Lech Wałęsa jest jedną z najważniejszych osób dla historii Polski XX wieku. Od lat 80. niektórzy posądzali go jednak o bycie agentem Służby Bezpieczeństwa. Mimo nadanego statusu pokrzywdzonego przez IPN, Wałęsa chce raz na zawsze pokazać swoim adwersarzom, że nie współpracował z bezpieką. Pomóc ma w tym debata, którą zorganizuje gdański oddział Instytutu Pamięci Narodowej.
Lech Wałęsa oskarżony o podwójną działalność był już w latach 80. Do dzisiaj historycy i politycy dzielą się na tych, którzy uważają, że była to esbecka prowokacja albo walka o wpływy w "Solidarności" oraz tych, którzy uważają, że TW "Bolek" to były prezydent.
Będzie debata
Prawicowe media oraz politycy ostatnio często do sprawy wracali, szczególnie kiedy Wałęsa wypowiadał się w kwestiach politycznych. Były prezydent był też atakowany przez hejterów na swoim mikroblogu na serwisie wykop.pl. Wałęsa postanowił więc raz na zawsze zamknąć usta krytykom. Napisał list do prof. Mirosława Golona, dyrektora gdańskiego IPN, w którym domaga się debaty ze swoimi adwersarzami. W piśmie wspomina m.in. o stalkingu w przestrzeni publicznej. Niemal każdy jego post spotyka się z atakami internautów, którzy piszą o Wałęsie jako o "Bolku".
Profesor Golon potwierdził, że IPN jest gotowy zorganizować debatę i wysłał list do biura Lecha Wałęsy. Nieoficjalnie mówi się, że uczestnikami mogliby być autorzy głośnej książki o "SB a Lech Wałęsa" Sławomir Cenckiewicz i Piotr Gontarczyk. Mówi się też, że pojawiłby się reżyser i polityk Grzegorz Braun.
Koordynatorem, według nieoficjalnych informacji, byłby Karol Nawrocki z gdańskiego IPN znany z badań o działalności "Solidarności" na meczach Lechii Gdańsk. Natomiast moderacja przypadłaby w udziale Adamowi Hlebowiczowi. To gdański dziennikarz i historyk obecnie dyrektor lokalnej rozgłośni Radia Plus. Znany jest z organizacji Parady Niepodległości w Gdańsku, w której uczestniczą wszystkie środowiska społeczne i polityczne. Debata Wałęsy i jego adwersarzy miałaby się odbyć na początku marca.
Kim był "Bolek"?
Oskarżenie o agenturalną przeszłość ciągnie się za Wałęsą jeszcze z czasów PRL. Gdy Komitet Noblowski przyznał Wałęsie pokojową nagrodę bezpieka starała się dowieść, ze Wałęsa na przełomie lat 70. i 80. współpracował z bezpieką. Dokumentację przesyłano do dyplomatów pracujących w warszawskiej ambasadzie Królestwa Norwegii. Rzecz jasna Skandynawowie niespecjalnie się przejęli przesyłką wiedząc, że władze PRL podejmą próbę kompromitacji Wałęsy.
Zarzuty historyków i prawicowych publicystów dotyczą jednak zupełnie innego okresu. Zdaniem Cenckiewicza i Gontarczyka Lech Wałęsa był agentem SB o numerze ewidencyjnym 12535 zarejestrowanym 29 grudnia 1970 roku jako "Bolek". Donosić miał do 1976 roku i zaszkodzić łącznie ponad 20 osobom. Dokumentacja jest niekompletna, więc autorzy część wywodu opierają na rozmowach ze świadkami historii, przede wszystkim osobami od lat niechętnymi Wałęsie.
Co ciekawe, rejestrować Wałęsę miał kpt. Służby Bezpieczeństwa Edward Graczyk. W książce zapisano, że dawny oficer bezpieki nie żyje. Okazało się to kłamstwem, Graczyk się odnalazł i złożył zeznania przed IPN. Stwierdził, że rzeczywiście w wewnętrznej korespondencji Wałęsa funkcjonował jako "Bolek" i spotykano się z nim jak z większością działaczy opozycji.
Graczyk zeznał też, że: „Kategorycznie stwierdzam, że nic nie wiem aby pan Lech Wałęsa był tajnym współpracownikiem służb bezpieczeństwa” oraz „Powtarzam jeszcze raz, że żadna osoba nie została pokrzywdzona w związku z informacjami jakie otrzymywałem od Lecha Wałęsy.”
Sam Wałęsa od lat przekonywał, że po masakrze robotników w grudniu '70 podpisał tylko nic nie warte oświadczenia. Motyw sygnowania zobowiązania do nie podważania porządku prawnego pojawia się też w filmie "Wałęsa. Człowiek z nadziei" Andrzeja Wajdy. Owe oświadczenie to dokument, który nie zobowiązywał do żadnej określonej działalności. Było to bardziej pogrożenie palcem przez bezpiekę. Podobne oświadczenia dostawali m.in. wyjeżdżający służbowo za granicę artyści i naukowcy.
Przeciwko wydaniu książki jako publikacji naukowej IPN protestowała Maria Dmochowska, ówczesna wiceprezes IPN, która uznała ją za daleką od misji, jaką ma spełniać Instytut. Zarzuty dotyczyły m.in. mijania się z faktami i opierania na domysłach. Recenzje do książki pisali z kolei historycy związani z prawicą. Np. prof Andrzej Nowak, który obecnie wchodzi w skład Narodowej Rady Rozwoju powołanej przez prezydenta Andrzeja Dudę, pisuje również dla tygodnika "W Sieci". Dzieło, które miało zmienić spojrzenie na Wałęsę, dziś jest nazywane "kontrowersyjnym" przez środowisko naukowe.
To jednak nie przekonało części publicystów i historyków związanych z prawicą. Poszlakami przeciwko Wałęsie ma być wybrakowana teczka, z której ktoś skradł część dokumentów. Często sugerowane jest wprost, że Wałęsa jako prezydent, osobiście zniszczył obciążające siebie protokoły. W książce pojawiały się też spiskowe sugestie, że oryginały znajdują się w Moskwie i za ich pomocą w latach 1992-1995 Moskwa sterowała działaniami Wałęsy.
Teraz albo nigdy
Hejt na Wałęsę na portalu wykop.pl doprowadził do przelania czary goryczy. Były prezydent postanowił raz na zawsze wyjaśnić sprawę i spotkać się z adwersarzami. Dlaczego akurat teraz? Po wyborach prezydenckich, a później parlamentarnych rozpoczął się proces wygumkowywania Wałęsy z historii "Solidarności". Komentatorzy wypominali Andrzejowi Dudzie, że w przemówieniach upamiętniających podpisanie Porozumień Sierpniowych nie wymienił nazwiska Lecha Wałęsy. Pomijanie przez polityków to jedno, Wałęsa w swoich wpisach skarżył się przede wszystkim na ordynarne akaki ze strony internautów.
To jednak nie będzie pierwsza dyskusja, w której Wałęsa wypowiadał się nt. historii swoich spotkań z SB. Podobne hasła padały m.in. na dyskusji w Chicago w 1996 roku. W kolejnych latach jednak taktyką Wałęsy było ignorowanie rewelacji prawicowych portali i publicystów. Zapewne były prezydent uznał, że i tak nie uda mu się przekonać swoich adwersarzy. Natężenie narracji i próby negowania dorobku Wałęsy zmusiły go do podjęcia aktywności i zmierzenia się w debacie..
Były prezydent z pewnością za granicą zawsze zostanie zapamiętany jako jedna z najwybitniejszych postaci II połowy XX wieku. Człowiek roku tygodnika Times w 1983 roku, laureat Pokojowej Nagrody Nobla w 1983 z pewnością zasłużył na miejsce w panteonie. Bezkrwawe przejście od dyktatu socjalizmu i ZSRR do demokracji jest w dużej mierze zasługą robotnika z Gdańska. Charyzmatyczny lider stoczniowców przez całą swoją karierę potrafił porywać tłumy, ale także tworzyć wrogów.
Do nich należeli m.in. małżeństwo Gwiazdów czy Anna Walentynowicz, których Wałęsa odsunął od głównego nurtu "Solidarności". To właśnie z konfliktów za stoczniową bramą zrodziły się powtarzane wielokrotnie zdania, że Wałęsa był SB-ekiem, później wreszcie, że nawet w latach 90. działał na rzecz Rosjan.
Zapewne z tej okazji rozpoczął starania się o przyjęcie do NATO. Jeszcze w 1992 roku Wałęsa starał się o stworzenie środkowoeuropejskiego sojuszu militarnego. Widząc słabość Rosjan doprowadził do wyprowadzenia ich wojsk i rozpoczęcia negocjacji akcesyjnych do Paktu Północnoatlantyckiego. Podobno Borys Jelcyn na wieść o tym poczerwnieniał i dostał ataku agresji. Nie tak w końcu miał mu się odwdzięczyć TW "Bolek". Ciekawe tylko dlaczego Rosjanie nie "rzucili" w odpowiednim momencie dokumentów tajnego współpracownika? Chyba nie po to by wspierał później Euromajdan.
Niezależnie od poglądów i faktów przyznać trzeba, że Wałęsa musi zmierzyć się z pomówieniami na swój temat. Były prezydent ma już 72 lata i powinien walczyć o spuściznę po swojej działalności. Z pewnością nie pomaga mu narracja prawicy, dla której jest zdrajcą i współpracownikiem SB. Niezależnie od wyniku debaty Wałęsa nie przekona na pewno wszystkich przeciwników. Musi jednak stanąć w szranki ze swoimi adwersarzami by dowieść, że nie jest tchórzem i pokazać swój punkt widzenia.