"O zmarłych albo dobrze, albo wcale" - przywykło się mówić, odwołując do dobrego obyczaju. Zmarły właśnie gen. Czesław Kiszczak nie uniknie ani osądu historii, ani oceny społeczeństwa. Wiemy już, że decyzją MON wojskowy nie spocznie na Powązkach Wojskowych. Słusznie, powinniśmy oddzielić panteon bohaterów od tych, których życiorysy, choć często tragiczne, nie przynoszą wolnej Polsce chluby.
Jakkolwiek, niestety, to nigdy się nie uda... W czasach PRL-u powszechnie grzebano tam aparatczyków, ludzi systemu, komunistów z krwi i kości. Wydawałoby się, że III RP z tą praktyką skończy. Pogrzeb gen. Jaruzelskiego pokazał co innego. Czy zasługiwał na państwowe honory przy ostatniej drodze? Dyskusyjne, choć podkreślano przy tej okazji, że zmarły był przecież krótko pierwszym prezydentem III RP.
"Mekka" warszawiaków Generał Kiszczak, bliski współpracownik Jaruzelskiego, pełnił co prawda kluczowe funkcje - był szefem MSW - ale zaszczytu pochowania na Powązkach nie dostąpi. Tak zadecydowało MON. Powinien spocząć godnie, ale nie w tym miejscu.
Oświadczenie prezesa IPN Łukasza Kamińskiego
Na postać Czesława Kiszczaka patrzymy zwykle jako na współtwórcę stanu wojennego i najbliższego współpracownika Wojciecha Jaruzelskiego. Nie powinniśmy jednak zapominać, że swoją służbę komunistycznemu totalitaryzmowi rozpoczął już w 1945 roku w kierowanej bezpośrednio przez sowieckich oficerów okrutnej Informacji Wojskowej.
Zajmował się zarówno rozpracowywaniem żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, jak i prowadzeniem śledztw przeciwko osobom podejrzanym o takie "przestępstwa" jak próba ucieczki do wolnego świata.
Wierna służba systemowi komunistycznemu zaprowadziła go na szczyty hierarchii państwowej - pełnił funkcje szefa wywiadu wojskowego i Wojskowej Służby Wewnętrznej, wreszcie ministra spraw wewnętrznych.
Kiszczak ponosi odpowiedzialność za wszystkie zbrodnie aparatu represji z lat 80. - za śmierć górników z "Wujka", zamordowanie księdza Jerzego Popiełuszki i Grzegorza Przemyka, za dziesiątki innych ofiar, za cierpienie tysięcy represjonowanych i ich rodzin. I to właśnie o nich powinniśmy przede wszystkim dziś pamiętać.
"Mekka" warszawiaków z ponad stuletnią historią zasługuje na to, aby być panteonem bohaterów. Tu chowano w latach międzywojennych powstańców styczniowych, żołnierzy wojny polsko-bolszewickiej, później żołnierza Września '39, a także sformowanej w Związku Sowieckim i walczącej u boku Armii Czerwonej 1 Armii Wojska Polskiego. Młodych, niedoświadczonych, pod komendą budzącego kontrowersje gen. Berlinga, ale przelewających krew za Polskę.
Jest też kwatera powstańców warszawskich, święta dla każdego mieszkańca stolicy. Tu, w harcerskich mogiłach, leżą Zośka, Rudy i Alek. O bohaterstwie wielu młodzieńców przypominają skromne, brzozowe krzyże.
I wreszcie - jakże symboliczna Kwatera Ł. Tam, w latach 40. i 50. komuniści niedbale grzebali swe ofiary, aby zatrzeć wszelkie ślady zbrodni. Zabili i Pileckiego, i Fieldorfa, i Szendzielarza. Pozbawili życia wielu innych "wrogów ludowych". Część odzyskała już tożsamość, pozostali ciągle na to "czekają".
Nie tylko bohaterzy...
Na tym samym cmentarzu mamy... groby ludzi, którzy z tradycją niepodległościową bliską Pileckiemu i spółce, walczyli, jak mogli. Przewrotne, ale nawet zrozumiałe - grzebano ich w czasach, kiedy Polska była liczącym się krajem bloku sowieckiego. Spoczywają tam pierwsi sekretarze: Bierut (i prezydent PRL), Gomułka, Cyrankiewicz czy Ochab; marszałek Polski Ludowej z nadania Kremla - gen. Marian Spychalski. Jest też grób komunistycznego szefa MON-u gen. Floriana Siwickiego, który wyprawił się z armią na Czechosłowację w 1968 roku. Minęło już 2,5 roku od jego powązkowskiego pogrzebu...
Oświadczenie MON
W związku ze śmiercią gen. w st. spocz. Czesława Kiszczaka, Ministerstwo Obrony Narodowej informuje, że zmarłemu nie planuje przyznania miejsca pochówku na terenie Wojskowego Cmentarza na warszawskich Powązkach, a w uroczystościach pogrzebowych nie przewiduje się udziału wojskowej asysty honorowej. W uroczystościach pogrzebowych nie będzie uczestniczył minister obrony narodowej ani żaden inny oficjalny przedstawiciel resortu.
Gdybyśmy chcieli być "konsekwentni", i gen. Kiszczak spocząłby w tym zaszczytnym miejscu. Nie tym razem. Nie tam, gdzie niedawno złożono szczątki ofiar terroru komunistycznego. Przeleżały w nieładzie za sprawą zbrodniarzy kilkadziesiąt lat. Wreszcie pożegnano ich honorowo. Niech to będzie początek długiej drogi przywrócenia Powązek bohaterom.
Lepiej późno niż wcale
Niepotrzebna nam też powtórka z historii - dźwięki orkiestry żałobnej i jednoczesne okrzyki czy gwizdy. Spektakl niegodny tego wyjątkowego miejsca. Zupełnie inaczej uczestniczy się w pogrzebie tych, co do których nie ma wątpliwości - walczyli za słuszną sprawę. Choć nie ma życiorysów idealnych, dobrze, że resort obrony miał odwagę powiedzieć "nie". Od czegoś trzeba zacząć.