Jeszcze niedawno śmiano się, że to będzie "nowoczesna Platforma", a tymczasem formacji Ryszarda Petru dziś jakby bliżej do partii, którą łatwiej określić, jako nowocześniejsza wersja PiS. Niby podążanie środkiem drogi między PiS i PO od początku było podstawą istnienia .Nowoczesnej, ale wielu twierdzi, że dialogiem z Jarosławem Kaczyńskim w jednej chwili Petru może przekreślić wszystko, co dotąd w polityce osiągnął. W rzeczywistości ta gra toczy się jednak o wyższą stawkę.
Gdzie się podział dawny Petru?
Sondaże są dla formacji Ryszarda Petru wciąż dość optymistyczne. Większość badań wskazuje, że .Nowoczesna jest dziś drugą siłą z największym poparciem społecznym i jeśli nie goni Prawa i Sprawiedliwości, to przynajmniej wyprzedza Platformę Obywatelską. W doniesieniach prasowych synonimem nazwiska Ryszarda Petru nadal pozostaje też miano lidera opozycji.
To wówczas słupki poparcia szybowały w górę, bo wielu z Polaków sceptycznych, krytycznych, a w dużej mierze i przerażonych rządami PiS właśnie w Petru i jego ludziach zobaczyło jakąś nadzieję. On mówił głośno o tym, co czuje większość obywateli. Co dziś zostało po tamtym Ryszardzie Petru? Gasnący blask słynnego już światełka, które szef . Nowoczesnej dostrzegł po niedawnym spotkaniu opozycji z Jarosławem Kaczyńskim...?
W ubiegłym tygodniu Ryszard Petru zupełnie niespodziewanie zmienił front i zaczął opowiadać nie tylko o tym światełku w tunelu, ale i rzekomej otwartości Jarosława Kaczyńskiego na rozwiązanie patowej sytuacji wokół Trybunału Konstytucyjnego. Co więcej, zaczął nawet trochę mówić językiem prezesa PiS i utyskiwać na "konflikt destruktywny zarówno dla rządzących, jak i dla opozycji".
Wymarzona opozycja PiS
Komentatorzy natychmiast uznali, że to wpadka polityka, który dopiero przed rokiem rzucił korporacyjny świat i łatwo dał się oszołomić staremu wyjadaczowi, jakim jest prezes Kaczyński. Jednak Ryszard Petru od tego czasu konsekwentnie brnie dalej. – Totalna opozycja nie spowoduje, że PiS straci władze – stwierdził na antenie RMF FM. – Z kim mamy rozmawiać, jak nie z Jarosławem Kaczyńskim – pytał retorycznie na łamach "Rzeczpospolitej".
Na pierwszy rzut oka, takie zachowanie Ryszarda Petru wobec Jarosława Kaczyńskiego tylko pogłębia powszechne przekonanie, że od dżentelmena z Żoliborza zależy każdy aspekt życia Polaków. Za co w mgnieniu oka szef .Nowoczesnej zyskał immunitet sympatyzujących z PiS mediów. "Petru oberwał po uszach od salonu" – donosiła "Niezależna". "Ależ go to boli! Lis nie może darować Petru rozmów z Kaczyńskim" – komentowali z radością bracia Karnowscy.
Wygląda jednak na to, że zaskakującym zwrotem ku PiS lider .Nowoczesnej podjął po prostu pewną ryzykowną grę. Taką, z której są tylko dwa wyjścia. Jedno prowadzi ku marginalizacji, drugie w kierunku sukcesu, o którym nawet Tuskowi i Kaczyńskiemu się nie śniło.
Kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa
– Nikt nie jest zdziwiony, a tym bardziej zawiedziony – słyszymy od działacza .Nowoczesnej z kręgów odpowiedzialnych za wizerunek tej formacji. Rozmówca naTemat zwraca uwagę, że Pertu może i nagle złagodził ton, ale nie mówi niczego, co nie leżałoby u podstaw projektu politycznego, który wymyślił.
Bo przecież już w kampanii wyborczej mówił, że nie będzie w ciemno potępiał dobrych pomysłów PiS. – Badania wskazywały, że właśnie w takiej postawie jest szansa na największy sukces. Polacy są zmęczeni wojną, która trwa w polityce nieustannie od 2005 roku. A sukces Andrzeja Dudy dowiódł, że dzięki temu zmęczeniu łatwo można pozyskać nawet tych wyborców, którzy dotąd identyfikowali się z zupełnie inną stroną sceny – dodaje.
Na naszych oczach podobno trwa więc wielki test tego, czy hołdowanie przyświecającej powstaniu .Nowoczesnej zasadzie bycia "opozycją konstruktywną" ma sens. Mówi się jednak jeszcze o dwóch innych powodach zmiany tonu u Petru.
Pierwszy to analiza zainteresowania kolejnymi protestami. Choć wiosną i latem powinno być łatwiej wyprowadzać ludzi na ulice, to liberalna część społeczeństwa znana jest z tego, iż z trudem rezygnuje dla polityki z weekendowego relaksu, czy urlopów. Wielokrotnie boleśnie przekonywała się przecież o tym PO, gdy część jej elektoratu w takim okresie nie pofatygowała się nawet na udział w wyborach. Jeśli więc osłabłoby zainteresowanie protestami, a Petru utrzymał bojowy nastrój, straty wizerunkowe również byłyby spore.
Po drugie, w .Nowoczesnej czują, że to najlepszy czas na próbę dobicia Platformy, która przypomina cień tego, czym była jeszcze w dniu ostatnich wyborów. Najlepszą bronią ma być przekonanie Polaków, że Donald Tusk i spółka przez lata niepotrzebnie podgrzewali konflikt z Jarosławem Kaczyńskim, który teraz tylko Ryszard Petru może wygasić. To ma przyciągnąć nie tylko nowy elektorat liberalny, ale i umiarkowanych konserwatystów, czy zapatrzoną w prawicę młodzież.
Planu awaryjnego nie ma
A co jeśli plan się nie powiedzie? .Nowoczesną czeka zapewne marginalizacja. I kto wie, czy nie z łatką liberalnej przybudówki PiS. Albo opinią konia trojańskiego opozycji. Tę narrację już wobec .Nowoczesnej próbuje narzucić Roman Giertych, który odświeżył przy okazji dyskusję o tym, czy Ryszard Petru nie jest tylko twarzą formacji w rzeczywistości kierowanej przez wpływowych biznesmenów.
Ale Ryszarda Petru na tę ryzykowną grę przecież stać. Jeśli przegra, łatwo będzie mógł wrócić do świata finansów. Gdzie dzięki doświadczeniu z polityką zajmie jeszcze bardziej wpływowe miejsce niż w przeszłości. A jeżeli plan wypali, do zgarnięcia w wyborach będzie wynik może lepszy od tego osiągniętego przez PiS w 2015 i PO w 2007 roku. No i sława tego, który zakończył wojnę polsko-polską.
Dzisiejszy zwrot Nowoczesnej może być wytłumaczony tylko w jeden sposób. Ten animusz z początku powstania tego ugrupowania potrzebował paliwa. A kto był dostarczycielem paliwa? Do końca nie wiemy. Czyżby dostarczyciele paliwa postanowili wpisać się w dobrą zmianę, gdyż uznali, że głównym dystrybutorem jest jednak Państwo? Nie zdziwiłbym się...