Tekst o "siedmiu grzechach rowerzystów" wywołał spore oburzenie wśród naszych czytelników. Dlatego redakcyjna koleżanka-rowerzystka odpowiada na tekst Michała Wąsowskiego. Bo jak to przeważnie bywa, zawsze jest druga strona medalu. Na drogach grzeszą nie tylko rowerzyści, ale również kierowcy. Zwłaszcza kierowcy.
Podobnie jak ponad 20 komentatorów, jestem poruszona Twoim wczorajszym tekstem dotyczącym grzechów rowerzysty. Niektórzy, ci bardziej złośliwi, sugerowali, że na rower wsiadłeś ostatni raz chwilę po komunii, więc ciężko jest Tobie zrozumieć ten punkt jeżdżenia. Szydercy. Ja oczywiście nic takiego wmawiać Ci nie zamierzam i szanuję Twoje przyzwyczajenie do samochodu. A także uwagi odnośnie rowerzystów. I
na mnie nie raz trąbiono, więc wiem, że Twoje wyobrażenie o rowerowych grzesznikach może być słuszne. Kajam się, ale chciałabym przedstawić Ci pokrótce, jak ulica wygląda z naszej, rowerowej strony.
Być może Cię to zaskoczy, ale by stworzyć listę grzechów kierowców nie musiałam z nikim się konsultować, ani nikogo ankietować. Wystarczyło, jak codziennie, przyjechać na dwóch kółkach do pracy.
W swoim tekście byłeś łaskaw zauważyć, że rowerzyści z lubością pędzą jezdnią, gdy mają obok wolny chodnik. Spieszę donieść, że jeśli chodnik jest węższy niż dwa metry (czyli pewnie większość w Śródmieściu) nie mam prawa na niego wjechać. Jest mi przykro, że nie mogę Cię usatysfakcjonować w ten sposób. Ty i inni kierowcy, moglibyście jednak pomóc mnie i sobie pozostawiając stosowny odstęp między krawężnikiem z prawej strony samochodu, a pojazdem. Zmotoryzowani często zapominają o tym stojąc w korkach. Ceną bywają: lakier i lusterka. No i oczywiście nerwy, których i w Twoim tekście nie zabrakło.
Wśród rowerzystów nerwy wywołuje jeszcze jedno zachowanie kierowców - zbyt bliski odstęp między rowerem a samochodem, który go wyprzedza. Mam nadzieję, że nie masz pojęcia, jak nieprzyjemnym jest poczuć auto dziesięć centymetrów od kierownicy. Serce podchodzi do gardła, a pęd powietrza przewraca na prawo. Nie życzę tego ani nieprzyjaciołom, ani dobrym kolegom, do których oczywiście zaliczam też Ciebie.
Jeśli już jesteśmy przy prawym pasie jezdni, muszę Ci się też poskarżyć na kierowców, którzy wykorzystując korek lub światła wysadzają z samochodów pasażerów. Otwarte przed nosem drzwi auta to konieczność gwałtownego hamowania. Czasem połączona z efektownym saltem przez kierownicę, lub asekuracyjnym upadkiem na prawo. Nie skazuj mnie na to, choćby dlatego, że będziesz musiał wziąć jeszcze kilka redakcyjnych dyżurów w czasie mojej hospitalizacji.
Piszesz w swoim tekście, że najbardziej bezmyślnym zachowaniem rowerzystów jest wjeżdżanie na przejście dla pieszych. I znów muszę Cię sprostować! Masz oczywiście prawo uważać, że to głupie, ale przepisy ruchu drogowego pozwalają na takie zachowanie, jeśli równolegle do przejścia przebiega ścieżka rowerowa. Te same przepisy nakładają na Ciebie także ograniczenia prędkości, które pozwolą Ci swobodnie przed rowerzystą wyhamować. Niestety wielu kierowców nie potrafi korzystać z zielonej strzałki. Jedni rozpędzają się na zakręcie. Inni zastawiają ścieżkę rowerową po skręcie, oczekując aż z przejścia znikną piesi.
Ścieżek rowerowych, z których sama chętnie korzystam, dotyczy z resztą także inny grzech kierowców. Wyznaczony, szeroki na dwa metry pas ścieżki wydaje się niektórym idealnym miejscem do parkowania. Wyobrażasz sobie sytuację rowerzysty, który rozpędzony do trzydziestu kilometrów na godzinę (z taką prędkością zwykle poruszam się po ścieżkach) nagle natrafia na parkujące auta? To prawie tak, jak jadąc rozpędzonym samochodem bez ABS musieć zatrzymać się za hamującym gwałtownie samochodem.
Piszesz, drogi Michale, że rowerzyści nie sygnalizują skrętów. To prawda. Dobre przyzwyczajenia z okresu starania się w podstawówce o kartę rowerową to już rzadkość. Chciałabym Cię jednak poprosić, żebyś, jako kierowca, swoją radę promował też wśród zmotoryzowanych znajomych. Drogowa praktyka pokazuje, że kierowcy także nie są święci i zmieniają pasy bez sygnalizacji. Jeśli skręcasz na prawy pas i jedziesz wolniej niż ja, muszę hamować. Nie mam jednak światła stopu, więc nie mogę o tym ostrzec kierowcy, który jedzie za mną. Niebezpieczeństwo gotowe.
Niebezpieczeństwo stwarzają też kierowcy, którzy przejeżdżają przez światła na "późnym żółtym". Pewnie dla innych zmotoryzowanych to jeszcze nie największy problem, ale dla rowerzystów - a i owszem. Szczególnie posiadacze kolażówek rozpędzają się spod świateł dużo szybciej niż samochody i to oni są narażeni na spóźnionych.
Drogi Michale, spotkajmy się w zgodzie na jednej jezdni. Ja od kilku lat jestem kierowcą, więc rozumiem też Twoje trudy w tym względzie. Ty, żeby zrozumieć moje nie musisz wsiadać na rower - możesz poświęcić trzy minuty na film, który Ci gorąco polecam.