Zainicjowała akcję odwożenia odwożenia Powstańców do domów po zakończeniu uroczystości na cmentarzu wojskowym na Powązkach. Poświęca swój czas i siły, żeby pomóc ludziom, którzy walczyli o Polskę. Nam Klaudia Stawyska mówi, czym jest dla niej patriotyzm i miłość do ojczyzny.
Zostało mi to przekazane niejako rodzinnie. Mój pradziadek był powstańcem, mama była bardzo w temacie, to ona mnie wciągnęła.
Też się tak angażowała w pomoc powstańcom jak ty?
Zabierała mnie do dziadka, podsuwała książki, inspirowała mnie bardzo i na każdym kroku. Ale nie wie wiem, czy tak samo jak ja chodziła na różne spotkania z powstańcami. Na pewno była bardzo związana z dziadkiem.
Cieszy się, że jesteś taka zakręcona na punkcie Powstania i tych ludzi, którzy walczyli o Polskę?
Myślę, że bardzo.
Kim był Twój pradziadek?
Zbigniew Jamiołkowski, pseudonim „Zen”. W czasie Powstania walczył w batalionie „Zośka”, kompania „Rudy”. Był w kompanii dowodzonej przez Andrzeja Romockiego „Morro”. Został dwukrotnie ranny, ostatni raz w nogę na Czerniakowie. Ranny wyszedł z powstania z ludnością cywilną.
Pamiętam jak mówił mi, że chciał być w oddziale do końca i razem z kolegami iść do niewoli. Ale musiał być posłuszny rozkazom. Dowódca uznał, że ciężko ranny nie ma szans wyjść z wojskiem, że zostanie rozstrzelany. Pradziadek wyszedł więc na rozkaz z ludnością cywilną.. Może dzięki temu przeżył.
Spotykasz się z powstańcami, pomagasz im, organizujesz akcje odwożenia... Dlaczego to robisz?
To potrzeba płynąca z serca. Robię to przez szacunek dla tych ludzi. Uważam, że takich ludzi jak oni już prawie nie ma i nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek będą. A oni tego potrzebują. Moja wewnętrzna potrzeba jest duża, czerpię z tego radość, ale ważniejsze jest to, że oni naprawdę potrzebują tej pomocy. Często jest tak, że są to ludzie samotni. Wielu z nich przeżyło swoich bliskich.
Kiedyś walczyli o coś wielkiego, a dziś są pozostawieni samym sobie, bez opieki. Do tego stopnia, ze niedawno spotkaliśmy powstańca, który nam opowiadał, jak ci z oddziału, którzy wciąż jeszcze żyją, musieli się składać na pogrzeb zmarłego kolegi. Uważam, że to karygodne, że dochodzi do czegoś takiego, naprawę państwo powinno mieć więcej szacunku dla tych ludzi.
Robię to dla nich. Ale także dla siebie, chcę obcować z żywą historią póki mogę.
Czym według ciebie jest patriotyzm?
To trudne pytanie. To coś, co masz w sercu. Według mnie na pewno nie jest żadnym faszyzmem i nacjonalizmem. Dla mnie patriotyzmem jest szacunek i dobrze pojęta miłość do własnego kraju, ale nie okraszona żadną skrajnością. Patriotyzmem jest dbanie na co dzień o to, co jest dookoła nas. Na przykład patriotyzmem dla mnie jest szacunek dla miasta, w którym mieszkam. Denerwuje mnie, co mówią ludzie, gdy przyjeżdżają do Warszawy za chlebem, bo tam, gdzie mieszkali tego chleba nie mieli. Nie przeszkadza mi to, że tu przyjeżdżają, ale przeszkadza, gdy na tę Warszawę plują, psioczą. A przecież generalnie w niej żyją.
Dla mnie ważne są wartości, które nieśli ludzie z pokolenia „Kolumbów”. Tolerancja, otwartość. Znali swoją wartość, mieli wizję kraju i wizję samych siebie. Potrafili siebie ulokować w tej wizji kraju. Byli otwarci na świat. Szanowali pewne wartości, ale bez żadnych skrajności.
Chwila – przed wojną była i endecja, byli socjaliści, byli i komuniści. Były grupy ludzi, które ganiały się po ulicach przed wojną, ramię w ramię stanęli dopiero w walce ze wspólnym wrogiem. Czy nie jest czasem tak, że dzisiejsza Polska jest trochę kopią tej sprzed wojny?
Dziś moim zdaniem to poszło dalej. Rozmawiając z pradziadkiem i innymi powstańcami odnoszę wrażenie, że owszem, wówczas też istniały podziały, ale wydaje mi się, że zdecydowanie mniej skrajne. W dzisiejszej Polsce dużo opiera się na pustej propagandzie, ludzie nawet nie próbują poznać, co oznaczają hasła, które wykrzykują na ulicach. Wystarczają im puste słowa. Przed wojną ludzie mieli chyba większą świadomość i wiedzę niż dziś. Jeśli ktoś miał jakieś poglądy, to zawsze czymś były podparte. Nawet jeśli głosił poglądy, z którymi ja bym się nie zgodziła, to były one podparte jakąś wiedzą i przemyśleniami. Dziś to wszystko jest puste, bez treści, same hasła.
Wielu opiera się właśnie na takiej pustej propagandzie, ludziom wystarczy 5 minut w telewizji, by uwierzyć w pewne hasła. Według tych powstańców, z którymi rozmawiam, kiedyś tego nie było. W czasie wojny potrafili zapomnieć o tych podziałach, a dziś wydaje mi się, że to jest niemożliwe. Dostrzegam za dużo agresji i nacjonalizmów.
Spotykasz się z nimi, rozmawiasz. Jak oni postrzegają to, co się dziś dzieje w Polsce?
Najwięcej oczywiście mam wiedzy na temat tego, co mówił mój pradziadek. Zmarł niecałe dwa lata temu, do końca był świadomy tego, co się dzieje wokół niego. Mówił, że przed wojną ludzie nie skakali sobie tak do gardeł i nie tańczyli na grobach, jak to się dzieje w przypadku Smoleńska. Bardzo go raziło to, co się dzieje wokół katastrofy. Bo to dla niego była katastrofa, nie zamach. Mówił, że nie tańczy się na grobach i nie wykorzystuje się ludzi, którzy nie żyją, do swoich celów. Raziła go taka polityka.
Wiem, że byłby wściekły widząc marsz ONR. Jestem przekonana, że nie chciałby, żeby faszyści czcili jego pamięć. Mówił, że skrajności są złe, a szufladkowanie ludzi jest po prostu głupie. Wczoraj byłam na spotkaniu u „Halicza”. Walczył razem z moim pradziadkiem w batalionie „Zośka”. Wspominał, jak w czasie Powstania wzięli kilku jeńców. Dwóch z nich, jeden był Francuzem, drugi Niemcem, przyłączyło się do powstańców. Ten Francuz zginął później w szpitalu na Czerniakowie. Tymczasem nacjonaliści z ONR krzyczą o Polsce dla Polaków i nie dopuszczają myśli, że można żyć w przyjaźni z ludźmi innej narodowości czy wyznania.
Kochasz Polskę?
Kocham Polskę! Ale czuję się obywatelką świata. Mieszkałam trochę w Anglii, więc może zmieniła mi się perspektywa, z której patrzę na świat. Ta otwartość, brak poczucia granic, daje mi duży komfort życia. Jestem obywatelką Unii, która kocha Polskę.
A w jaki sposób wyrażasz tę miłość ojczyzny?
W taki, że gdy jestem za granicą to się tej Polski nie wstydzę, choć czasem jest mi wstyd za Polaków za granicą. Chętnie mówię i opowiadam o Polsce znajomym, którzy z Polski nie są, wychwalając jej dobre strony. Bo o tych złych chyba nie trzeba mówić. Choć i tego są ciekawi, znajomy Niemiec pytał, czy to prawda co się dzieje u nas. Przerażają go te ruchy nacjonalistyczne i faszystowskie hasła na ulicach polskich miast.
Nie podobają ci się marsze ONR ku czci powstańców?
Dla mnie to jest nie do pomyślenia. Przecież powstańcy walczyli właśnie z faszyzmem i nacjonalizmem, ginęli za to, żeby tego nigdy więcej nie było. Kiedy w imieniu mojego pradziadka i jego kolegów maszerują faszyści i nacjonaliści, to jest coś bardzo nie tak. Ci z ONR zupełnie nie rozumieją wartości, o które walczyli powstańcy. Nie może faszysta i nacjonalista iść z powstańczą opaską na ręku, mnie osobiście to strasznie boli.
Myślisz, że Twojego pradziadka też by bolało?
Tak, na pewno. Dziadek był raczej porywczy, przypuszczam, że stanąłby przed takim marszem i wykrzyczał im, że wcale nie maszerują w jego imieniu. Wiem, że miałby dość i sił i odwagi, żeby im to wygarnąć.
No to podobnie jak generał Ścibor-Rylski czy ostatnio Zbigniew Galperyn, naraziłby się obecnej władzy, a IPN zacząłby szukać na niego teczki.
Może. Dziadek był na przykład prounijny. Cieszyły go otwarte granice, to że można jeździć po świecie. Był przeciwny wszelkim skrajnościom. Na pewno stanąłby w obronie generała Ścibor-Rylskiego. Przecież to człowiek, którzy całe życie walczył o Polskę, a na koniec został ogłoszony bandytą.
Ci, z którymi się spotykam, w większości mówią to samo. Są zatrwożeni tym, co się dzieje dookoła. IPN ciągnie Ścibora po sądach, teraz dobierają się do Galperyna, Tyrajskiemu pewnie też coś znajdą. Tylko za to, że mieli odwagę skrytykować decyzje ministra Macierewicza. Powstańcy, z którymi rozmawiam, są bardzo rozżaleni ta sytuacją. Czasem się cieszę, że mój pradziadek nie dożył tego, co dziś robi PiS.
Wielu z nich już odchodzi. Jak mówiłaś, tylko od czerwca zmarło czterech żołnierzy. Chodzisz do nich, pomagasz. Co będziesz robić, gdy ostatni odejdzie?
Strach pomyśleć, co będzie, gdy ich zabraknie. Na tę chwilę chciałabym, żeby zostali jak najdłużej. Nie zastanawiałam się, co będzie później.
Czy gdy odejdą ostatni powstańcy, twoim zdaniem patriotyzm będzie miał twarz narodowca z butelką piwa w jednej ręce i zapaloną racą w drugiej?
Boję się, że tak się stanie. Na razie wszystko zdaje się zmierzać w tym kierunku. Mam nadzieję, że ludzi, którzy nie są z ONR, jest więcej i ostatecznie wygra ta „lepsza twarz”.
Zainicjowałaś akcję odwożenia powstańców, mam sygnały, że kilka osób zareagowało i pojechało 1 sierpnia na cmentarz powązkowski, żeby pomóc bohaterom. Wszyscy szczęśliwie wrócili do domów i … co dalej?
Myślę, jak się nimi opiekować na co dzień. Jest naprawdę wielu potrzebujących pomocy, ale sami nie poproszą, mają swój honor.
Może potrzeba takiego Przemka Pawlaka? Napisał na Facebooku o swojej sąsiadce, która gotowała zupę dla powstańców, a dziś nie stać jej na prąd. Po kilkunastu godzinach RWE anulowało zadłużenie, a na koncie pani Sabiny pojawiły się pieniądze od ludzi, którzy zechcieli pomóc.
To było naprawdę super. Dotarł do niej, zainteresował się, napisał ten list. Myślę, że będzie więcej takich ludzi. Z tą akcją odwożenia jakoś wyszło, ale teraz wiem, że było za mało czasu, żeby to jakoś lepiej zorganizować. Poza tym to powinno być robione w ramach szerszej akcji. Marzy mi się, żeby włączyły się takie organizacje, jak Muzeum Powstania Warszawskiego.
Wiele się mówi o niesieniu pomocy, ale to przecież są tylko puste słowa. A to da się jakoś lepiej, szerzej, z większym rozmachem. Ich nie ma znów tak wielu, na pewno miasto znalazłaby środki, żeby jakoś pomóc tym ludziom bardziej. Bo dziś ta pomoc jest znikoma, a bardzo potrzebna.
A kto powinien się tym zająć? Miasto, rząd, organizacje społeczne?
Każdy, kto ma ochotę! Jak mówiłam, byłoby dobrze, gdyby MWP się włączyło. Nie widziałam transportów powstańców na Powązki, czy inne ważne dla powstańców miejsca. Muzeum Powstania trochę żyje z tego powstania, należałoby wyrazić może więcej zainteresowania losem powstańców.
Poza tym ja sama nie mam takiej wiedzy, jaką może mieć instytucja państwowa. Nie znam adresów tych najbardziej potrzebujących, zapomnianych, a miasto czy MPW powinno je mieć.