
Najpierw Janusz Palikot, potem Janusz Korwin-Mikke, a teraz Paweł Kukiz. Pierwszy chciał „zdejmować Polskę z Krzyża”, drugi rozwalać Unię Europejską od środka, a trzeci – choć zaczynał od stosunkowo niegroźnych jednomandatowych okręgów wyborczych, skończył na potrzebie pozbycia się zdrajców i obrażaniu dziennikarek. Każdy z nich miał swoje pięć minut i żaden nie potrafił ich zatrzymać. Dlaczego polscy rewolucjoniści wypalają się tak szybko?
Polscy politycy, jeśli nie mają konkretnego pomysłu na siebie, a bardzo chcą skupić na sobie uwagę, próbują podczepić się pod popularny trend. W końcu zawsze łatwiej angażować ludzi „przeciw” czemuś, co doskonale pokazał w ostatnich wyborach na najważniejsze stanowisko w państwie Paweł Kukiz. Bez programu i merytorycznego przygotowania zdobył ponad 20 proc. „Fajna” dawka pozytywnych emocji, Piłsudski w starym radiu i niezrozumiałe, choć chwytliwe JOWy wystarczyły, by spełnił się jego polski sen.
Poniedziałkowym wywiadem w telewizji „Republika” Kukiz kończy się jako polityk. Nieprzygotowany, niekulturalny i obrażony. Bez odpowiedniej wiedzy na temat polityki zagranicznej i bez dobrych manier wobec dziennikarki.
Kukiz od dawna był obecny na obrzeżach polskiej sceny politycznej, jako obserwator i komentator. Daleko mu więc do antysystemowości, podobnie jak i innym. W Polsce w ogóle trudno mówić o tym zjawisku. Najbliżej tej definicji była swego czasu Samoobrona i Andrzej Lepper. Stanowili klasyczny przykład ruchu społecznego, który próbuje wkupić się w system. Nowe fryzury, nowa opalenizna i garnitury zamiast moherowych sweterków...
Nie Kukiz pierwszy (i pewnie nie ostatni). Antysytemowość w Polsce ma wyraźnie charakter przechodni. Jednak zawsze kończy się tym samym – niczym.
Janusz Korwin-Mikke? Nie wymaga komentarza, wystarczą cytaty. – Akurat tak się przypadkiem składa, że w interesie Śląska jest zniszczenie Unii Europejskiej – i po to idziemy do Unii – mówił walcząc o głosy w wyborach do europarlamentu. JKM do Brukseli się dostał, wiatru w żagle od swych wyborców nabrał, lecz kiedy już w owych europejskich ławach zasiadł, zamiast na rozwalaniu Unii Europejskiej, wolał się skupić raczej na rozwalaniu... pasjansa.
Unia Europejska, czyli banda złodziei. Oni nie ustąpią. Jeżeli nie zniszczymy Unii Europejskiej, jeżeli tych ludzi nie zdemaskujemy, to nie będzie litości - oni zniszczą nas. Nie ma co liczyć, że Komisja Europejska czy że Rada Unii Europejskiej poluzują Śląskowi czy komukolwiek.
Ci, którzy kreują się na antysystemowców mają – wbrew pozorom – duże pole do manewru. Niechęć wobec obecnych od kilkunastu lat na scenie politycznych „starych wyjadaczy” jest na tyle duża, że z powodzeniem można by zbić na niej całkiem dobry kapitał. Jak nie samemu, to w koalicji. Jednak nawet wśród antysystemowców walka o „swoje ja” przysłania polityczny rozsądek i wszelkie próby nawiązania współpracy spalają na panewce.
Napisz do autora: karolina.wisniewska@nateat.pl
