Kiedyś królowała na nim pospolita kiełbasa i karkówka. Z prowizorycznym rusztem pod pachą szło się na ogródki działkowe, gdzie tuż za płotem sąsiedzi również relaksowali się przy grillu. Po tamtych czasach nie ma już śladu - ale moda na grillowanie zdążyła się rozpanoszyć na dobre nad Wisłą. Czemu sprawia nam to taką frajdę? Jedzenie, relaks, znajomi - posiadówka przy dymiącym ruszcie nie ma sobie równych.
Początki były skromne
Kilka pociągnięć nosem na świeżym powietrzu i już wiadomo - sezon na grilla trwa w najlepsze, a zapach pieczonego mięsa unosi się w powietrzu prawie wszędzie. Mówi się o nim, że stał się sportem narodowym. Nie ma w tym stwierdzeniu wielkiej przesady, a Polacy od ładnych paru lat zapałali autentyczną miłością do rusztu.
Początki nie były tak spektakularne. Grill przywędrował do nas z poślizgiem, bo kiedy w latach 50- 60. na Zachodzie, a w szczególności w Stanach Zjednoczonych rodziła się na niego moda, u nas znacznie większym zmartwieniem było zaopatrzenie się w podstawowe produkty spożywcze, co nie było przecież łatwe, kiedy sklepy świeciły pustkami.
Narodziny wielkiego grillowania w Polsce przypadają u nas dopiero na lata 80. Chociaż w porównaniu z dzisiejszym szaleństwem na grilla, początki tego zjawiska były dosyć skromne. Polacy używali najczęściej metalowego kulistego grilla, podobnego do tego, który za oceanem w 1952 roku zaprojektował George Stephen, albo enerdowskich konstrukcji zza zachodniej granicy.
Pierwsze spotkania Polaków przy grillu nie przypominały jednak garden party czy barbecue z USA. Najczęściej dym z rusztu można było zobaczyć na działkach. Na świeżym powietrzu zbierała się rodzina i sąsiedzi, a na grillu skwierczały mało wymyślne specjały: kiełbasa, karkówka i kaszanka, które przewracał gospodarz w białym podkoszulku.
Lata 90. przyniosły dalszy wzrost popularności tej formy przyrządzania posiłków. Ogniska z kiełbaskami na kijkach powoli odchodziły do lamusa, a Polacy z lubością odkrywali zalety jedzenia z rusztu. Ale prawdziwy renesans grillowanie przeżywa u nas dopiero od kilku lat.
– "Kiedy niespełna 15 lat temu na podwórkach naszych sąsiadów, zaczęły się pojawiać niezgrabne urządzenia, składające się z trzech nóg i dużej misy, z których niemiłosiernie się dymiło, a do nozdrzy dolatywał zapach pieczonego mięsa, nikt nie mógł przypuszczać, że potrzeba będzie tylko kilku sezonów na to, żeby grillowanie stało się narodowym sportem Polaków. O tego czasu wiele się zmieniło. Wyrosło bowiem całe pokolenie, które nie pamięta czasów „sprzed grilla” – twierdzi dr Tomasza Sobierajskiego, socjolog.
Grill - symbol przemian
Rozpalamy go na balkonach, nad rzeką, jeziorem i w ogrodzie. Ten trend widać gołym okiem, ale są też twarde dowody w postaci liczb. Parę lat temu sondażownia Millward Brown przeprowadziła badanie na temat tego, jak Polacy spędzają wolny czas. Wyniki badania nie pozostawiają złudzeń - 66 proc. Polaków deklaruje, że w każdy ciepły weekend grilluje.
Ta pozornie niewinna rozrywka jest dla nas nie tylko kulinarnym i towarzyskim wydarzeniem - to także symbol polskiego prosperity i, paradoksalnie, jedna ze zdobyczy polskiej transformacji. – Grill dla Polaków jest symbolem pozytywnych zmian w Polsce w ostatnim dwudziestoleciu, związanym z naszym stylem życia. Jest uznawany za naszą zdobycz cywilizacyjną i jedną z największych polskich satysfakcji po 1989 roku. (...)Jest też połączeniem tradycji z nowoczesnością, „powiewem zachodu”. Trend ten pokazuje, jak przejmujemy światowe wzory spędzania wolnego czasu oraz jak razem celebrujemy czas wolny, którego jakość
jest dla nas coraz ważniejsza – piszą autorzy raportu "Polacy cenią swój czas wolny".
Grill to coś więcej niż posiłek
Obecnie Polacy, którzy zwariowali na punkcie grilla mają w czym przebierać. W sezonie wiosenno-letnim każdy większy supermarket ma specjalnie wydzieloną strefę, w której znajdziemy najwymyślniejsze przyrządy i produkty nawet dla najbardziej wybrednego amatora rusztu. Na sklepowych półkach znajdziemy nawet gotowe produkty gotowe do wrzucenia na grilla - wersja dla leniwych ma swoje plusy - produkt jest już zamarynowany, co zaoszczędza czasu, a niekiedy nerwów.
Królową grilla nadal pozostaje zwykła kiełbaska - ponad 80 proc. Polaków deklaruje, że to właśnie po nią sięga najczęściej podczas letniego biesiadowania. Drugie miejsce należy do innego klasyka - karkówki, to danie wybiera ok. 60 proc. uczestników grilla. Na podium załapał się jeszcze dobrze znany szaszłyk mięsno-warzywny. Tak wynika z badania przeprowadzonego przez firmę MOSSO. W tym roku grillowe preferencje Polaków zbadała też Coca-Cola. W nim również prym wiedzie swojska kiełbaska.
Sięgamy co prawda coraz częściej np. po ryby, owoce morza czy warzywa, ale wszystko wskazuje na to, że grill jest u nas ciągle jednak narzędziem zwykłego mięsożercy. Nie wynika to jednak z tego, że mamy mało wyrobione podniebienie, bo z tym, jak pokazuje moda na kulinarne eksperymenty, jest całkiem nieźle. Ubogie menu na grillu to dowód na to, że nie chcemy tracić czasu na doglądanie wykwintnej potrawy, ale wolimy przy okazji spotkania ze znajomymi się zrelaksować i zaspokoić potrzebę przebywania z innymi.
– "Grill - to nie tylko urządzenie do pieczenia mięsa, ale również, a może przede wszystkim, jako forma spędzania czasu - wydaje się czymś oczywistym, na stałe wpisanym w krajobraz imprez rówieśniczych i rodzinnych'' – uważa Sobierajski. Rzeczywiście, jeśli wierzyć statystykom, to 75 proc. Polaków spotyka się przy grillu, żeby porozmawiać ze znajomymi, a tylko 6 proc. sprowadza tego rodzaju wyjście do zajadania się kiełbaskami.
Może nie udało nam się wynieść grillowania do rangi sztuki kulinarnej, a Magda Gessler, restauratorka słusznie mówi, że mamy "barbarzyńskie" zwyczaje związane z pieczeniem na ruszczcie, to i tak nie ma się czym przejmować. Grillowanie to sport narodowy, w którym bez względu na to, co kładziemy na ruszt, mamy szanse na medal. I to nie byle jaki, bo złoty.