Agresywny mężczyzna w metrze. Po telefonie na 112 reakcji brak. Policja: "Patrolujemy cały czas"
Michał Mańkowski
11 maja 2012, 13:27·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 11 maja 2012, 13:27
Polska nie może pochwalić się rozbudowaną siecią metra. Jedyna linia znajduje się w stolicy. I choć warszawska kolej podziemna jest całkiem nowa i bezpieczna, to zdarzają się przykre wyjątki. Wyjątki, których z racji zbliżających się mistrzostw Europy powinniśmy zdecydowanie unikać. - Mimo zgłoszeń przez komórkę i specjalny telefon alarmowy przez kilka stacji, żaden patrol nie pofatygował się do agresywnego i awanturującego się mężczyzny - pisze jeden z naszych czytelników.
Reklama.
- Na jednej ze stacji do pociągu wsiadł dwudziestokilkuletni mężczyzna. Na pewno był agresywny, być może pijany. Wykrzykiwał, obrażał i prowokował pasażerów, a nawet chciał się z nimi bić - relacjonuje. Jak to często bywa, nikt nie reagował. Nasz rozmówca zadzwonił pod numer 112. I po raz kolejny potwierdziło się, że nie działa on jak należy. Dyspozytor odebrał po około dwóch minutach i dopiero wtedy połączył z posterunkiem w metrze. - Opisałem sytuację, powiedziałem gdzie jesteśmy, w którą stronę jedziemy i na jakiej stacji teraz się zatrzymamy. Wtedy ku mojemu zdziwieniu posterunkowy stwierdził, że to bardzo nie dobrze, bo tam "nikogo nie ma" - słyszymy. I wcale nie chodziło o żadne stacje końcowe, ale o tę przy ulicy Świętokrzyskiej, czyli sam środek miasta.
Zamiast policji na stacji miał czekać ktoś z ochrony metra.
- Powiedziałem, że jesteśmy w drugim wagonie od końca. Dojechaliśmy na stację, ale nikogo tam nie było - wyjaśnia czytelnik. Ani na tej, ani na następnej, gdzie awanturujący się mężczyzna wysiadł z pociągu. - Tutaj scenariusz się powtórzył, zaczął obrażać i zaczepiać pasażerów na peronie - dodaje. Dlatego nasz rozmówca już lekko zirytowano podjął kolejną próbę. - Podszedłem do żółtego, specjalnego telefonu alarmowego. Nacisnąłem C, czyli posterunek policji metra. Czekałem długo, nikt nie odebrał.
Strażniku gdzie jesteś?
Nadjechał kolejny pociąg, agresywny mężczyzna wsiadł do środka, ja za nim - relacjonuje. I tutaj kolejna próba z numerem 112. Efekt jeszcze gorszy niż ostatnio. Operator powiedział, że nie może połączyć rozmówcy z posterunkiem metra (a przecież kilka minut wcześniej to zrobił), ale wyśle patrol na następną stację. Tam oczywiście czekali jedynie pasażerowie. - Na kolejnym przystanku mężczyzna wysiadł, a ja już nie wytrzymałem i pojechałem dalej. Z metra wyszedłem dwie stacje później - słyszymy. Tam, przed wejściem do podziemia, ujrzał dość zaskakujący widok.
- Strażnik ochrony metra jakby nigdy nic siedział sobie na barierce i odpoczywał w najlepsze - dodaje. I choć wiadomo, że akurat ten pan z sytuacją nie ma nic wspólnego, to pokazuje to absurd całego zajścia.
I o ile podróżując warszawskim metrem na co dzień czuję się bezpiecznie, to cała sytuacja może być niepokojąca. Ani policja, ani ochrona metra mimo kilkukrotnego powiadomienia nie potrafiła dotrzeć na następną stację, żeby opanować sytuację. Pytanie dlaczego, skoro w metrze tak często spotyka się patrole każdej ze służb.
Procedury są, ale tajne
Nasz czytelnik sprowokowany całą sytuacją wylicza cztery, całkiem słuszne, "dlaczego". - Dlaczego na niecały miesiąc przed Euro na stacjach nie ma ani jednego policjanta? Dlaczego numer alarmowy 112 wciąż działa tak beznadziejnie? Dlaczego w tunelu działa tylko jedna sieć komórkowa i dlaczego żółty telefon nie działa jak powinien? - pyta.
Cały system bezpieczeństwa w metrze podlega zakładowemu planowi ochrony, który zatwierdza komendant stołeczny. Dopytujemy, jak on wygląda, ale niewiele udaje się nam dowiedzieć, bo z oczywistych względów jest on tajny. - Po to, żeby osoby, które chcą zakłócać porządek nie wiedziały, czego się spodziewać i jak ominąć nasze zabezpieczenia - mówi nam Krzysztof Malawko, rzecznik warszawskiego metra.
Rozumowanie, jak najbardziej słuszne, ale jak widać jeden agresywny pasażer potrafił ośmieszyć system bezpieczeństwa. A zakładam, że nie był on w posiadaniu żadnych tajnych planów. O ewentualnych dodatkowych środkach bezpieczeństwa w czasie Mistrzostw Europy rzecznik metra z wiadomych względów nie chciał rozmawiać, podobnie jak jego kolega po fachu ze stołecznej policji.
W tunelu nie porozmawiasz
Niebezpieczne sytuacje można zgłaszać nie tylko telefonicznie, ale dodatkowo poprzez przycisk bezpieczeństwa, który znajduje się w każdym wagonie.
I większości pasażerów pozostaje tylko to wyjście, bo w tunelu pomiędzy stacjami działa jedna sieć komórkowa. - Na stacjach można korzystać ze wszystkich operatorów, ale faktycznie, w tunelach działa jedynie Play. Tylko oni w to zainwestowali, pozostałe sieci jak na razie się na to nie zdecydowały, a mogłyby przecież korzystać chociażby z łącza Play - wyjaśnia Krzysztof Malawko.
Operatorzy mają ściśle określone warunki, które muszą spełnić, żeby być dostępnym w tunelach. - To ich decyzja. Najważniejsze, żeby założone instalacje nie zakłócały łączności metra warszawskiego - dodaje rzecznik. Bo fakt, że w tunelach nie działają wszyscy operatorzy nie znaczy, że komunikacji nie ma w ogóle. - Mamy tam pełną, dwukanałową łączność radiową między prowadzącym pociąg a odpowiednimi służbami - tłumaczy Malawko.
Próbowaliśmy się dowiedzieć, od czego zależy rozmieszczenie patroli i skąd mógł wynikać ich ewentualny brak w przypadku historii naszego czytelnika. - Sposób poruszania się patroli ochrony metra również jest opisany w zakładowym planie - dodaje rzecznik metra. - Patrolujemy cały czas. Jeżeli ktoś dzwoni ze zgłoszeniem to na następnej stacji powinni czekać policjanci - mówi Maciej Karczyński, rzecznik komendy stołecznej. No właśnie - powinni. Co z tego wynika? Tego już niestety nie wiadomo. Patrole faktycznie są widoczne i to dość często. Tym razem jednak ich zabrakło. Na kilku stacjach z rzędu...