Kolejne zagraniczne firmy wprowadzają tzw. urlopy menstruacyjne – dwa dni wolnego dla kobiet w wieku reprodukcyjnym (15-49 lat). Jak informuje serwis Bankier.pl za amerykańską korporacją Nike poszła brytyjska firma Co-Exist. W awangardzie jest część państw azjatyckich, które od dobrych kilkudziesięciu lat mają urlop menstruacyjny zapisany w prawie. Jednak czy urlop menstruacyjny to naprawdę dobry pomysł?
Jeśli zaliczasz się do grupy 20 proc. kobiet, dla których okres to nieuchronny, straszliwy ból, to nie trzeba ci niczego wyjaśniać. Ale należy to zrobić na użytek pozostałych kobiet i mężczyzn. Jak mówi dr John Guillebaud, miesiączka może być niemal równie bolesna jak zawał serca. Nie trzeba być lekarzem, by wiedzieć, że silny ból to poważna sprawa, zwłaszcza jeśli nadchodzi z nieubłaganą regularnością. Wystarczy trochę empatii.
Niektóre państwa i firmy oferują zatrudnionym kobietom możliwość wzięcia z tej okazji dwóch, pełnopłatnych dni wolnych. Inne się nad tym zastanawiają, a na kobiecych forach toczą się debaty o sensowności tego rozwiązania.
Podstawowe pytanie brzmi: czy to humanitarne – zdawałoby się – rozwiązanie nie wywoła niepożądanych skutków ubocznych?
Przepis obosieczny
To nie jest jedyne prawo wprowadzane specjalnie dla kobiet. W czasach PRL obowiązywały np. specjalne przepisy, które miały w teorii chronić płodność kobiet, a w praktyce wykluczały kobiety z wykonywania niektórych zawodów.
Brzmi szlachetnie, ale co z ochroną płodności mężczyzn? Czy męskie zdrowie nie zasługuje na ochronę? – pytała prof. Małgorzata Fuszara, do niedawna pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania, podczas obrad Okrągłego Stołu rządu i organizacji pozarządowych na temat zdrowia kobiet i dziewcząt.
Takie selektywne podejście sprowadzające się do ochrony kobiet skutkowało tym, że kobiety były wykluczone z lepiej płatnych zawodów "dla swojego dobra". Rzekomy przywilej zmieniał się w dyskryminację płci. A przecież, jak wskazywała prof. Fuszara, ludzie poinformowani o ryzyku zawodowym – zarówno kobiety jak i mężczyźni – powinni mieć prawo do podjęcia wybranej pracy bez względu na płeć.
Nie, nie chodzi o to by wysyłać kobiety w 9 miesiącu ciąży na przodek, ale o to, by zarówno kobieta jak i mężczyzna mogli pracować jako np. górnik. Wbrew pozorom kobiety nie są w permanentnej ciąży od pierwszej miesiączki do menopauzy.
"Przywilej"? Bądź ostrożna
Dlatego urlopowi menstruacyjnemu należy przyglądać się ze szczególną ostrożnością. Nawet przy najlepszych intencjach jego rzeczniczek i rzeczników może doprowadzić do tego, że rynek pracy stanie się jeszcze bardziej seksistowski. Skoro państwo już teraz przerzuca kwestie związane z rodzicielstwem na kobiety (urlop ojcowski to zaledwie 2 tygodnie), to dodatkowy urlop menstruacyjny byłby kolejnym przepisem w praktyce działającym na niekorzyść kobiet.
Skoro przedsiębiorca ma wybór między pracownikiem, który będzie pracował (dajmy na to) 20 dni w miesiącu i pracownicą, która być może przepracuje tylko 18 dni, to bardziej korzystne dla firmy może być zatrudnienie mężczyzny, albo przynajmniej obniżenie kobiecie pensji, która średnio i tak już jest niższa niż pensja wykonujących identyczną pracę kolegów (nawet jeśli pracują równą liczbę godzin). Oczywiście patrzenie na sprawę z perspektywy pracodawcy nie zmienia faktu, że dla 1 na 5 kobiet kilka dni w miesiącu to czas wielkiego bólu, czasami nawet omdleń czy wymiotów.
Jednak bardzo bolesna miesiączka to nie jedyna dolegliwość która może utrudniać czy wręcz uniemożliwiać pracę. Na przykład nieźle w kość, lub – precyzyjniej – w głowę, może dać silna migrena, na którą cierpią zarówno kobiety, jak i mężczyźni (jeden z najbardziej znanych ciepiących na migrenę mężczyzn to Pedro Almodovar). Czy to znaczy, że należy zapisać w prawie urlop migrenowy dla wszystkich?
Dolegliwości specjalnej troski
Na takie pytanie można odpowiedzieć, że migrena to przypadłość niektórych ludzi, bez względu na płeć, a miesiączka (niemal) wszystkich kobiet. Tyle że tylko 1 na 5 kobiet cierpi na bardzo bolesne miesiączkowanie, a "przywilej" urlopu menstruacyjnego przysługiwałby wszystkim kobietom.
Ludzie mają rozmaite uwarunkowania zdrowotne wpływające na ich pracę (np. osoby z niewidoczną niepełnosprawnością), ale nie ma oddzielnego urlopu dla każdego z nich. A jednak to właśnie dla kobiet wprowadza się specjalny urlop, który ma duży potencjał dyskryminacyjny. Dlaczego akurat tu robić wyjątek?
Najlepszy przyjaciel kobiety
Wbrew pozorom to nie diamenty, lecz Ketonal jest najlepszym przyjacielem kobiety – powiedziała mi znajoma, której po urazie ręki została niemal cała fiolka tego bardzo silnego, przeciwbólowego specyfiku (oczywiście na receptę).
Jej ginekolog lekceważył jej comiesięczny, silny ból, bo przecież okres musi boleć, tak już jest urządzony świat. Co ciekawe, takiego argumentu nie użył ortopeda, gdy koleżanka przyszła do niego z urazem ręki. Ale ręka to nie jest organ związany z płcią, stąd pewnie większe zrozumienie ze strony lekarzy.
Znajoma na własną rękę zażywa więc kilka tabletek Ketonalu w miesiącu (trochę się martwi o swoją wątrobę). Inna pozbyła się okresu, gdy ginekolożka założyła jej spiralę antykoncepcyjną Mirena (NFZ refunduje tylko jej założenie, ale już nie pokaźną cenę samej spirali). Są to sposoby wykombinowane, partyzanckie. A reszta kobiet? Albo ich nie boli (aż tak) albo cierpią co miesiąc.
Ból a sprawa polska
Oprócz czynnika "kobiecego", dochodzi jeszcze sprawa polska. Bo coraz rzadziej, ale nadal zarówno pacjentki jak i pacjenci mogą usłyszeć od lekarza, że ból to nie choroba i że np. rak musi boleć. Skoro nowotwór musi boleć, to dlaczego nie okres, który przecież boli kobiety na całym świecie?
Od kilku lat organizacje pozarządowe prowadzą w Polsce kampanie społeczne na rzecz leczenia (uśmierzania) bólu. Jednym z najbardziej znanych ambasadorów tej sprawy był chorujący na nowotwór Jerzy Stuhr. Jednak na froncie menstruacyjnym cicho sza, choć ból też bywa nie do wytrzymania, niezależnie od tego, że z zupełnie innej przyczyny.
Rewolucyjne marzenie 20-stu procent
A gdyby lekarze nie zbywali silnych bólów menstruacyjnych swoich pacjentek machnięciem ręki, bo "okres musi boleć" i "zawsze tak było"? Gdyby zlecali badania diagnostyczne, zamiast kiwać w zadumie głową nad nieprzeniknioną tajemnicą kobiecości? Owszem, znaczna część przyczyn silnych bólów menstruacyjnych pozostaje nierozpoznana mimo diagnostyki, ale jest też część powodowana przez endometriozę, którą trzeba leczyć (nie tylko z powodu bólu).
A gdyby instytuty medyczne i koncerny farmaceutyczne skoncentrowały się na lekceważonych dotąd badaniach nad przyczynami silnego bólu menstruacyjnego i wynalezieniem leków?
Recepta na rewolucję
Humanitarna w założeniu idea urlopu okresowego, obróci się przeciwko kobietom. Niezależnie od tego, czy, kiedy i w jakim zakresie zostanie wprowadzony, 20 proc. kobiet nadal będzie bardzo cierpieć – w swoim miejscu pracy albo w domu.
Może zamiast prawnego żonglowania miejscem, w którym kobiety będą zwijać się z bólu zastanówmy się nad tym, jak wywrzeć presję na koncerny farmaceutyczne (na badania) i na lekarzy (na uśmierzanie bólu menstruacyjnego tym, czym teraz dysponują)?
Oczywiście nie ma gwarancji, że badania naukowe zakończą się sukcesem, ale żeby wiedzieć jak się skończą, najpierw trzeba je przeprowadzić (zresztą badania zakończone porażką też są użyteczne, bo pokazują co nie działa, czyli zawężają zbiór potencjalnych rozwiązań).
Jak wykazuje historyczka Diane Ducret w swojej książce "Zakazane ciało", lekarze mieli ambiwalentny stosunek do kobiet. Często to oni byli bastionem seksistowskich uprzedzeń (np. z pełną powagą głosili takie tezy jak te, że tylko prostytutki mogą odczuwać rozkosz seksualną, lub kobiety w ciąży wymiotują dlatego, że są niedojrzałe psychicznie), czasami robili kobietom krzywdę w dobrej wierze (np. jeszcze na początku XX wieku wycinali kobietom narządy płciowe by je "leczyć" z pseudochoroby, którą nazywali histerią).
Jednak jest już XXI wiek i kobiety mają wśród lekarzy więcej sprzymierzeńców niż kiedykolwiek. Oczywiście, nadal istnieją tacy którzy w imię watykańskiej ideologii religijnej narażają zdrowie i życie kobiet (w Polsce są niestety nadreprezentowani), ale dla wielu z nich zdrowie i życie pacjentek to priorytet. Nie będą jednak wiedzieli o tym, że należy pomóc kobietom cierpiącym na silne bóle miesiączkowe, o ile te im o tym nie powiedzą. A te nie mówią im, bo przecież okres musi boleć.
Podsumowując, gdyby lekarze, a zwłaszcza ginekolodzy i ginekolożki, traktowali kobiety (i ich ból) poważnie, to pewnie nie prowadziłybyśmy dziś dyskusji o urlopach menstruacyjnych.
profesor zdrowia reprodukcyjnego na University College London
Ten problem dotyczy zarówno lekarek, jak i lekarzy. Z jednej strony lekarze nie cierpią z powodu bólu menstruacyjnego, więc lekceważą jego intensywność u części pacjentek. A z drugiej strony niektóre lekarki mogą być zobojętniałe na ten ból u pacjentki, bo same albo go nie odczuwają, albo go dzielnie znoszą i myślą, że pacjentka też powinna.Czytaj więcej