Plany Prawa i Sprawiedliwości odnośnie szkolnictwa wyższego zelektryzowały studentów. Wszystko przez to, że posłowie partii Jarosława Kaczyńskiego wzięli na celownik system boloński, który mimo swoich wad, wielu studentom otworzył drzwi do szanowanych europejskich uniwersytetów. Likwidacja dwustopniowego podziału studiów w praktyce mogłaby oznaczać, że lubiany i popularny program wymiany studenckiej Erasmus zostanie skasowany. A wszystko przez widzimisię polityków PiS. Tylko czy na pewno byłoby za czym tęsknić?
Zmierzch Erasmusa?
Program wymiany studenckiej jest hojnie sponsorowany z unijnej kasy. Od 1987 roku, kiedy po raz pierwszy Komisja Europejska umożliwiła studentom i pracownikom wyższych uczelni dokształcanie się na zagranicznych uczelniach, z programu skorzystała niezliczona liczba osób.
Polskie uczelnie dołączyły do programu w 1998 roku - od tego czasu naliczono u nas ponad 155 tys. "erasmusów" - jak pieszczotliwie mówi się o tej mobilnej grupie studentów. Sami też chętnie przyjmowaliśmy zagranicznych studentów, a oni chętnie z zaproszenia korzystali. Przez 17 lat przez polskie uczelnie przewinęło się ponad 68 tys. obcokrajowców.
Wszystko wskazuje na to, że wkrótce może nadejść kres tak swobodnego przepływu studentów. Tym ze studentów, którzy planowali wyjazd na zagraniczny uniwersytet, plany może wkrótce pokrzyżować nowa partia rządząca. Nie od dzisiaj wiadomo, że politycy PiS nie patrzą przychylnym okiem na sytuację szkolnictwa wyższego. A ostatnio wcale się nie kryją z tym, że przydałoby się tam zrobić porządki.
Działacze PiS chcą w przyszłości wziąć na warsztat m.in. system boloński, który umożliwia dwustopniowe studiowanie. To właśnie m.in. w systemie bolońskim, który z powodzeniem funkcjonuje w większości europejskich państw i umożliwia klarowne zasady studenckich wymian, PiS widzi źródło słabości szkolnictwa wyższego.
Prof. Piotr Gliński, który najprawdopodobniej stanie na czele jednego z resortów w gabinecie Beaty Szydło, mówił niedawno w radiowej Trójce o potrzebie małej rewolucji na uniwersytetach - uwzględniałaby m.in. likwidację bolońskiego modelu.
Erasmus - najbardziej znienawidzony i najbardziej kochany
Po tym, jak się okazało, że PiS będzie najprawdopodobniej majstrował przy reformie szkolnictwa wyższego, ujawnili się zwolennicy i przeciwnicy takiego projektu. Emocji nie brakuje, a perspektywa braku mobilności, którą daje program Erasmus, zbiera zarówno dobre, jak i złe recenzje ze strony samych studentów. Nic dziwnego - program wymiany studenckiej dla jednych to sześć miesięcy, albo nawet cały rok niczym nieskrępowanej zabawy. Dla innych - unikalna szansa na podniesienie swoich kwalifikacji. Kto ma rację?
Moskal dodaje, że wierzy w skuteczność programu, a często na nie najlepszą opinię studentów - erasmusów pracują sami studenci, dla których walor edukacyjny często schodzi na dalszy plan. – Każdy ma jakiegoś znajomego, który uczestniczy, albo uczestniczył w takiej wymianie i nie jest dla nikogo tajemnicą, że nie o naukę tutaj idzie – stwierdza.
Erasmus ma jednak też grono zagorzałych fanów, dla których możliwość wyjazdu na zagraniczny kampus na zawsze pozostanie jedną z lepszych przygód. Do takich osób zalicza się Ania z Warszawy. Parę lat temu wyjechała na pół roku do Madrytu na jeden z tamtejszych uniwersytetów i jak przyznaje, mimo tego, że nauki rzeczywiście było raczej niewiele, to do Polski wróciła bogatsza o doświadczenia i kontakty.
W rozemocjonowanej dyskusji naszych Czytelników również widoczny był wyraźny podział na dwa obozy - zapędy tych, którzy obiema rękoma podpisaliby się pod likwidacją Erasmusa studzili entuzjaści - najczęściej byli uczestnicy wymiany studenckiej. Co pisali?
"Bardzo dobrze, gorąco popieram. Są dwa plusy likwidacji programu Erasmus: ludzie przestaną chodzić na studia dla zabawy i po to, aby wyjechać na rok za darmo za granicę, a po drugie - każdy, kto miał do czynienia z "erazmusami" wie, że są to tłuki niemiłosierne, w większości imprezowicze, którzy na zajęciach pojawiają się dwa razy: na końcu i na początku semestru. A potem i tak wszystko mają zaliczone i zdają semestr. Minusem jest ograniczenie integracji, ale integrować można się w inny sposób" – napisał jeden z użytkowników naTemat.
Inny Czytelnik zauważył, że studenckie wyjazdy mogą być korzystne nie tylko dla studentów, ale i dla społeczeństwa w ogóle. Jego zdaniem, taka wymiana sprzyja większej otwartości.
Obecny kształt wymiany studenckiej pozostawia wiele do życzenia, a Erasmus stał się synonimem balangowania. Być może pomysł PiS, który może położyć kres studenckim wojażom nie jest najlepszym rozwiązaniem, ale już dyskusja, która pojawiła się po tych deklaracjach, wydaje się potrzebna. Bycie "erasmusowcem" powinno w końcu być czymś nobilitującym, a dzisiaj uczestnicy wymian studenckich nie mają dobrej prasy. Nie bez powodu.
Na bardzo wielu specjalizacjach mamy sytuację taką, że ktoś, kto studiuje trzy pierwsze lata i uzyskuje licencjat z jakiejś specjalności, następne dwa lata realizuje w zupełnie innej specjalności i musi realizować moduł wyrównawczy, czyli uczyć się od podstaw innej specjalności, będąc już na seminarium magisterskim. To jest absurd. W wielu specjalnościach nie ma możliwości kogoś wyedukowania w trzy lata na poziomie wyższym. W tym sensie system boloński się nie sprawdza. Moim zdaniem obniża poziom nauczania.
Michał Moskal, przewodniczący Niezależnego Zrzeszenia Studentów
Należę raczej do tych, którzy do programu Erasmus nie podchodzą nadmiernie entuzjastycznie. Sama idea wymiany międzyuczelnianej jest świetną okazją do podnoszenia kwalifikacji, ale nie ma się co oszukiwać - najczęściej sprowadza się to po prostu do dobrej zabawy. Obawiałbym się jednak usunięcia programu. Student powinien mieć możliwość bycia mobilnym i pobierania nauki nie tylko na macierzystej uczelni. Popracowałbym natomiast na pewno nad formułą Erasmusa, tak żeby rzeczywiście służył dokształcaniu, a nie imprezowaniu.
Ania, uczestniczka programu Erasmus
Nie wyobrażam sobie, że ten program mógłby zniknąć. A wiem, co mówię, bo brałam w nim udział i uważam, że to była świetna inwestycja. I jasne - było mnóstwo imprezowania, ale przecież nie można do tego sprowadzać całej idei wymiany! Poznałam świetne międzynarodowe towarzystwo, w trzy miesiące opanowałam hiszpański do tego stopnia, że rozumiałam żarty, poznałam inne kultury i zwyczaje. Myślę też, że znajomości, które tam zawarłam mogą mi kiedyś pomóc np. w sensie zawodowym. Wszystkim sceptykom radzę, żeby najpierw spróbowali, a potem strzępili sobie język.
Opinia Czytelnika NaTemat
To bardzo dobrze, że młodzi ludzie mogą masowo wyjechać na rok za darmo na inne uczelnie i poznać świat, a młodzi obcokrajowcy mogą zamieszkać u nas. Może nasz zatęchły narodowy grajdoł trochę się dzięki temu przewietrzy.