
Politolog podkreśla, że z racji zawodu bardzo dokładnie śledzi to, co dzieje się na czeskiej scenie politycznej. – I przez ostatnie miesiące ani razu nie słyszałem pana Macha. Nic. Nie mam pojęcia, co robił w tym czasie. Nie wiem nic na temat jego działalności politycznej. W czeskiej polityce jest absolutnie niewidoczny. Jego wystąpienie w Parlamencie Europejskim w sprawie Polski jest pierwszym od miesięcy – mówi.
Martin Ehl, szef działu zagranicznego gazety "Hospodarskie Noviny", całkowicie się z tym zgadza. – To partia marginalna, zupełnie się nie liczy. Mach wykorzystał Polskę, by pokazać siebie – mówi. Pewnie jako jeden z nielicznych czeskich dziennikarzy śledził debatę w Strasburgu. Zna język polski, w Polsce ma wielu przyjaciół. W Czechach był to temat zupełnie przemilczany. – Nikogo to nie interesuje – przyznaje. Gdy pytam, czy wie, że w Polsce Mach stał się bohaterem, reaguje śmiechem. – Chciał się pokazać i zrobił z siebie gwiazdora internetu, moje gratulacje. A premier Szydło i tak sama bardzo dobrze obroniła Polskę – odpowiada.
Parę lat temu miałam okazję rozmawiać z nim kilka razy. Zawsze powtarzał, że jego priorytetem jest wyjście Czech z UE. To była niemal obsesja na tym punkcie. Najbardziej byłby chyba zadowolony, gdyby cała Unia się rozpadła i poszczególne państwa stałyby się suwerenne. W 2014 roku właśnie na tym eurosceptycyzmie wygrał wybory do PE. I dziś jest jedynym europarlamentarzystą swojego ugrupowania. Dzięki temu mógł bronić Polski. A właściwie jednej, rządowej strony
napisz do autora:katarzyna.zuchowicz@natemat.pl