Zaplanować ciekawą kampanię za niewielkie pieniądze, schować „starych wyjadaczy”, skupić się na sprawach gospodarczo-społecznych i „sprawiedliwie” porozdzielać jedynki. Lewica świętuje dziś swój sukces. Po ustaleniu wspólnego programu udało się zrobić kolejny milowy krok na drodze do zjednoczenia. Jeśli spojrzymy na długą listę wyzwań, jakie mają przed sobą do zrealizowania, hurraoptymizm może okazać się jednak przedwczesny.
Pomimo że prezydent Komorowski wyznaczył wybory parlamentarne na najpóźniejszy z możliwych terminów, dla nowo powstałej formacji 100 dni nie daje wielkiego pola do manewru. Kluczem w kampanii lewicy powinien być przekaz bezpośredni. Trzy miesiące, aby objechać Polskę to mało. Poza tym, koalicja musi szybko utworzyć sprawny sztab, wyłonić jego liderów i stworzyć pomysł, który zainteresuje wyborców. Plakaty, spoty – podjęcie decyzji o tym co i kogo będzie się na nich promować. Wszystko wymaga czasu i... pieniędzy, a z tymi na lewicy raczej krucho.
W niedzielnym programie „Ława Polityków” Barbara Nowacka przekonywała, że w kampanii nie chodzi o konfetti (nawiązując do drogich konwencji PiS-u i PO), a pomysłowe i skuteczne działania można przeprowadzić chociażby w znacznie mniej kosztownym internecie. Z jednej strony niewątpliwie miała rację. Z drugiej jednak, ostatnie kampanie pokazały, że elektorat lewicowy – zwłaszcza jeśli mówimy o Sojuszu stanowiącym w tym połączeniu najsilniejsze ogniwo – jest średnio „internetowy”.
Nawet w przestrzeni wirtualnej potrzeba czasu i konsekwencji. Siłą kampanii społecznościowych nie jest bowiem profesjonalny profil w mediach społecznościowych, ale silna „grupa wsparcia”, która poniesie przekaz (taką, jaką stworzył PiS w kampanii Andrzeja Dudy). Lewica takiej grupy nie ma i w prawicowym internecie trudno będzie jej się przebić.
2. Poprzeczka zbyt wysoko
Oficjalnie członkowie nowej formacji optymistycznie zakładają, że idą po kilkanaście procent. Nieoficjalnie to właśnie zwiększony próg (a nie podział miejsc) budził wśród nich największe obawy – skutecznie podtrzymywane przez średnio optymistyczne, wewnętrzne sondaże. Jak pisała „Rzeczpospolita”, jeden z nich daje koalicji zaledwie 3 proc. poparcie i tym samym każe żegnać się z miejscami w Sejmie.
Wszystkie podmioty koalicji przechodzą kryzys. Sojusz – teoretycznie najsilniejszy – ledwo ociera się o zwykły 5-procentowy próg, a pozostałe mogą o nim jedynie pomarzyć. W takiej sytuacji, 8 procent może okazać się poprzeczką nie do przeskoczenia. Zwłaszcza, że elektoraty poszczególnych partii wcale nie muszą się dodawać, a wręcz przeciwnie.
3. „Sprawiedliwy” podział jedynek
Kwestie personalne zawsze budzą największe emocje – zarówno po stronie tych, którzy miejsca dzielą, jak i tych, którzy ów proces obserwują. Zjednoczona Lewica to teoretycznie – jedna koalicja, a praktycznie – co najmniej trzy oddzielne podmioty, spośród których każdy chciałby uszczknąć dla siebie jak najwięcej. Do rozdania jest niewiele, bowiem zaledwie 41 „jedynek”, a jeśli weźmiemy pod uwagę tylko te „biorące” – ich lista zdecydowanie się skraca.
Z wstępnych ustaleń wynika, że SLD miałoby otrzymać ich 26, a Twój Ruch – około 10, w tym najważniejszą i najbardziej prestiżową – warszawską – dla Barbary Nowackiej. Jednak nic nie jest jeszcze w stu procentach postanowione. Dwóch „dobrych” jedynek oczekują także Zieloni, na kilka z pewnością liczy również OPZZ i Unia Pracy. Zapowiada się więc zacięta walka, która okaże się prawdziwym sprawdzianem dla trwałości nowego porozumienia.
Twój Ruch zapowiedział, że jeśli do 7 sierpnia nie uda się zakończyć negocjacji i ułożyć list – wycofa się z koalicji i wystartuje samodzielnie. Podobną furtkę pozostawiła sobie także partia Leszka Millera.
4. Nowa lewica – stare twarze
Wstępne informacje o tym, kto ma pełnić funkcję wyborczych „lokomotyw” nie wskazują na to, aby na lewicy szykował się wielki personalny przełom. Jak opisywaliśmy w NaTemat, w pierwszych szeregach „nowych” list stanąć ma dobrze znana, stara gwardia: Miller, Senyszyn, Czarzasty lub Iwiński. Młodsi – nawet jeśli są – w medialnych przekazach oddają prawo promowania nowego tworu starszym. Poza Barbarą Nowacką nowej lewicowej siły nie widać. Brakuje Pauliny Piechny-Więckiewicz, Krzysztofa Gawkowskiego, Michała Kabacińskiego, o liderach partii Zieloni nie wspominając.
To ważne, zwłaszcza że nowa lewica stoi u progu ważnej decyzji, jaką jest wybór lidera. Mimo iż wybory parlamentarne to gra całej grupy pozostałe formacje od samego początku silnie je personalizują. Lewica może (a wręcz musi!) być drużyną, lecz powinna mieć także jedną osobę, którą będzie twarzą owej drużyny. Do tej pory to Barbara Nowacka traktowana była na lewicy niczym mesjasz. Teraz jednak wielu polityków koalicji chce postawić na mężczyznę, aby odróżnić się od PO i PiS.
5. Nowa, zjednoczona czy demokratyczna?
Pierwszą przeszkodą może okazać się już nazwa nowej koalicji. Wprawdzie na tę chwilę najbardziej prawdopodobnym hasłem jest promowana już w mediach „Zjednoczona Lewica”, są tacy, którzy woleliby inną wersję.
Zaraz po zakończonych negocjacjach Tadeusz Iwiński zwrócił uwagę, że nie wszystkie ugrupowania lewicowe włączyły się do porozumienia. Przypomina m.in. partię Razem i Piotra Ikonowicza. W związku z tym zamiast „Zjednoczonej Lewicy” proponuje Lewicę Demokratyczną. –To lepiej odda charakter porozumienia – mówił w wypowiedzi dla reportera TVN24. Podobieństwo Lewicy Demokratycznej do Sojuszu Lewicy Demokratycznej zapewne zupełnie przypadkowe...
6. Społecznie i gospodarczo
O ile dla mniejszych partii zjednoczenie na lewicy jest ostatnią nadzieją na znalezienie się w polskim Sejmie, tak dla Sojuszu Lewicy Demokratycznej była jedna to z najtrudniejszych decyzji od lat. To właśnie Leszek Miller i jego partyjni współpracownicy mogą na niej najwięcej stracić. – Wolimy powalczyć o kilkunastu wyrazistych i aktywnych reprezentantów niż rzutem na taśmę wprowadzić kilku działaczy, którzy będą w tym Sejmie po prostu „tkwić” – mówi w rozmowie z naTemat jeden z polityków Sojuszu. – Tacy nie będą wzmacniać pozycji lewicy w Polsce – dodaje.
Lewicy, która w Polsce jest potrzebna – lewicowej wrażliwości społecznej i dbałości o prawa pracowników. Nowa koalicja nie powinna za wszelką cenę skupiać się na hasłach światopoglądowych (bo te i tak skutecznie promuje Platforma Obywatelska), lecz właśnie społeczno-gospodarczych.
Wspólna lewica nie tylko z nazwy
Mimo długiej listy problemów, decyzję o wspólnym starcie SLD, TR, Zielonych i pozostałych partii uważam za słuszną. Głośne mówienie o sukcesie jest jednak zbyt wczesne. Sobotnie postanowienia to dopiero drugi krok (po ustaleniu programu) do prawdziwego zjednoczenia największych lewicowych ugrupowań. Przed nimi jeszcze długa droga i szereg kluczowych decyzji do podjęcia, a powyższa lista to zaledwie kilka przykładów.
W pierwszej kolejności, lewica musi pokazać, że stanowi jedność – nie tylko z nazwy. Na razie tej jedności nie widać, a wypowiedzi poszczególnych działaczy pokazują, że koalicja jest jedynie stworzoną na potrzeby wyborów polityczną hybrydą, mającą na celu wyłącznie przekroczenie progu. Zjednoczona Lewica, która zaraz po wyborach zjednoczona być przestanie nie jest nikomu potrzebna.
...w tym roku główny ciężar sfinansowania kampanii spadnie w dużej części na barki samych kandydatów. (…) Partia jest gotowa wziąć kredyt na kampanię, ale siłą rzeczy nie może on być duży, bo być może SLD nie przekroczy 5-proc. progu wyborczego i nie dostanie się do Sejmu. Czytaj więcej
prof. Wojciech Jabłoński
Wyborcy, którzy stali za jedną opcją lewicową niekoniecznie mogą sprzyjać tej, która jest jej współkoalicjantem. Zawiodła matematyka polityczna i to wśród ludzi, którzy w polityce są od wielu lat. I zawiódł też chyba instynkt samozachowawczy.Czytaj więcej