Tarczyński pielgrzymował do Libanu, do grobu świętego Charbela, XIX-wiecznego pustelnika głoszącego czystość ciała, ducha i słowa. W życiu codziennym polityk jednak nie zawsze stosuje się do zasad ascezy, zdarza mu się grzeszyć pychą i ranić słowem, jest też grupa ludzi, którzy twierdzą, że oszukał ich finansowo.
Charbel głosił potrzebę czystości ciała, ducha i słowa. O czystość ciała europoseł Tarczyński zadbał w wannie z jacuzzi, wtedy też zrobił słynne już na całą Polskę zdjęcie. Oburzyło internautów, którzy uznali, że polityk bawi się na koszt podatników. Sam Tarczyński zapewniał, że za wizytę w SPA zapłacił 150 zł z własnych pieniędzy, ale to nie wystarczyło. W sieci porównywano słynne ośmiorniczki Sikorskiego ze stopą Tarczyńskiego, w obu przypadkach komentatorzy uznawali, że politycy przekroczyli pewne granice.
Nawet rzeczniczka PiS Beata Mazurek powiedziała, że czuje pewien niesmak wobec zaistniałej sytuacji. Politycy PiS wielokrotnie przekonywali, że są blisko ludu, więc kąpiel w ekskluzywnym jacuzzi z pięknym widokiem na panoramę Warszawy był – nomen omen – strzałem w stopę Dominika Tarczyńskiego.
– Każdy popełnia błędy. Widać, że prywatne życie to nie jest dobry motyw, którym politycy mogą się dzielić. Nawet jeśli robią to za swoje pieniądze. Widać, że my możemy mniej. To była lekcja pokory, i to taka, która się przyda w przyszłości – powiedział w rozmowie z naTemat Dominik Tarczyński.
Opisywaliśmy już jak poseł Tarczyński odbierany jest w swoim okręgu wyborczym –w województwie świętokrzyskim. – Kojarzę go z absurdalnymi interwencjami na pograniczu kabaretu, a nie z merytorycznymi – mówił nam wtedy radny z Kielc Marcin Chłodnicki. Na przykład chciał ścigać internautów za prześmiewcze memy.
Teraz poseł Tarczyński znów zabłysnął w sieci. Tym razem oburzył nie tylko opinię publiczną, zwłaszcza tę „gorszego sortu”, ale nawet polityków z własnej partii. Dominik Tarczyński w chamski sposób na Twitterze nazwał Lecha Wałęsę. Gdy były prezydent zapowiadał wyrwanie PiS z korzeniami i odciągnięcie tej formacji od władzy, Tarczyński nazwał go bydlakiem i wyzwał na solo.
Tłumaczył się później z tego wpisu. Wyzwanie na solo miało być zaproszeniem do debaty jeden na jeden. Ze słowa „bydlak” nie rozliczył się do dziś. Finał tej sprawy dopiero pewnie nastąpi. Jak poinformował szef klubu PiS Ryszard Terlecki, skierowano tę sprawę do wewnętrznej klubowej komisji, Terlecki wyraził także nadzieję, że poseł zostanie przywołany do porządku. Nie potrafił przy tym stwierdzić, czy słowa Tarczyńskiego wynikały z jego nieodpowiedzialności, czy może były świadectwem chwilowego zaburzenia emocjonalnego czy umysłowego.
– Mój wpis o Wałęsie? Głupie to było, w ogóle bez sensu, głupie... Ja przeproszę prezydenta, bo to było niepotrzebne – mówi dziś o swoim wpisie Dominik Tarczyński.
Wyjaśnienia wymaga także sprawa portalu charyzmatycy.pl. Firma Dominika Tarczyńskiego do 2014 roku organizowała pielgrzymki. W sieci aż się roi od komentarzy, w których zdenerwowani internauci opisują, jak– ich zdaniem – zostali oszukani. „Ma facet tupet, oszukał 160 osób z naszej pielgrzymki i jeszcze ma czelność przysyłać mi kolejne reklamy organizowanych przez charyzmatycy.pl (czyli samego siebie) wyjazdy. Nie ma nawet minimum godności i za grosz poczucia wstydu”
Charyzmatycy.pl
O co chodzi? Firma charyzmatycy.pl organizowała pielgrzymki. Już tego nie robi, ostatnia odbyła się w 2014 roku. A klienci do dziś rozpamiętują, jak bardzo zostali oszukani. Skarżą się na złą organizację wyjazdów. "Większość czasu siedziało się w autokarze" – pisze pani Anna, jedna z uczestniczek, do których udało nam się dotrzeć. "Jechaliśmy ponad 700 km, a na miejscu nie wiem, czy byliśmy kwadrans. Wystarczyło czasu, żeby wysiąść, rozprostować kości, zrobić dwa zdjęcia i już trzeba było wsiadać i jechać z powrotem. Tak po prostu – odbębniliśmy jakiś punkt wycieczki i w drogę. A przecież to miał być główny punkt programu" – żali się pani Anna.
Podobne wspomnienia z innego wyjazdu ma pan Wiktor Zieliński. – Hotel to jakiś skandal, dziura, melina, a nie hotel. W pokoju nie było prądu, woda ledwie kapała z kranu. A Tarczyńskiemu jak się zwróciło uwagę, że coś tu jest nie tak, to się robił chamski i arogancki. A pilotka, która niby miała być taka fachowa, nie wiedziała nic o odwiedzanych miejscach, czytała z przewodnika co ciekawsze jej zdaniem fragmenty – dodaje pan Wiktor.
W sieci można znaleźć i takie wpisy: „Ukradł nam ostatni dzień pielgrzymki. Do Polski mieliśmy wracać w piątek 2 maja, a wróciliśmy w czwartek 1 maja. Aby wrócić wcześniej, wiele miejsc – zamiast w spokoju, skupieniu i kontemplacji – zwiedzaliśmy w szalonym pędzie. Zamiast w 2 dni – w jeden. Wraz z zabraniem nam jednego dnia pozbawił nas 2 posiłków. Nie muszę nadmieniać, że za wszystko to zapłaciliśmy” – pisze Gosia i kończy słowami: "Strzeżcie się tego oszusta".
"Tarczyński pobierał od każdego uczestnika pielgrzymki po 45 Euro" – pisze pani Anna. Pieniądze te miały być przeznaczone na wejścia do muzeów, kościołów, obowiązkowe ofiary. "Nikt z nas nie zauważył, żeby gdzieś komukolwiek potem za nas płacił. Wygląda na to, że ofiarami byliśmy my" – dodaje.
– Aaa, wie pan, przypomnieli sobie teraz po dwóch latach – komentuje te doniesienia Dominik Tarczyński. – Tak naprawdę nikt nigdy nie miał do mnie pretensji, jakby ktoś miał jakieś uzasadnione pretensje to już dawno zwróciliby się do sądu. Od tego są sądy, a nie media. Wiem kto te oskarżenia rzucał, to konkurencja, już nie chcę w to wchodzić, bo to sytuacja sprzed dwóch lat. Tylko dlatego dziś wyszły na światło, bo jestem posłem. Nie ma to żadnego związku z moją pracą teraz, typowo polityczna rzecz – dodaje Tarczyński.
Gdzie te pieniądze?
Wątek pieniędzy nie raz pojawiał się w komentarzach przy pielgrzymkach organizowanych przez Tarczyńskiego. Problemy z rozliczeniami dotyczą zresztą nie tylko wyjazdów religijnych. Jan Cyraniak przez wiele miesięcy dopytywał się o należne mu honorarium za artykuł opublikowany w "Gazecie Polskiej". Jak donosi portal pikio.pl, Tarczyński miał Cyraniakowi załatwić publikację tekstu w GP, ale nie przekazał honorarium. – Co kilka miesięcy ponawiałem prośbę, z identycznym, zerowym rezultatem. W końcu dałem sobie spokój, ale niesmak pozostał – komentuje tę sytuację Jan Cyraniak. Gdy dobrze poczytać o Dominiku Tarczyńskim, wychodzi na spryciarza, który poszedł na zwolnienie lekarskie nim miał wylecieć z dobrego stanowiska wicedyrektora w TVP wraz z ekipą z nadania PiS z powodu zmiany władzy.
Chodzi o to, że poseł przez kilka miesięcy przebywał na zwolnieniu lekarskim, w związku z tym nie można go było zwolnić z TVP. Choroba nie przeszkodziła politykowi w pilnowaniu namiotu Solidarnych 2010, stojącego przed Pałacem Prezydenckim. Aktywiści ruchu dyżurowali w nim codziennie od 7 rano do 22.
Z tą opinią Cyraniaka zgadza się poseł Platformy Obywatelskiej Artur Gierada, który dla tygodnika Newsweek ocenił europosła Tarczyńskiego. – To hipokryta, arogant i cynik. Gardzi ludźmi, sam słyszałem, jak o kolegach partyjnych mówi jak o śmieciach. Ale to także świetny manipulator. Niestety, w obecnych realiach polskich, to wróży mu wielką karierę – wieszczy Gierada.
Napisz do autora: pawel.kalisz@natemat.pl
Reklama.
Dominik Tarczyński
Ja przeproszę prezydenta, bo to było niepotrzebne, głupie i bez sensu.