Wypasione samochody, telefony i okazałe plebanie. Kościół nie stwarza wizerunku skromnego i ubogiego. - Są księża, którzy polubili dobre warunki życia. Przywiązują sporą wagę do mieszkania, wakacji i samochodu. I to nie jest dobre, bo nie jest to w duchu Ewangelii. Co gorsza, to oni najczęściej kształtują obraz Kościoła w mediach - przyznaje w rozmowie z miesięcznikiem "W drodze" dominikanin o. Maciej Zięba.
Obywatele nie chcą utrzymywać Kościoła, razi ich obnoszenie się z bogactwem przez kler. Ojciec Zięba przyznaje, że wśród polskich duchownych nie brakuje tych, którzy polubili luksus, ale twierdzenie, że polski Kościół jest bogaty jest nadużyciem i "intelektualnym pomieszaniem".
Proboszcz proboszczowi nierówny
Każdy proboszcz powinien zapisywać swoje przychody w księdze parafialnej. Chodzi o ofiary za chrzty, śluby, pogrzeby i zamawiane msze. Ojciec Zięba przyznaje, że
kwestiach finansów Kościoła brakuje jawności i dlatego rodzą się dyskusje o bogactwie duchownych. Zdaniem Zięby, te zarzuty są nieuzasadnione, bo dochody proboszczów są różne. Niektóre parafia są biedne, a emerytura z funduszu wynosi około 630 zł.
- Przede wszystkim Kościół w Polsce nie jest scentralizowany. Zakonnice najczęściej żyją bardzo skromnie, podobnie jak wielu duchownych. Ale są też księża, którzy polubili dobre warunki życia. Przywiązują sporą wagę do mieszkania, wakacji i samochodu. I to nie jest dobre, bo nie jest to w duchu Ewangelii. Co gorsza, to oni najczęściej kształtują obraz Kościoła w mediach - podkreśla w wywiadzie dla miesięcznika "W drodze" o. Maciej Zięba.
To właśnie ten rażący zbytek najbardziej kłuje w oczy nie tylko przeciwników Kościoła. Coraz częściej razi też wiernych. Tym bardziej, kiedy widzi się biskupów, podjeżdżających najnowszymi modelami samochodów.
- Na Konferencję Episkopatu przyjeżdża stu kilkudziesięciu biskupów, a w mediach pokazuje się czterech. Tego, że niektórzy przyjeżdżają pociągiem, nie pokazuje się wcale. Nie twierdzę, że pokazywanie drogich aut księży to kłamstwo. Ale jest to manipulacja. Niewiele osób wie, że na przykład Polonia amerykańska kupiła komuś samochód i nie można było odmówić, bo darczyńca by się obraził. Ja nie wiem dokładnie, czy tak jest, ale gdy się problem poskrobie, to prawda okazuje się często bardziej złożona. W klasztorze w Warszawie, w którym mieszkam, na czterdziestu zakonników mamy cztery samochody, skody. I się nimi wymieniamy. I żyjemy. I tak żyje większość księży w Polsce. Każdego polityka można ścigać z kamerą w ręku i pokazać, w której restauracji, jaki rachunek zapłacił, i że ten rachunek jest prawie taki jak pensja ubogiego człowieka. Nie wspomnę już o pensjach piłkarzy, aktorów - komentuje o. Maciej Zięba w wywiadzie z miesięcznikiem "W drodze". CZYTAJ WIĘCEJ
Kłopotliwy fundusz
Zięba uważa, że myślenie w kategoriach "Mój proboszcz jeździ drogim autem, więc z tym finansowaniem Kościoła jest coś nie tak"
fałszuje rzeczywistość. W Polsce finansowanie Kościoła utożsamia się jedynie z księżmi, podczas, gdy 80 proc. funduszu kościelnego idzie na opłacanie składek składek ZUS za "ubogo żyjące siostry klauzurowe i misjonarzy, którzy rozdają to, co mają, inwestują, prowadzą szpitale, szkoły."
Jednym ze ślubów zakonnych jest "ubóstwo". Duchowny przyznaje, że dzięki temu jest im bez wątpienia łatwiej żyć skromnie.
- My, zakonnicy, mamy łatwiej. Dostajemy miesięcznie dwieście złotych. Tej kwoty nie musimy rozliczać. Wydatki ekstra zgłaszamy. Na ubranie, podróże, lekarstwa - wymienia o. Zięba.
PiS protestuje, a ksiądz Lemański wyjaśnia, jak naprawdę wyglądają emerytury duchownych
Również laptopa, który dla wielu zakonników jest narzędziem pracy. - Jego zakup jest lepiej widziany niż kupienie ubrania. Nie żyjemy biednie, ale przeciętnie. To, co zarabiamy, wkładamy do wspólnej kasy - podkreśla dominikanin.
Reklama.
o. Maciej Zięba
Fundusz Kościelny nic nie daje za darmo, tylko płaci Kościołowi za dobra zabrane w latach pięćdziesiątych.