
Szwecja, Dania, a nawet Norwegia zmieniają się na naszych oczach. Aż trudno uwierzyć śledząc doniesienia z tych krajów. Kiedyś ostoja spokoju i bezpieczeństwa, raj socjalnej pomocy i wszelkiego dobra, oaza dla wszystkich poturbowanych przez życie, którzy ciągnęli tam szukając lepszego życia. Zawsze otwarta, zawsze chętna, zawsze gotowa do pomocy. Dziś zamyka swoje drzwi, a nawet zamierza wydalić tysiące imigrantów. Autentycznie ma ich dość. Co jeszcze kilka lat temu kompletnie było nie do pomyślenia.
Mniej więcej w tym samym czasie, w innym ośrodku, nastoletni imigrant zabija opiekunkę. Młodą, 22-letnią kobietę, zadźgał nożem. Co i rusz pojawiają się opowieści o podpaleniach, o tym, że ludzie przestali czuć się bezpiecznie w swojej okolicy. Gwałty też się pojawiają. Z tego powodu policja zaczęła ostatnio kontrolować baseny w Sztokholmie. Bo pojawiły się doniesienia, że młodzi imigranci napastują kąpiące się tam młode dziewczyny.
Podobne opowieści wywołują u Szwedów gęsią skórkę. Ale nie tylko z tego powodu. Dla uchodźców czy imigrantów zwyczajnie nie ma już miejsca. Ośrodki pękają w szwach. I w kraju, który przecież przez lata uchodził niemal za światową mekkę azylantów, nagle zaczęła kończyć się nie tylko cierpliwość, ale i miejsce. "Szwecja się budzi", "Szwecja ma dość" – takie komentarze krążą teraz po Europie.
Pierwszy raz od lat 50. ubiegłego wieku podróżni wjeżdżający do Szwecji od strony Danii, muszą okazywać ważny dokument ze zdjęciem. Ci, którzy tego nie zrobią, będą odsyłani. Czytaj więcej
Ale Szwecja to jeszcze nic. Sąsiednia Dania już wyraźnie zerwała z polityką otwartych drzwi. A nawet – można śmiało powiedzieć – zaczęła prowadzić kampanię, której jedynym celem jest zniechęcenie uchodźców do przyjazdu. Bierzcie przykład z Danii! Jeśli, oczywiście, nie chcecie imigrantów w swoim kraju.
Chcemy wysłać sygnał, że jeśli jesteś muzułmaninem i planuje przyjazd o Randers, nie spodziewaj się, że możesz nam narzucać innym zwyczaje żywieniowe. Wieprzowina jest traktowana na równi z innym jedzeniem. Czytaj więcej
To jednak nie wszystko. Nocne kluby. I ograniczenia, które w ostatnich tygodniach, wprowadziły dla gości niektóre z nich. Znaczy – możesz wejść, ale tylko jeśli znasz co najmniej jeden z trzech języków: duński, angielski lub niemiecki. Podobno takich klubów przybywa coraz więcej. Choć mocno są krytykowane przez lokalne oddziały Amnesty International.
napisz do autora:katarzyna.zuchowicz@natemat.pl
