
Bycie spoza układu to absolutny hit obecnej kampanii. Kandydaci krytykują polityczny „beton” i pozycjonują się jako reprezentanci obywatelscy, a nie partyjni. Każdy chce być antyestablishmentowy, choć nie każdy ma ku temu przesłanki. O ile w byciu "poza" układem w przypadku Kukiza czy nawet Korwin-Mikkego odnajdujemy jakieś uzasadnienie, tak Magdalena Ogórek czy Bronisław Komorowski swoją niezależność powinni deklarować ostrożniej.
Polska scena polityczna zdominowana jest przez partie polityczne. Duże, mające reprezentację w polskim parlamencie i dobrze już wyborcom znane. Mniejszym ugrupowaniom i niepartyjnym osobowościom trudniej jest przebić się do dużej polityki, choć z pewnością nie jest to niemożliwe. „Pierwsze skrzypce” odgrywają jednak partie – czy nam się to podoba, czy nie, bo nawet jeśli Polacy w sondażach deklarują, że partie są „złe” – przy urnach decydują się postawić właśnie na nie.
Bronisław Komorowski, choć jest kandydatem najważniejszej w Polsce partii – partii rządzącej – próbuje wykreować się na kandydata „z zewnątrz”, do zaakceptowania nie tylko przez elektorat PO. – W wyborach prezydenckich w 2010 roku byłem kandydatem Platformy Obywatelskiej, dziś pragnę być kandydatem obywatelskim, z poparciem PO – przekonuje i odsuwa swoją partyjność na zdecydowanie dalszy plan.
Słyszę zarzuty, że nie byłam ministrem, że nie byłam marszałkiem Sejmu. Nie, nie byłam. Jestem spoza jakiegokolwiek układu politycznego (…) Jestem spoza warszawskich salonów, spoza jakichkolwiek koterii, spoza jakiegokolwiek układu towarzyskiego. Czytaj więcej
W prezydenckim wyścigu nie brakuje kandydatów, którzy antysystemowości udawać nie muszą. W „głównym nurcie” wyraźnie nie są i właśnie z tego czynią swój największy atut. Niezależność najmocniej eksponuje Paweł Kukiz. Wspierany przez kilka małych organizacji, w tym Bezpartyjnych Samorządowców, z pomocą których udało mu się zdobyć mandat w sejmiku na Dolnym Śląsku. – Nie jestem na łańcuszku żadnej partii – przekonuje.
Wolni, niezależni, będący „ponad” politycznymi sporami, jakie obserwujemy na co dzień – za takich właśnie próbują uchodzić obecni kandydaci. Mimo wszystko, wsparcie partii politycznych ma zarówno złe, jak i dobre strony. Niewątpliwym plusem są większe możliwości finansowe i sprawne struktury partyjne (potrzebne m.in. przy zbieraniu podpisów). Minusem zaś, stosunkowo pejoratywne postrzeganie partii przez obywateli.
