
Zwolnienie gwarancji bankowej miało pełne uzasadnienie w przepisach prawa oraz umowie na dofinansowanie, gdyż spółka spełniła warunki jego uzyskania, tj. rozliczyła etap inwestycji, co zostało sprawdzone i potwierdzone przez organ kontrolujący. W ocenie obrońców przeprowadzone czynności nie ujawniły jakichkolwiek okoliczności wskazujących na to, iż Pan Jerzy Krzanowski podjął działania, które mogłyby uzasadniać postawione zarzuty.
Czy kaliber zarzutów uzasadniał spektakularną akcję, która przypadkowo zbiegła się ze słynnym audytem rządów PO w Sejmie? A może to materializacja dobrze znanej obsesji prezesa Jarosława Kaczyńskiego: – Znamy te rankingi najbogatszych Polaków, nie wierzę w nie (…) otóż uważam, że jeśli ktoś ma pieniądze, to skądś je ma – powiedział prezes PiS na spotkaniu z wyborcami w Ostrołęce. Tą "sympatią" dla przedsiębiorców i ludzi zamożnych, szczególnie tych z list najbogatszych Polaków, partia zasłynęła już podczas poprzednich rządów.
Przypomnijmy, że choćby operacja ścigania Ryszarda Krauzego zakończyła się blamażem Mariusza Kamińskiego i podległej mu służby CBA. Biznesmen wystąpił w roli czarnego charakteru podczas słynnej afery gruntowej. Agenci zorganizowali wówczas prowokację, w wyniku której łapówkę za odrolnienie gruntów na Mazurach miał przyjąć Andrzej Lepper. Był wtedy ministrem rolnictwa w rządzie PiS – a jego Samoobrona niewygodnym już koalicjantem Nie udało się. Polityk został ostrzeżony o akcji, a do przecieku doszło podczas rozmowy prokuratora Janusza Kaczmarka z zaprzyjaźnionym z nim Ryszardem Krauze.
Wiedziałem, że jeśli nie wyjadę z Polski, to mnie zamkną i upodlą w blasku fleszy. Nie chciałem spędzać na dołku nawet jednej doby, bo z tego byłby kręcony film pokazowy, a następnie puszczany we wszystkich telewizjach. Atak na moją osobę i słynne słowa o oligarchach to czysto koniunkturalna zagrywka. Nie wierzę w jakieś spiskowe teorie dziejów. Chodziło o wynik wyborczy. Czytaj więcej
Sprawiedliwości stało się zadość po przegranych w 2007 roku przez PiS wyborach. Ludzie z otoczenia Ryszarda Krauzego zamówili badania opinii publicznej w TNS OPBOP pt. "Przedsiębiorczość to powołanie? "Politycy, którzy zbudowali kampanię wyborczą na zawiści wobec najbogatszych ponieśli porażkę. Według Polaków przedsiębiorcy, w przeciwieństwie do polityków, rozwijają gospodarkę, tworzą miejsca pracy i podnoszą społeczny dobrobyt" – brzmiała konkluzja. W badaniu większość respondentów przyznała rację stwierdzeniom, że "przedsiębiorczością i pracą ludzie się bogacą, oraz że pierwszego miliona nie trzeba już ukraść". Ciekawe, jak badanie wypadłoby dziś wśród członków rządu.
Kolejny bohater rankingu Najbogatszych Polaków opowiada, że gotów był zapłacić redakcjom Wprost i Forbes, by nie uwzględniały go w rankingach najbogatszych Polaków. Za czasów rządów PiS nachodzili go urzędnicy i z gazetą w ręku żądali by "wyspowiadał się z każdej kamieniczki".
Aresztowanie bogacza pozostaje świetną trampoliną do kariery. Odbić się w górę próbował m.in śledczy, który na lotnisku w Balicach zakuł w kajdanki Janusza Filipiaka, prezesa Comarchu i sponsora Cracovii. Było to w 2008 roku, a wydumano zarzut, że prezes razem z piłkarzami brał udział w ustawianiu meczów. Sąd stwierdził, że zatrzymanie było bezprawne.
Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl