
Nadszarpnięty wizerunek widać już wszędzie, a sam prezydent i szef MSZ zapowiadają serię wywiadów dla zagranicznych mediów. Pytanie tylko, czy to coś da? Nie zmieni przecież ani decyzji, które w Polsce zapadają, ani retoryki, która im towarzyszy.
Już prawie 12 lat jesteśmy członkiem UE. W NATO jeszcze dłużej – od 1999 roku. Wcześniej tyle lat staraliśmy się o członkostwo, zabiegaliśmy o względy unijnych i natowskich dyplomatów, prowadziliśmy negocjacje, które zdawały się nie mieć końca. Po coś.
Kto wtedy mógł przypuszczać, że pewnego dnia Polak stanie na czele Parlamentu Europejskiego, a potem Rady Europejskiej? Że polscy żołnierze pojadą do Iraku czy Afganistanu, a Polska stanie się ważnym sojusznikiem USA w wojnie z terroryzmem? Że zacznie się liczyć, zmieniać, nowocześnieć z dnia na dzień? Korzystać z unijnych funduszy tak, że już dziś trudno sobie wyobrazić, jak kiedyś mogło być inaczej? Piąć w rankingach gospodarczych, edukacyjnych i innych? Pisaliśmy na przykład niedawno, że Warszawa wygrywa nawet z londyńskim City, bo tu młodzi ludzie mają więcej szans na zawrotną karierę. Nawet niemieckie gazety pisały jeszcze rok temu, że Polska może być wzorem. Pomijając polityczne podziały i ideologiczne spory po obu stronach barykady, w końcu kiedyś przecież o to chodziło. Dlaczego teraz to zaprzepaścić?
napisz do autora:katarzyna.zuchowicz@natemat.pl