Idziesz ulicą, widzisz reklamę z fajną książką, płytą czy grą. Wyciągasz telefon, robisz zdjęcie. Kilka kliknięć później kupujesz to, co sfotografowałeś. Zakup przeważnie bez kosztów wysyłki "leci" bezpośrednio do Ciebie. A to wszystko w kilkanaście sekund dzięki Arkowi Skuzie, twórcy aplikacji SaveUp, która właśnie otrzymała blisko 2 miliony złotych na dalszy rozwój. - Przyszłość jest już dziś - mówi naTemat pomysłodawca.
W dużym skrócie SaveUp to mobilna aplikacja, która umożliwia błyskawiczne fotozakupy za pomocą telefonu. Zobaczyłeś produkt w gazecie, na plakacie, w metrze lub na ekranie autobusu. Robisz mu zdjęcie telefonem i dzięki darmowej aplikacji kilka sekund później możesz cieszyć się zakupem. Jak to możliwe?
- SaveUp rozpoznaje obraz i porównuje go ze zdjęciem z bazy danych, w której obecnie są produkty z 50-ciu polskich skepów. Potem znajduje odpowiednik i przedstawia użytkownikowi najkorzystniejszą opcję - wyjaśnia Arkadiusz Skuza, pomysłodawca SaveUp, który jak sam mówi: przyszłość realizuje już dziś.
Co ciekawe, przy zamówieniu użytkownik nie ponosi żadnych kosztów wysyłki.
- Sklepy dzięki naszej aplikacji wchodzą do kanału mobilnego, więc w zamian oferują różne korzyści jej użytkownikom - tłumaczy nasz rozmówca.
Jak przełożyć pomysł na rzeczywistość
Brzmi łatwo, ale łatwe nie było. Firma oficjalnie powstała na przełomie 2010 i 2011 roku, natomiast wstępne prace trwały już wcześniej. - Cały proces tworzenia aplikacji rozpoznawania obrazu był strasznie trudny. Pół roku trwało same podjęcie decyzji, w jaki sposób będziemy to robić - mówi Arkadiusz Skuza. Potem zostało już "tylko" pisanie kodu informatycznego, które trwało trochę ponad rok.
- Na kilka rozwiązań zupełnie bezinteresownie naprowadziło nas kilka osób zza granicy - mówi Skuza.
Jednak to tylko pomoc, a "czarną robotę" wykonała ekipa z Polski. Na początku było to tylko (a może aż) pięć osób, teraz jest ich już ponad dwa razy więcej.
- W przeszłości Arek pracował przy innych projektach i tam poznał kilku programistów. Tak się złożyło, że ruszając z SaveUp zachęcił ich do przejścia wspólnie z nim. Wtedy już razem ruszyli z projektem - mówi Rafał Dubrawski, jeden z pracowników firmy iTraff Technology.
Ten okres podobnie wspomina sam zainteresowany. - Pomysł wpadł mi do głowy podczas mojego pobytu w Stanach Zjednoczonych. Chodziłem po sklepach i złapałem się na tym, że porównuję przez internet w telefonie ceny produktów ze sklepowych półek z tymi z sieci - wspomina Arek Skuza. I dodaje: - Z chłopakami znaliśmy się od pięciu lat. Przedstawiłem im swój pomysł, spodobał się, więc zaczęliśmy szukać inwestorów, którzy tak samo, jak my zarażą się tym projektem.
Miłośnicy sportu, muzyki i gier komputerowych
Pierwsza ekipa to naturalnie informatycy i programiści z wykształcenia. Po wielu godzinach pracy przed komputerem trzeba odpocząć, więc chłopaki odpoczywają. Każdy na swój sposób. Arek i Wojtek lubują się w sporcie, ten pierwszy zwłaszcza w koszykówce. Paweł, jak sam o sobie mówi jest rozśpiewany i zakochany w muzyce. Jest jeszcze Marcin, dziennikarz-amator, który nie do końca uciekł sprzed komputera, bo po godzinach zmienia się w twórcę gier komputerowych.
Ta grupa osób, którą wokół projektu udało się zebrać Arkadiuszowi Skuzie to stosunkowo młoda drużyna, która chce podbijać świat. Sam twórca SaveUp o sobie i swoich współpracownikach mówi: - Na pewno jesteśmy grupą ludzi, którzy nie daliby rady w żadnej korporacji. Grupą indywidualności, która chce pokazać światu, że technologia rozpoznawania obrazu może dostarczyć niesamowitych wrażeń, które do tej pory nie byłyby możliwe - słyszymy.
I trzeba przyznać, że powoli im się to udaje. Dzięki ich pomysłowi kampanie billboardowe czy prasowe nabierają głębszego znaczenia, bo sklep może być praktycznie wszędzie. - Stają się sklepami, źródłami promocji i nośnikami interaktywnej informacji - dodaje Skuza.
Jednak, żeby ze wszystkim w ogóle ruszyć potrzeba było pieniędzy. - Chodziliśmy od uniwersytetu do uniwersytetu, od firmy do firmy - wspomina Arek Skuza. Fundusze udało znaleźć się jednak gdzie indziej. Na spotkaniach dla młodych przedsiębiorców z branży internetowej.
Dzień dobry, mam fajny pomysł
- Na jednym z takich zjazdów miałem krótkie wystąpienie. Po zakończeniu podszedł do mnie Arek i powiedział wprost, że ma taki i taki pomysł i może byśmy się spotkali, żeby omówić to dokładniej - wspomina Bartłomiej Gola, prezes SpeedupGroup, funduszu inwestycyjnego, który jako pierwszy wyłożył pieniądze na SaveUp.
Młody przedsiębiorca w kilka minut "sprzedał" swój pomysł i Gola zgodził się na dokładniejsze spotkanie. - Jakiś czas potem umówiliśmy się w barze hotelowym w Poznaniu. Arek przedstawił mi dwa pomysły, jednym z nich był właśnie SaveUp, a drugim, już pewnie zapomnianym, coś zbliżonego do robiącego właśnie furorę Instagrama - tłumaczy prezes.
Inwestor dostrzegł błysk w oku Arka. - Jeden pomysł mi się spodobał, powiedziałem, żeby go dopracował i wrócił z konkretami - słyszymy. Twórcy SaveUp nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Wrócił za jakiś czas, a efektem było trochę ponad milion złotych, jakie SpeedupGroup wyłożyła na jego pomysł.
- Trzeba pamiętać, że my inwestujemy na bardzo wczesnych etapach i tak naprawdę w tym momencie najważniejszy jest człowiek - przybliża nam branżę Bartłomiej Gola. W tym biznesie mówi się nawet, że lepiej zainwestować w słaby pomysł z dobrym człowiekiem, niż odwrotnie.
Przekonali i dostali pieniądze
A w te wymagania Arek Skuza i jego wizja rozpoznawania obrazu wpisała się idealnie. - On ma w sobie wyjątkową energię i zdolność przekonywania. Potrafi stworzyć przekonanie, że swoją wizję będzie w stanie wdrożyć w życie - wylicza inwestor. Wiele ludzi ma pomysły, ale niewielu potrafi je zrealizować. Jak widać, chłopakom z SaveUp się udało. - Wyłożyliśmy pieniądze na trzy rzeczy: pomysł, rynek i przede wszystkim Arka z zespołem, który zbudował - dodaje.
Nie znaczy to jednak, że jest tak idealnie, bo konflikty pomiędzy tymi, którzy na pomysł wpadli i tymi, którzy na niego płacą, zdarzają się zawsze. - Po drodze mieliśmy kilka spięć. Pewnie kilka razy trzasnęliśmy słuchawkami i pokrzyczeliśmy na siebie - mówi Bartłomiej Gola. Ale od razu dodaje: - To normalne w tym biznesie. Na szczęście nie mieliśmy na razie problemów, żeby nasze wizje jakoś bardzo się różniły.
Branża internetowa jest ogromna, więc trzeba się wyróżniać. Szefowi SaveUp, jak na razie się to udaje. - Na tle innych menadżerów Arek wykazuje się dużą dojrzałością. To co u niego cenię, to fakt, że jeżeli ja uważam, że coś mogłoby wyglądać inaczej to wspólnie o tym rozmawiamy. On chce słuchać i ciągle się uczyć, przyjmuje argumenty drugiej strony. To jego bardzo mocna strona - mówi prezes funduszu inwestycyjnego.
Jednocześnie zaznacza, że nie chodzi o przesadne słodzenie, ale o to jak firma wygląda w rzeczywistości. A nasz rozmówca wie co mówi, bo fundusz, któremu szefuje inwestuje w wielu młodych przedsiębiorców.
Trudne początki
Milion złotych na start to całkiem niezły początek, ale trzeba pamiętać, że wejście do biznesu było dla młodych przedsiębiorców rzutem na głęboką wodę. Ekipa SaveUp jest stosunkowo młoda i jak przyznają w rozmowie z naTemat, na dobrą sprawę sami nie wiedzieli w co się pakują.
- Dzisiaj Arek nie jest już żółtodziobem, ale półtora roku temu był. Wszyscy popełniliśmy niejeden błąd, ale ten zespół ma niesamowitą zdolność uczenia się i to mi się podoba - mówi Gola. Błędy popełniają wszyscy, a to, co według naszego rozmówcy wyróżnia SaveUp to fakt, że reagują na nie bardzo szybko. - Przez cały ten okres współpracy wszyscy bardzo dużo się nauczyliśmy - dodaje Rafał Dubrawski z SaveUp.
- Arek na początku niezbyt pewnie poruszał się w świecie biznesu - potwierdza jeden z jego współpracowników. Jednak te kilkanaście miesięcy ciężkiej pracy zaowocowało. - Przeszedł bardzo specyficzną transformacją, którą przechodzą chyba wszyscy liderzy projektów startupowych. Zamienił się w świetnie zorientowanego lidera grupy - dodaje Dubrawski.
Choć od samego początku Skuza bardzo dobrze wiedział co chce robić, to nie było to przemyślane tak dobrze, jak teraz. - Czuję, że teraz ma dużo spójniejszą i lepiej przemyślaną wizję przyszłości niż np. rok temu - słyszymy od jego kolegi.
Jak to zazwyczaj bywa, aplikacja nie uchroniła się przed krytyką. Bo i od początku idealnie nie działała. Chłopaki z SaveUp przyjmują ją jednak z pokorą, ale i przymrużeniem oka. Wrzucają na YouTube filmiki z odpowiedziami na zarzuty.
- Trzeba być autentycznym i szczerym, wtedy ma się szansę zrobić coś ciekawego - tłumaczy Arek Skuza.
Powodów do krytyki jest jednak coraz mniej, bo poprawność rozpoznawania zdjęć wynosi już 93 procent. W tym momencie z aplikacji korzysta 15 tysięcy osób. Jej twórca nie może jednak powiedzieć, jak dokładnie przekłada się to na ilość zawieranych transakcji. - Mogę tylko zdradzić, że każdego miesiąca jest robionych ponad pięć tysięcy zdjęć - mówi naTemat.
Przyszłość? Tylko smartfony
Jest jednak pewien aspekt, który się nie zmieni. SaveUp nie działa na "zwykłych" komórkach, a jedynie na smartfonach. To jeden z elementów wizji twórcy aplikacji. - Może będzie to trochę brutalne, ale przyszłość należy właśnie do smartfonów - tłumaczy decyzję.
Dobre pomysły mają to do siebie, że można je sprzedać ze sporym zyskiem. To jednak twórcy aplikacji na razie nie w głowie, mimo że pojawiały się propozycje sprzedaży. - Mamy jeszcze w planach kilka rzeczy, które chcemy zrobić. One dodatkowo podniosą wartość naszego biznesu. Poza tym chcemy robić to co robimy i ciągle się tym cieszyć. Na razie nie myślimy o sprzedaży. Chyba każdy założyciel firmy woli, żeby jego "dziecko" rosło w siłę, a nie było sprzedane - mówi Arkadiusz Skuza.
Dlatego kolejny etap rozwoju spółki to... udostępnienie swojej technologii innym, którzy też chcą budować aplikacje oparte o rozpoznawanie obrazu. - Już dziś dostajemy zapytania o wykonanie aplikacji rozpoznających dzieła sztuki, alkohole, marki dużych koncernów. Ludzie mają miliony pomysłów jak wykorzystać naszą technologię, a my tę wolność chcemy im dać - zapewnia Paweł Mazurek, Marketing Manager w iTraff Technology.
Prawie dwa miliony na dalszy rozwój
SaveUp zdobył niedawno prawie 2 miliony złotych na dalszy rozwój. Mimo optymistycznej przyszłości Bartłomiej Gola, prezes funduszu, który jako pierwszy zainwestował w SaveUp ostrzega. - Oni są bardzo fajną i często nagradzaną spółką, ale trzeba pamiętać, że ciągle jest to spółka ryzykowna - mówi.
Jeszcze nie toster, ale już portfel, bilet, bank i klucze - tyle potrafi twój telefon
Jest oczywiście znacznie bliżej sukcesu niż inni, ale w tym biznesie wszystko może się zdarzyć. - Ma ogromny potencjał i może być warta wielkie pieniądze, ale niewykluczone, że za dwa lata SaveUp w ogóle nie będzie - tak piękno i brzydotę inwestowania ocenia Gola.
Niemniej jednak na dzień dzisiejszy aplikacja się przyjmuje i dobrze rokuje. Pierwsze wyniki są zadowalające, ale to ciągle nie jest jeszcze projekt, który jest rentowny. Inwestorzy wraz z ekipą chcą go takim uczynić. - Jeżeli nie będziemy w stanie generować zysków to SaveUp może zniknąć. To zarazem takie banalne i brutalne, ale taki jest ten biznes - kończy Bartłomiej Gola.