W sobotę zaginął narciarz Aleksander Ostrowski. Zjeżdżał ze szczytu Gaszerbrum II, prawdopodobnie spadł do szczeliny lodowej. W poniedziałek zaprzestano poszukiwań, a środowisko polskich himalaistów znów się podzieliło. Andrzej Bargiel, drugi śmiałek, któremu udało się zjechać ze szczytu, zarzucił swoim kolegom, że nie zaangażowali się odpowiednio w poszukiwania zaginionego. Sytuacja zaczyna przypominać lawinę pretensji sprzed dwóch lat, która dotyczyła innego tragicznego wypadku w górach.
Tragedia na Broad Peak Środowisko polskich himalaistów od lat jest skłócone. Składa się na to kilka czynników, a jednym z nich jest wzajemne oskarżanie się i obarczanie winą za nieudzielenie pomocy kolegom, którzy mieli wypadek podczas wspinaczki. Winą obarcza się również ludzi, którzy nie wyszli na poszukiwania zaginionych kolegów. W 2013 roku głośnia była sprawa zimowego wejścia na szczyt Broad Peak. Niejasności w zeznaniach świadków, wzajemne oskarżanie, przesłuchania, zarzucanie kłamstw i publiczne wyznania win stały się codziennością ocalałych.
Wielki sukces połączony jest często z tragedią. Kiedy w 2013 roku Polacy jako pierwsi weszli na Broad Peak zimą, ofiarami sukcesu byli Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski. Przez kilka miesięcy przyczyny ich śmierci badała komisja powołana przez Polski Związek Alpinizmu. Mimo zapewnień przesłuchiwanych opinia publiczna wątpiła w to, czy wystarczająco dokładnie przebadano sprawę. W tamtym czasie himalaista Ryszard Gajewski przyznał, że polski alpinizm jest podzielony. Kilka miesięcy później podczas zdobywania Gaszerbrumu I zginął twórca programu Polski Himalaizm Zimowy Artur Hajzer. Był to tragiczny wypadek, towarzyszący mu Marcin Kaczkan nie mógł mu pomóc.
Raport z dochodzenia dostępny jest w internecie. Znajduje się w nim ocena każdego aspektu wyprawy, od sprzętu po ocenę moralną zachowania uczestników. Głównym pokusą himalaistów jest chęć zrobienia czegoś jako pierwszy człowiek na świecie. Wielu nie patrzy wtedy na konsekwencje, zostawia w tyle osłabionych towarzyszy, nie udziela pomocy, żeby móc osiągnąć cel. Himalaiści, mimo że obowiązuje ich kodeks moralny, powinni zdawać sobie sprawę z tego, że nie mogą w pełni liczyć na pozostałych uczestników. Historia pokazała, że wysokie góry przejmują kontrolę nie tylko nad organizmem człowieka, lecz także nad jego psychiką.
Nikt nie chciał go szukać
W sobotę sukces na Broad Peaku osiągnął Andrzej Bargiel, któremu udało się zjechać z tego szczytu na nartach. Cieniem na wyczynie położyła się tragiczna wiadomość o zaginięciu Aleksanda Ostrowskiego, który w tym samym czasie zjeżdżał z innego szczytu. Prawdopodobnie podczas zjazdu narciarskiego z Gaszerbrumu II spadł do szczeliny. Piotr Śnigórski, który mu towarzyszył powiedział, że towarzysz nagle zniknął z pola widzenia. Późna pora i złe warunki pogodowe uniemożliwiły sobotnią akcję poszukiwawczą. Następnego dnia spod bazy pod Broad Peakiem wyruszyli Dariusz Załuski i Andrzej Bargiel. Chcieli odszukać Ostrowskiego, bez skutku. Fatalne warunki pogodowe panujące w górach zmusiły Polaków i Szerpów do zaniechania dalszych poszukiwań.
Andrzej Bargiel powiedział, że chciał wejść na ośmiotysięcznik tylko w towarzystwie Szerpów, ale pakistańskie wojsko nie wydało na to pozwolenia. Zamierzał podjąć takie działania, ponieważ polscy himalaiści znajdujący się w bazie nie chcieli mu pomóc. – Trochę mi wstyd za tych wszystkich wspinaczy, którzy byli w bazie pod Gaszerbrum, bo nikt się w poszukiwania Olka nie zaangażował. Standardy, które panują teraz w górach, są bardzo przykre – powiedział dziennikarzom radia RMF FM. – Nie wiem w ogóle, co ci ludzie mają w głowach (...) Stwierdzili, że skoro zginęła tutaj jedna osoba, to nie chcą narażać nikogo więcej i nie ma możliwości przedłużenia naszego pobytu w bazie – dodał.
Na razie nie wiadomo, jak dalej potoczy się ta sprawa. Zwykle w takich sytuacjach kogoś obarcza się winą. Z ust Andrzeja Bargiela nie padły nazwiska. Z drugiej strony trudno wymagać od ludzi, żeby poświęcali swoje życie aby odnaleźć człowieka, który prawdopodobnie zginął. A Himalaje są wielkim cmentarzyskiem. Idąc przetartymi już szlakami sportowcy natrafiają na krzyże.
Moralność a chęć życia Adam Bielecki wraz z Arturem Małkiem przez wiele miesięcy byli atakowani za to, że nie czekali po wejściu na szczyt na uznanych za zmarłych Macieja Berbekę i Tomasza Kowalskiego. W grudniu 2013 roku odbył się warszawski Festiwal Filmów Górskich. Podczas panelu dyskusyjnego „Wokół wyprawy na Broad Peak”, Bielecki powiedział – Oczywiście, że zasady moralne i etyczne w górach nie zależą od wysokości ani warunków atmosferycznych. Każdy, kto twierdzi inaczej, jest niespełna rozumu. Nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby te zasady etyczne relatywizować. Uważam, że byłoby to bez sensu.
Bronił się tym samym przed zarzutami stawianymi mu od czasu tragedii, że zamiast przyznać się do winy próbuje się usprawiedliwiać.
Jednak sytuacje, w których ktoś jest oskarżany o pozostawienie towarzysza wspinaczki na pewną śmierć w górach są powszechne niemal od początku historii polskiego himalaizmu. Wanda Rutkiewicz, która jako pierwsza zorganizowała kobiecą wyprawę w Himalaje i jako pierwsza pobiła kobiecy rekord w liczbie zdobytych szczytów, zginęła w 1992 roku na stoku Kanczendzongi. Jej historia jest również historią napiętnowania jej partnera.
W filmie dokumentalnym Anny T. Pietraszek pod tytułem „W cieniu Everestu - Wanda Rutkiewicz” z 1998 roku, współtowarzysz Rutkiewicz Arek Gąsienica-Józkowy przedstawia wyprawę, na której zginęła, jako pasmo nieszczęść. Mieli do czynienia ze złą pogodą, złym samopoczuciem Arka i brakiem jedzenia. Choroba pomocnika Wandy spowodowała, że na szczyt wyruszyła już tylko z Carlosem, członkiem ekipy meksykańskiej. On nie chciał jej dać spodni puchowych, a gdy załamała się pogoda zostawił ją samą na trasie.
Gąsienica-Józkowy określa swoją towarzyszkę jako osobę upartą, która chciała za wszelką cenę zdobyć szczyt. Przyznaje, że ma wyrzuty sumienia, ponieważ nie wrócił po nią, tylko zszedł z ekipą meksykańską do bazy. Wie, że ratownik górski powinien pomagać ludziom, bo taka jest idea jego zawodu, ale wyjście w góry po Wandę mogłoby być jednak samobójstwem. Podjął więc świadomą decyzję, zabrakło mu odwagi na śmierć. Według psychologa, który wypowiada się w filmie, himalaizm i wyprawy to sprawdzian z człowieczeństwa.
Organizm człowieka, który przez wiele godzin wspina się na wysokości ponad 5 tysięcy metrów w przeszywającym zimnie i wietrze nie jest w stanie normalnie funkcjonować. Himalaiści mają w skrajnych sytuacjach halucynacje, chęć ratowania swojego życia jest silniejsza niż altruizm. Myślenie racjonalne zanika. Dlatego ludzie, którzy decydują się na udział w akcji ratunkowej są prawdziwymi bohaterami.