– Oczywiście są osoby, dla których lans jest ważny. Niemniej to inny rodzaj szpanerstwa. Nie ma nic wspólnego z wydawaniem kasy na określony samochód czy kupowaniem najmodniejszej linii spodni – z Maciejem Dowborem, dziennikarzem, sportowcem o spuszczaniu powietrza ze szpanerskiego balonika, metkach i sporcie rozmawia Włodzimierz Szczepański.
Kupiłem buty w markecie i wstydzę się w nich biegać, bo wszyscy sąsiedzi w bloku mają z daleka widoczne „salomony” albo „new balancy”. Jak sobie poradzić z modową presją?
Co do butów będę rygorystyczny, gdyż chodzi o nasze zdrowie. Nie znam jakości tych z marketu, w każdym razie buty do biegania muszą być dobre. Nie chodzi jednak o metki i znaczki tylko o dopasowanie do stopy i odpowiednie dobranie do naszej techniki biegu. Swoją drogą, jak popatrzymy z boku na utytułowanych biegaczy, ich buty wcale nie wyglądają na ładne czy szpanerskie.
Jak ja patrzę z boku na amatorów, to widzę pogoń nie za przeciwnikiem, a najnowszym modelem znanej marki. Szpanerstwo zabiło sport?
Sądzę, że większości dalej chodzi o sportową rywalizację. Oczywiście, są osoby, dla których lans jest ważny. Niemniej to inny rodzaj szpanerstwa. Nie ma nic wspólnego z wydawaniem kasy na określony model samochodu, czy kupowaniem najmodniejszej linii spodni. Sport to aktywność, wymagająca wysiłku. I jeśli taka osoba biega w tych swoich markowych ciuchach – trzy razy w tygodniu, w modnych miejscach na świecie i wrzuca fotki do mediów społecznościowych – to i tak należą się słowa uznania.
No, właśnie selfi! Media społecznościowe zapełniają zdjęcia typu „dziś zrobiłem bicka” albo „nowe suple".
Wiem, jak to działa na ludzi. Lubimy się chwalić, ale to nie jest złe. Nie raz zerkam na profile i patrzę na posty zawodników. Dochodzę wtedy do wniosku, że skoro oni dali radę biegać, chociaż jest brzydka pogoda, to ja też dam. Niektóre posty, zdjęcia są kuriozalne i trudne w weryfikacji, ale w całej tej modzie jest pozytyw, że jej autorzy będą dłużej, zdrowiej żyli i to z uśmiechem na twarzy.
Kupowanie ultralekkiego roweru, gdy tymczasem jego właściciel mógłby po prostu stracić kilka kilogramów, to chyba jednak przesada.
Są ludzie, którzy na tuning Golfa II, wartego 1000 złotych, wydają kilka tysięcy złotych i budzą podziw. A dlaczego ganić ludzi, że „obkupują” się w sprzęt sportowy skoro go używają? Ja akurat wolę jeździć gorszym autem, aby mieć lepszy sprzęt.
Twierdzisz, że nie kierujesz się modą, a tymczasem uprawiasz triathlon. Teraz bardzo modny...
Mam nadzieję, że modny dzięki takim osobom, jak ja. Szczerze mówiąc, gdy zostałem ambasadorem akcji promocyjnej, nie miałem pojęcia, co to jest za dyscyplina sportu. Nie tylko ja. Wiele osób pytało mnie, jak radzę sobie z bieganiem na nartach i strzelaniem. Tych elementów w triathlonie oczywiście nie ma.
I co, warto było to trenować?
Bardzo! Wiele spraw sobie poukładałem. Widzę, jak bardzo się zmieniłem i sport dał mi dużo radości. Teraz oddaję ludziom emocje. Prowadzę bloga. I czasem spotykam na zawodach ludzi, którzy mówią; „Panie Maćku, to mój debiut”. To dla mnie ogromna satysfakcją, że są osoby, które motywuję. Niektórzy nawet dodają: „Chciałem być lepszy od Karolaka”. Czasem z Tomkiem śmiejemy się z tego. On podziałał bardzo motywująco, bo... nie jest najdrobniejszym facetem.
Twoja wypowiedź, że wystarczy 1500 złotych, aby uprawiać triathlon, wzbudziła liczne komentarze miłośników tego sportu. Trochę mała ta kwota. Trzeba kupić buty, a do tego jeszcze ubrania, rower, pianka chroniąca pływaków...
Utarło się przekonanie, że sport, a zwłaszcza triathlon, jest dla zamożnych elit i szpanerów. Tymczasem można zacząć trenować i za mniejsze pieniądze. Rower po prostu pożyczysz na start. Na pewnym poziomie to wystarczy.
Nie wiem. Dostałem go w ramach umowy barterowej. Niemniej sporo. Gdy chcemy się zbliżyć do poziomu zawodowców, gdzie liczą się sekundy, to już wydamy duże pieniądze.
Byłeś jednym z inicjatorów Retro Tri, biegacie w strojach z lat 80-tych. Podobno co niektórzy uczestnicy zapuszczają wąsy a'la Wałęsa. Jakiś modowy bunt?
No, właśnie Marcin Konieczny startuje na rowerze za 500 złotych. Swoimi wynikami bije mnie i niejednego zawodowca. Retro Tri to takie spuszczenie powietrza ze szpanerskiego balonika. Najczęściej odbywa się na początku sezonu w Olsztynie. Niektórzy zawodnicy startują w trampkach i strojach z lat 80-tych. Oczywiście, mają też topiki (krótkie podkoszulki – przyp. red.), gdzie odsłonięte były brzuchy. Dziś takie stroje śmieszą, ale tak startowało się 20-lat temu.
Czytałem o historiach, że niektórzy zawodnicy przygotowali się w kilka miesięcy i ukończyli Ironmana.
A potem tacy zawodnicy są zaskoczeni, że doznali kontuzji i zamiast poprawić sobie zdrowie, to je stracili! Ja, mimo lat treningów, dopiero w tym roku zdecydowałem się na udział w najtrudniejszych zawodach, bowiem chciałem przyzwyczaić organizm do wysiłku. Wkrótce jadę do Gdyni na połówkę, Ironmana. Natomiast we wrześniu lecę na Majorkę, debiutuję na pełnym dystansie.
To może jakaś porada dla naszych Czytelników...
Podstawowa: powoli, stopniowo wchodzić w sport. No i cieszyć się z niego, nie zwracać uwagi na metki butów sąsiadów.
Napisz do autora: wlodzimierz.szczepanski@natemat.pl