dla Norwegii ogromnym wstrząsem. Otwarty i bezpieczny kraj, przeżył szok, bo zło dotknęło go bezpośrednio. Zdaniem niektórych, za paraliżem i biernym poddaniem się egzekucji jednego człowieka stała mentalność norweska i proces wychowania. Norwegowie od dziecka uczeni są wyższości państwa opiekuńczego. Dorastają w poczuciu bezpieczeństwa. Im młodsza osoba, tym bardziej do tego bezpieczeństwa przyzwyczajona.
Breivik: Do zamachu przygotowywałem się, grając w gry komputerowe. Czy strzelanki uczą zabijać?
Czy miała on wpływ na takie, a nie inne zachowanie Norwegów? Czy Polacy zachowali by się inaczej?
- Stawiając się na miejscu Norwegów, ryzykujemy tezę, krytykowaną przez wielu psychologów, o wyższości narodowego charakteru. Być może jesteśmy narodem bohaterskim, ale, jak wielu historyków zwróciło uwagę, bardzo często podejmujemy akcje z góry skazane na niepowodzenie. Trzeba wziąć pod uwagę, że Partia Pracy, która zorganizowała ten obóz, jest przede wszystkim partią propagującą szacunek do drugiego człowieka. Nie specjalizuje się przecież w agresji - podkreśla dr Karolczak. - Być może, gdyby był to obóz polskich kiboli, może wzięliby Breivika szturmem. Nie jest to jednak kwestia cech narodowych, a środowiskowych.
- Nie powiedziałbym, że Polacy potrafią lepiej reagować w sytuacjach agresji. Przypomina mi się zabójstwo z 2006 roku. W maju, około godziny 14 na Rondzie Zawiszy w Warszawie podczas wysiadania z tramwaju doszło do przepychanki między dwoma mężczyznami. Jeden zaatakował drugiego nożem. Nikt nie zareagował. Nikt nie wyjął nawet telefonu, żeby zrobić zdjęcie napastnikowi. Działanie szoku jest niezależne od kultury. Jeśli zagrożenie dotyczy co najmniej zdrowia, a często życia dominuje przede wszystkim uczucie szoku. Pojawia się napastnik, poczucie odrealnienia i nogi wrastają w ziemię. To typowe. Ważnym czynnikiem jest więc zaskoczenie - zaznacza Jan Gołębiowski, były psycholog policyjny.
Zdaniem psychologów, prawdopodobnie większą szansę miałby ktoś, kto na co dzień obcuje z agresją i jest z natury nastawiony bojowo.
- Niewątpliwie, nieco większe szanse w takich sytuacjach mają ludzie w jakiś sposób obyci z adrenaliną, czy wręcz agresją: policjanci, ochroniarze, żołnierze, często również ofiary, które znajdowały się takich sytuacjach, ale także sportowcy i ćwiczący sztuki walki. Takie osoby szybciej wracają do stanu, w którym zaczynają kontrolować swój organizm - twierdzi Gołębiowski.
Bezpieczni czy naiwni?
Norwegowie jednak nie są narodem agresywnym. Są spokojni i otwarci. Nadal zostawiają otwarte drzwi, ufają ludziom i czują się bezpiecznie. - Czy Polak czuje się w swoim państwie bezpiecznie? Ja nie. Wielu czuło się bezpieczniej w PRL, bo nie bali się wtedy, tak jak dziś, wyjść po zmroku. Norwegia była przecież ostoją państwa, w którym terroryzm nie funkcjonował. Nikt nie zastanawiał się, jak się zachowywać na wypadek zagrożenia, bo nie czuł takiego ryzyka. Na wyspie Utoya nie chodziło o tchórzostwo, czy brak odpowiedzialności za drugiego człowieka. To był strach i ogromny stres - podkreśla specjalista ds. terroryzmu.
Problemem, w przypadku takich zamachów, jak ten na wyspie Utoya, jest również psychologia tłumu.
- Zupełnie inaczej wygląda to w konfrontacji jeden na jeden napastnik - ofiara. Tłum nie działa racjonalnie tylko odruchowo. Nie ma w tłumie dobrej komunikacji, natomiast jest zaburzona odpowiedzialność i brak skoordynowania działań. Norwegowie na wyspie Utoya nie mieli szansy i czasu się zorganizować - zaznacza Jan Gołębiowski, były psycholog policyjny.
Na ten stres zwracają uwagę również norwescy psychologowie. Wielu mieszkańców tego kraju, nawet ci, którzy nie byli na wyspie, przeżyli załamanie nerwowe po tragedii. Nie potrafili jej zrozumieć. Wydawała się im zupełnie abstrakcyjna i niewiarygodna na tle ich codziennego, spokojnego życia. - Stres może spowodować, że człowiek staje się bardziej podatny na krzywdę - zauważa psycholog Rolf Gjestad z Centrum Psychologii Kryzysowej w Bergen.
Syndrom ofiary
Polscy specjaliści zwracają uwagę na jeszcze jeden aspekt stresu. Nie tylko uwrażliwia człowieka, ale sprawia, że jego zachowanie może być czasem nieracjonalne. Świetnym przykładem jest tutaj syndrom sztokholmski, który powoduje, że porwani lub zakładnicy zaczynają się utożsamiać z terrorystą lub porywaczem. Czasem przechodzą na jego stroną. - Na wyspie Utoya oczywiście nie miało to miejsca. Ale tak skrajne zachowania pokazują, jak problematyczne są psychologiczne reakcje w takich okolicznościach - podkreśla dr Krzysztof Karolczak.
Ekspert przywołuje również przykład nieudanego zamachu terrorystycznego z 2009. Na pokładzie amerykańskiego samolotu, który leciał z Amsterdamu do Detroit, terrorysta urodzony w Nigerii, chciał zdetonować bombę, którą miał schowaną w majtkach. Został obezwładniony przez pasażera siedzącego obok. - Pasażer zauważył, co się dzieje i zaatakował. Sam jeden.
Jego zdaniem o tym, że ofiara w sytuacjach zagrożenia reaguje niezależnie od kraju i pochodzenia, świadczą również zamachy w supermarketach czy szkołach niemieckich i amerykańskich. - Takie tragedia miały miejsce już wielokrotnie. Dokonują ich przeważnie szaleńcy, nie terroryści. Kończyło się to też zazwyczaj samobójstwem zamachowca. Charakterystyczne natomiast było postępowanie ofiar. Przypadki, kiedy ktoś próbował się przeciwstawić były sporadyczne. Przeważnie ludzie się chowali lub uciekali. To jest ogromna trauma, która jest niemożliwa do przezwyciężenia w ciągu kilkudziesięciu sekund czy minut. Nie ma znaczenia, że Breivik krążył po wyspie blisko dwie godziny. Nie można się oswoić z tym, że ktoś na ciebie poluje - zauważa dr Krzysztof Karolczak.
Jego zdaniem dobrym przykładem są również żołnierze. - Trzeba było długo czekać, żeby polscy politycy zaakceptowali fakt, że syndrom stresu pourazowego dotyka również Polaków. Teraz w wojskowym szpitalu na Szaserów jest całe piętro przeznaczone dla żołnierzy leczących ten uraz. Stres dotyka ofiary niezależnie od narodowości. Niektórzy po prostu radzą sobie z nim lepiej, a na innych spada to jak grom i paraliżuje. Być może z tego powodu jest wiele publikacji analizujących różne zachowanie terrorystów i zamachowców, a nie ofiar, bo one zachowują się zwykle tak samo - dodaje ekspert.
Być może ludzie w USA czy Polsce są bardziej bojowo nastawieni, ale w przypadku zamachów część kulturowa odgrywa niewielką rolę. Udowodniły to maskary w amerykańskich szkołach, gdzie strzelający do przyjazdu policji zabijał kilkadziesiąt osób i nikt nie potrafił się przeciwstawić.