Polska lewica może z zazdrością patrzeć na SYRIZĘ.
Polska lewica może z zazdrością patrzeć na SYRIZĘ. Fot. Facebook/Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

W Grecji szaleństwo, ludzie tańczą na ulicach, bo wybory parlamentarne wygrała skrajnie lewicowa partia SYRIZA. Obywatele mieli dosyć zaciskania pasa, bezrobocia, braku wsparcia państwa. Sytuacja w Polsce też wskazuje na podobne niezadowolenie w społeczeństwie. Czy potrzebujemy polskiego Tsiprasa?

REKLAMA
W czasie kiedy Tsipras mówi o bezrobociu i braku perspektyw dla młodych ludzi, polska lewica wystawia jako kandydatkę na prezydenta Magdalenę Ogórek, historyczkę Kościoła, której podglądy są tajemnicą dla szerszej publiczności. Kiedy SYRIZA mówi o nierównościach społecznych, potrzebie socjalu, problemie prostytucji wśród osób, którym gwałtownie pogorszył się poziom życia, w Polsce dyskutuje się o krzyżach w instytucjach publicznych, problemach homoseksualistów i "potworze gender", którym straszą polskie dzieci.
Tsipras i jego partnerka prezentują się jako osoby bliskie ludowi, zaangażowane w walkę ideologiczną, a co ważniejsze wyznające konkretną ideologię. Liderzy polskiej lewej strony? Żona jednego z nich uczy maluczkich jak prawidłowo jeść bezy. Sytuacja nie zmienia się od lat, lewa strona, która z zasady powinna być rewolucyjna, nawołująca do zmian, zaangażowana, jest statyczna, niemrawa, cyniczna.
Społeczeństwo nie jest zadowolone
A w kraju się burzy, strajkują górnicy, strajkują rolnicy, strajkują pielęgniarki, szwaczki, które przez zarządzających zostały określone mianem robactwa. Protestują ci, którzy wzięli kredyty we frankach, za swoją sytuację obwiniają "banksterów", największych neoliberalnych wrogów ludu. A politycy widzą w tym fermencie polityczny kapitał do zbicia. Przyjacielem uciemiężonych grup stał się Jarosław Kaczyński, ten sam, który w 2007 roku nie chciał rozmawiać z pielęgniarkami koczującymi w białym miasteczku.
Rolników wsparł nie kto inny, jak guru neoliberalizmu Janusz Korwin-Mikke, który uważa, że ludzie nieradzący sobie w społeczeństwie, w tym biedni i niepełnosprawni, nie powinni być traktowani równo. A gdzie jest prawdziwa lewica, czyli ci, którzy powinni prowadzić ten zdenerwowany lud na barykady?
Istnieje Ruch Sprawiedliwości Społecznej Piotra Ikonowicza, który gromadzi osoby zaangażowane ideologicznie. Członkowie partii blokują eksmisje, działają w terenie, sam Ikonowicz przygarnął do własnego mieszkania bezdomną rodzinę. Ale partia ta nie funkcjonuje w świadomości społecznej. Sam Ikonowicz jest traktowany jako pożyteczny wariat, a nie jako charyzmatyczny lider, który może pociągnąć tłumy. Pytanie tylko czy ma kogo za sobą ciągnąć?
logo
Piotr Ikonowicz. Fot. Agata Grzybowska/Agencja Gazeta
Lwy i lwice lewicy
– Kultura polityczna Grecji jest zupełnie inna niż w Polsce – od razu zastrzega dr Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego, gdy pytam go, czy w naszym kraju jest zapotrzebowanie na powstanie partii podobnej do SYRIZY. Naukowiec podkreśla, że Grecy są dużo bardziej rozpolitykowani, a przekonania często przechodzą z rodziny na rodzinę. Poza tym zawsze byli silnie lewicowym narodem, a komunizm w Grecji nie ma czarnego PR-u. To komunistyczna partyzantka wyzwoliła Grecję spod rządów okupantów w trakcie II Wojny Światowej.
– W Polsce większość elektoratu jest prawicowa. I zawsze tak było, co więcej, jeśli spojrzeć na młodych Greków oni zdecydowanie sympatyzują na lewo. A kto uwiódł młodych Polaków? Neoliberalny Korwin Mikke.
A co z ruchami miejskimi, Zielonymi, Inicjatywą Miasto jest Nasze, aktywistami, czy oni nie są przyszłością polskiej lewicy?
dr Rafał Chwedoruk

W ogóle nie nazwałbym ruchów miejskich partiami lewicowymi. Ich elektorat to tworząca się miejska klasa średnia, której daleko do ideałów lewicy. Co więcej, sam znam kilku skinheadów delegowanych z ramienia ruchów miejskich.

Takie środowiska stać bowiem na lokalne, żywiołowe bunty np. w obronie lokalnego żłobka, ale nie na całkowitą zmianę myślenia i podporządkowania się pewnej ideologii. Wielkomiejski, wykształcony wyborca nie ma w zwyczaju wczuwać się w rolę uciemiężonej szwaczki.
Jednak Polska nie stoi wykształconymi inteligentami z wielkich miast. Jest ogromny elektorat w średniej wielkości ośrodkach miejskich, miasteczkach i wsiach, który czeka na swojego lidera. Dlaczego nie lewicowego?
Nie ten elektorat
– Źródła problemów lewicy leżą w transformacji. Formacja Kwaśniewskiego, starzy socjaliści zaczęli walczyć o inteligentów, którzy nie byli ich głównym elektoratem. Paradoksalnie, bo starali się zyskać poparcie dzieci inteligencji stanu wojennego, co było zadaniem karkołomnym – tłumaczy Chwedoruk.
Co ciekawe, lewica w naszej części Europy odnosi duże sukcesy, w Czechach, Rumunii, SMER na Słowacji. Mimo że państwa te doświadczone były komunizmem w podobny sposób, resentyment do poprzedniego ustroju nie wpłynął na niechęć do partii lewicowych.
– Rzeczywiście, Polsce politycznie bliżej do Irlandii, gdzie lewicowa partia od dłuższego czasu zajmuje trzecie miejsce niż sąsiednim Czechom i Słowacji.
Sęk w tym, że Polska lewica całkowicie odcięła się od twardych argumentów, a rozbija się o sprawy dla większości nieistotne. A z pewnością nieistotne dla ludzi z mniejszych miejscowości, którzy ledwie wiążą koniec z końcem. Bo na czoło postulatów nie wysuwa się walka o żłobki, godną pracę, sprzeciw wobec wyzysku, pomoc wykluczonym. Ale parytety dla kobiet w dużych firmach, antykoncepcja, antyklerykalizm. Nie chodzi o to, że są to sprawy błahe, jednak z pewnością nie takie, które są w stanie pociągnąć za sobą sfrustrowane masy.
– O lewicowych partiach, które święcą sukcesy w Europie mówi się, że są one populistyczne. Polskiej lewicy daleko do populizmu – zaznacza naukowiec. I dodaje, że potrzebna jest całkowita zmiana pokoleniowa, by można na nowo podejść do tematu prawdziwej lewicy.
Jednak do tego czasu może się okazać, że Polska zostanie zupełnie bez poważnej partii lewicowej. Jeśli SLD, które ma coraz gorsze wyniki, może po prostu przestać się liczyć na scenie politycznej, a rachityczne grupki aktywistów czy grupy miejskie nie zdziałają dużo. Wówczas o polskiej SYRIZIE będziemy mogli zapomnieć, bo nasz krajobraz polityczny będzie bardziej przypominał to, co dzieje się teraz w Turcji, gdzie nie ma żadnej znaczącej partii lewicowej. Wówczas zamiast szukać Tsiprasa, łatwiej będzie znaleźć rodzimego Erdogana.