Mocno zajęci awanturą wokół Trybunału Konstytucyjnego i liczeniem kolejnych niedotrzymanych obietnic PiS tracimy z oczu jeszcze jedną ważną sferę aktywności rządu. To polityka zagraniczna, w której zniszczenie dokonuje się niemal tak szybko, jak w polskim systemie prawa. I coraz bardziej zasadne staje się pytanie, czy to jeszcze tylko efekt nieudolności, czy już realizacja planu zrobienia z Polski samotnej wyspy.
Donald Tusk chwalił się, że w czasie kryzysu byliśmy zieloną wyspą. Rzeczywiście, na czerwonej mapie pokazującej ogarniętą recesją Europę, nasz kraj mógł się pochwalić niewielkim, ale jednak wzrostem gospodarczym. Jednak analogia wyspy była o tyle nietrafiona, że Polska aktywnie współpracowała z partnerami na Zachodzie, a wzrost był także efektem silnego eksportu (szczególnie do Niemiec).
Pierwsza katastrofa
Analogia wyspy znacznie bardziej pasje do dzisiejszej sytuacji Polski. Niestety, tym razem nie jest to pozytywne odróżnienie się od pozostałych krajów UE, ale odróżnienie negatywne. Bo rząd PiS wykopuje coraz głębsze podziały między nami, a naszymi bliskimi (dotychczas) partnerami.
Wydawało się, że po rządach Anny Fotygi polskiej dyplomacji nie może już spotkać nic gorszego. Do spółki z prezydentem Lechem Kaczyńskim ta minister spraw zagranicznych w rządzie Jarosława Kaczyńskiego skutecznie osłabiała naszą pozycję i niszczyła nasz wizerunek na arenie międzynarodowej.
Odbudowa
Udało się go odbudować, ale po odzyskaniu władzy przez Prawo i Sprawiedliwość minister Witold Waszczykowski (o którym pisaliśmy tutaj) intensywnie pracuje, by oddalić nas od centrum decyzyjnego Unii Europejskiej. W zamian cały czas słyszymy mrzonki o Międzymorzu, choć bardziej adekwatna byłaby nazwa "Koalicja Słabych".
Bo PiS chce oprzeć naszą politykę zagraniczną na organizmie, którego kręgosłupem ma być "Via Carpathia". Kogo więc tam mamy? Od północy patrząc: bałtyckie mikrusy, a dalej średniaki takie jak Słowacja, Węgry, Rumunia i Bułgaria. Częścią sojuszu miałyby być także Czechy, przez które droga nie przebiega.
Druga katastrofa
Prezydent tego ostatniego kraju zresztą ostatnio wsparł linię realizowaną przez PiS. Nie jest to sojusznik, który ma siłę przebicia w UE. A sam Milosz Zeman nie wydaje się być osobą, której przyjaźń pomoże polskim władzom. Wsławił się nie tylko całą serią kontrowersyjnych wypowiedzi na temat uchodźców, lecz także m.in. ogłoszeniem, że ambasador USA nie ma wstępu do jego pałacu, a przede wszystkim otwartą prorosyjskością.
Wsparcie kłopotliwych sojuszników pozyskała też Beata Szydło podczas debaty w Parlamencie Europejskim. Poza politykami frakcji, do której należy PiS, działań polskiego rządu bronili politycy skrajnie europsceptycznych niszowych ugrupowań, otwarcie głoszących ksenofobię i z podziwem patrzących na Putina.
Szemrane towarzystwo
Kolejnym bliskim przyjacielem PiS w Europie jest Viktor Orban, premier Węgier. Z Zemanem łączy go nie tylko głośne wspieranie PiS, lecz także sympatia do Władimira Putina. Ale politykom PiS, uznającym Moskwę za największego wroga to nie przeszkadza.
Niedawno Jarosław Kaczyński spotkał się z Orbanem. Bilateralne kontakty podtrzymują też Beata Szydło i Andrzej Duda (w przyszłym tygodniu prezydent znowu jedzie do Budapesztu), ale to raczej tylko ceremonialne wizyty i robienie sobie zdjęć. Prawdziwą politykę robi Prezes.
Nieudolna kopia
Pewnie dlatego w wielu kwestiach PiS kopiuje pomysły i działania Orbana. Ale nie tylko idzie dużo dalej, lecz także robi to nieudolnie. Bo premier Węgier był i jest mistrzem dyplomatycznych gierek. Nikt tak jak on nie potrafi mydlić oczu eurokratom.
Tymczasem polityka realizowana przez PiS jest boleśnie toporna i pozbawiona polotu. W sferze werbalnej to zwykłe awanturnictwo. A w dyplomacji słowa mają ogromne znacznie. Dlatego nie ma w niej miejsca na pouczanie szefa PE przez Marszałka Sejmu czy nazywanie go "niedouczonym lewakiem" przez szefa MSZ lub przypominanie na każdym kroku, że Niemcy nie mają prawa wtrącać się w nasze sprawy, "bo Hitler".
Oznaki słabości
Nie pomaga nam też zamieszanie z przetargiem na śmigłowce wielozadaniowe dla armii. Jeszcze poprzednia ekipa po skomplikowanym przetargu wybrała ofertę Francuzów. Tymczasem Antoni Macierewicz co chwila powtarza o kłopotach z umową offsetową, co wydaje się być tylko zasłoną dymną i szukaniem pretekstu do unieważnienia przetargu.
Tę słabnącą pozycję widać już w Brukseli. Namaszczony przez PiS Janusz Wojciechowski (który zgodnie z kampanijnymi zapewnieniami prezydenta od sierpnia powinien kierować DudaPomocą) nie dostał rekomendacji na stanowisko w Europejskim Trybunale Obrachunkowym. Za tym mogą pójść kolejne problemy.
Zaskakujący przeciwnik
Ale eurosceptycyzm PiS i Kaczyńskiego nie jest dla nikogo nowością. Za to szokiem jest coraz wyraźniejsze pogarszanie się stosunków ze Stanami Zjednoczonymi. Jeszcze nigdy od czasu starania się o akces do NATO Stany tak uważnie nie przyglądały się temu, co dzieje się w naszym kraju.
Ze specjalnymi wizytami przyjechali koordynator Departamentu Stanu ds. sankcji Daniel Fried i zastępczyni Johna Kerry'ego Victoria Nuland. Sporo pracy ma też ambasador USA w Warszawie Paul W. Jones. Już kilkakrotnie spotkał się on z szefem dyplomacji, niedawno rozmawiał także z Prezesem. Miał domagać się opublikowania orzeczenia TK, a atmosfera rozmów była lodowata – opisywała "Gazeta Wyborcza".
PiS zareagowało tak, jak w przypadku listu senatorów: atakiem. – Ludzie, którzy tworzyli swoje państwo w XVIII wieku będą nam mówić, co to jest demokracja? – mówił na uczelni Ojca Dyrektora minister obrony Antoni Macierewicz.
Bezsensowne ataki
– Macierewicz nie wspomniał żadnego państwa – przekonywał Witold Waszczykowski w środowym "Jeden na jeden" w TVN24. – Nazwa "Stany Zjednoczone" nie padła, więc spekulacje są nieuprawnione i nie mają sensu – ucinał niewygodny temat. Ale w ostatni wtorek Macierewicz tłumaczył Jarosławowi Gowinowi, że chodziło mu między innymi o USA i Grecję (nazywaną "kolebką demokracji").
Oczywiście w grę nie wchodzi odebranie nam szczytu NATO w Warszawie czy rezygnacja z wzmocnienia wschodniej flanki Sojuszu. Ale już silniejsze jej wzmocnienie na odcinku państw bałtyckich czy Niemiec jest realne. Widać też pierwsze efekty ochłodzenia na linii Warszawa-Waszyngton. Barack Obama nie spotka się z Andrzejem Dudą podczas szczytu nuklearnego w Waszyngtonie – poinformował serwis Politico Europe.
Kiedy Kaczyński się zatrzyma?
Na razie to jednak za mało, żeby dać Kaczyńskiemu do myślenia. Bo kiedy Prezes obierze sobie cel, to prze do niego nie zważając na konsekwencje. – On nie cofa się nigdy, chyba że woda podejdzie mu nie do ust, ale dużo dużo powyżej nosa i jest odcięty od dostępu powietrza – mówił Ludwik Dorn w "Kropce nad i" w TVN24. – Są dwa przypadki, kiedy może uznać, że został odcięty od dopływu powietrza: jeden to jest (...) zadeklarowanie przez Amerykanów "nie jesteście już dla nas partnerem" – mówił.
Przekonywał, że nie grozi nam odebranie szczytu NATO czy rezygnacja ze wzmocnienia flanki wschodniej, ale udział Polski w tym ostatnim może być zmniejszony. Do tego może dojść do obniżenia rangi kontaktów bilateralnych. – A druga to Unia Europejska. Sankcji nie będzie (...), ale to byłoby przejście przez KE do kolejnego etapu [procedury kontroli praworządności – przyp. naTemat] – mówił były szef MSWiA.
Otwieranie frontów
I można się spodziewać, że tak właśnie się stanie. A to będzie dla PiS i Kaczyńskiego znacznie poważniejszym ciosem niż kolejne marsze KOD czy awantury w Sejmie. Bo w przeciwieństwie do nich może mieć to konkretne skutki. Przede wszystkim finansowe. Zwracała na to uwagę prof. Jadwiga Staniszkis w "Warto rozmawiać". Jej zdaniem to właśnie pogorszenie relacji z USA i UE, a nie wzbudzenie fali protestów, jest najpoważniejszym i najbardziej destrukcyjnym efektem działalności PiS.
Już kiedy PiS zmierzało do wyborczej wygranej było wiadomo, że nasze stosunki z partnerami w Unii Europejskiej się pogorszą. Ale nikt nie spodziewał się takiego tempa i skali tego procesu. A także tego, że dotknie on także Stanów Zjednoczonych, które PiS wielokrotnie nazywało naszym najważniejszym sojusznikiem. Być może więc to nie efekt nieudolności "szefa dyplomatów", ale realizacja zaplanowanej strategii? To wie tylko jeden człowiek w Polsce: Prezes.