
Nasz pierwszy kontakt jest krótki. – Chcesz o tym ze mną pogadać? Uprzedzam, że nie mam z tym żadnego problemu i nie czuję się z tym źle – mówi Marta. Ma 50 lat, kawał życia za sobą, ale też sporo przed sobą. Nie przypomina kobiet, które po przekroczeniu magicznej bariery półwiecza zapominają o sobie i zaczynają myśleć w kategoriach rychłej emerytki.
Drogi Marty i męża od dawna się rozjeżdżały. On w pracy gdzieś hen daleko, ona tutaj, na miejscu. Dystans pogłębiał przepaść. Coraz bardziej i bardziej. Pewnego dnia zrozumiała, że to koniec. Jej mąż też to pojął. Pożytek z tego taki, że przynajmniej w tym wypadku byli ze sobą zgodni. – Z mężem nie rozumiemy się już dawno, a że do tej pory się rozeszliśmy, to tylko dlatego, że nikogo nie miałam tak naprawdę na poważnie. Ponadto kiedyś w rozmowie poprosił mnie, żebym na razie została, bo on pracując za granicą i nie dałby sobie rady z ogarnięciem spraw domowych i wychowawczych – opowiada.
Marta nie ma poczucia winy, a przez bliską relację z księdzem nie śnią jej się po nocach koszmary z piekła rodem. Dla niej to normalna sprawa, a ksiądz - normalny facet, tylko nieco lepszy niż wiecznie nieobecny mąż. A jak to jest z tą winą? – Poczucie winy u kobiet bierze się stąd, że kobiety po prostu zawsze je mają. Jest im to wpajane, tak samo jak mężczyznom, jednak one są na to wyjątkowo podatne. Co by nie zrobiły, to tak mają i już. Nawet jakby uszczęśliwiły po kolei kilku facetów, to i tak będą dręczone poczuciem winy. Paradoksalnie poczucia winy nie mają te, które nie są w stanie uszczęśliwić nawet jednego człowieka.
Marta i proboszcz spotykają się od niedawna, a sprawa jest jeszcze świeża. Nie zdążyli się do siebie przyzwyczaić, ani ze sobą oswoić. Nie zdążyli też "pójść na całość", choć wszystko zmierza do tego. Na razie ograniczają się do innych czułości. – Zakładamy też większą bliskość, ale on nie naciska. Planujemy to zrobić w wakacje. Nie spodziewam się tutaj jakichś fajerwerków, bo po pierwsze wiek, po drugie jest chory na cukrzycę... Ale akurat ja też nie tego szukam – mówi prosto z mostu.
Dziś byliśmy na zakupach. Nic wielkiego, tylko podarował mi dwie butelki porządnego wina, żebym miała co pić jak już będę u przyjaciółki. Gdy będę wracać od niej, mam zahaczyć o niego i spędzimy razem trochę czasu. Mam zaproszenie na mszę i bardzo się z tego cieszę, bo to musi być niebywałe przeżycie. Cały czas widzę go w cywilnych ciuchach i chętnie go zobaczę w sutannie.
Napisz do autora: dominika.majewska@natemat.pl