
Z jakiegoś powodu większość z nich omija jednak możliwie szerokim łukiem Polskę. Nawet wówczas, gdy w roku 2013 polskie statystyki dotyczące migracji poszybowały rekordowo w górę, w rankingach atrakcyjności imigracyjnej byliśmy na końcu światowej i europejskiej stawki. Przybysze z innych krajów od Polski wolą nie tylko stare demokracje zachodnie, których renomie nie zaszkodziły nawet wciąż odczuwalne tam echa globalnego kryzysu. Od słynnej polskiej "zielonej wyspy" na nowy dom wybierają sobie inne kraje tzw. "nowej UE".
Większa atrakcyjność Czech od Polski nie dziwi, bo obok Francji to jeden z krajów europejskich, w których religia odgrywa najmniejsze znaczenie w sprawach społecznych. Oni zdecydowanie bardziej tolerancyjnie od nas traktują ludzi z innych kręgów kulturowych. Polska to tymczasem kraj niezwykle homogeniczny i społeczeństwo naszpikowane uprzedzeniami. Do tego standard życia nie jest najwyższy, więc trudno się dziwić, że nikt nie marzy o życiu w Polsce.
– Na wieść, że to dopiero Polska, a nie Niemcy lub Szwecja i koniec wycieczki, najgłośniej płaczą Azjaci. Oni uciekają z określonym planem i marzeniami, z które często płacą relatywne fortuny – mówi mi doświadczony oficer Straży Granicznej. – Ci ludzie czasem wpadają w załamanie, albo jakąś niewyobrażalną agresję, bo w ułamku sekundy wiedzą, że stracili wszystko. Gdyby nawet ich złapali Niemcy, to mieliby wciąż szansę zostać w Europie. Tymczasem, jak to sobie planowali, to naczytali się dobrze, że Polska prawdopodobnie zaoferuje im raczej długi pobyt w zamkniętym ośrodku i bilet powrotny – dodaje.
Ci, którzy Polskę wybrali na drodze ucieczki ze swojej ojczyzny świadomie, również nie tryskają radością. Jednym z nich jest Azad Nouri, któremu dopiero po kilku latach od emigracji z Iraku do Polski udało się uzyskać pewność, że na pewno może rozpocząć budowanie nowego życia nad Wisłą.
Przechwalacie się na całym świecie polską gościnnością, ale kiedy próbujesz się tu sprowadzić, to niewiele jej widać. Czuję się pod tym względem bardzo oszukany. O polskiej gościnności nasłuchałem się jeszcze za dziecka, gdy do domu przychodzili zaprzyjaźnieni z ojcem polscy inżynierowie. Potem tyle o niej mówili też polscy żołnierze, którzy wręcz namawiali, by uciekać tutaj. Jak się na to zdecydowałem to musiałem przejść biurokratyczne piekło, by ktoś pozwolił mi tu uczciwie pracować. W kraju, w którym podobno brakuje siły roboczej
Jak tłumaczy prof. Czapiński, łatwość ewentualnego osiedlenia się na stałe zależy od tego, z jakiego kraju uchodźcy przybywają do Polski. – Osobiście wolałbym raczej, by nasz rynek pracy zasilali raczej ludzie pochodzący z krajów o podobnej kulturze. Czyli na przykład Ukraińcy, którzy znacznie łatwiej dostają w Polsce szanse na osiedlenie się. Obawiam się jednak, że i oni będą Polskę traktować jako przystanek, z którego można uciec dalej na Zachód. I oni nie pomogą nam uporać się zapaścią demograficzną – ocenia ekspert.
Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl