Ppłk Adam Hodysz po odebraniu swoich dokumentów z IPN, 2009.
Ppłk Adam Hodysz po odebraniu swoich dokumentów z IPN, 2009. Fot. R. Malko / Agencja Gazeta
Reklama.
Sprawę Hodysza opisywał już w głośnej książce "SB a Lech Wałęsa", napisanej wspólnie z dr. Piotrem Gontarczykiem. Teraz jednak, jak informuje za pośrednictwem Facebooka, na światło dzienne wypłynęły nowe dokumenty. Otóż w ujawnionym właśnie wniosku dowodowym (z 2005 roku), dołączonym do akt sprawy Zbigniewa Grzegorowskiego, byłego funkcjonariusza SB, a potem pracownika Urzędy Ochrony Państwa, widnieje informacja o znalezieniu w mieszkaniu Hodysza m.in. tomów akt dotyczący sprawy obiektowej "Jesień '70". Jak wiadomo, dotyczyła ona rozpracowania uczestników tzw. wydarzeń grudniowych na Pomorzu, a w dokumentacji sporządzonej na jej potrzeby znalazły się m.in. donosy TW "Bolka".
Jak pisze Cenckiewicz, Grzegorzewski "był zamieszany w proces wyparowywania akt obciążających Wałęsę w gdańskim UOP". Opierając się na odtajnionych materiałach podkreśla, że informacji o znalezionych dokumentach dostarczył nieznany z imienia i nazwiska agent SB. Niezależnie od tego, warto zatrzymać się dłużej przy sylwetce człowieka, którego mieszkanie, według niepotwierdzonych informacji, znalazło się 21 lat temu na celowniku Urzędu Ochrony Państwa. Cel miał być jeden: odszukać kopie akt TW "Bolka".
To jego – ppłk. Adama Hodysza – chwalił Wałęsa pod koniec lat 80., jemu też, w 1992 roku... nie oszczędził krytyki. Hodysz został w końcu zwolniony ze stanowiska – krótko po tym, jak szef MSW Antoni Macierewicz ogłosił listę byłych współpracowników PRL-owskich służb, na której figurował Wałęsa. "Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy Hodysz naraził się Belwederowi, kiedy w 1992 r. na żądanie ówczesnego szefa UOP Piotra Naimskiego jego pracownicy wydali do Warszawy gdańskie teczki agentów, w tym o kryptonimie »Bolek«” - pisał w 1993 roku Jarosław Kurski w "Gazecie Wyborczej".
Hodysz był absolwentem matematyki, ale już w roku ukończenia studiów (1964) został funkcjonariuszem gdańskiej Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej. Zajmował się kontrwywiadem, a od 1974 roku był oficerem Wydziału Śledczego. Należał do PZPR. Po dekadzie, w 1984 roku, skończył ze służbą w komunistycznym aparacie represji. Już jednak od 6 lat utrzymywał kontakty ze środowiskiem opozycyjnym, stawiając na szali znacznie więcej niż zawodową karierę.

Hodysz miał wówczas 38 lat, żonę i pięcioletnią córeczkę. Zarabiał bardzo dobrze, miał przed sobą służbowe awanse i spokojną emeryturę. Na zdrowy rozum, mógł być tylko prowokatorem. Jednak 25-letni Hall od razu poczuł do niego zaufanie... Czytaj więcej

R. Daszczyński, "Wolność po polsku: historia Adama Hodysza", 14 VI 2009, wyborcza.pl
Pozostawał w stałym kontakcie z Bogdanem Borusewiczem i Aleksandrem Hallem. Zdradzał kulisy działań SB, uprzedzał przed aresztowaniami, a nawet stanem wojennym; alarmował też o zagrożeniach ze strony agentury. Jednym z jego osiągnięć było namówienie do współpracy z opozycją "kolegi po fachu" - funkcjonariusza SB Piotra Siedlińskiego. Obaj zostali aresztowani.
Adam Hodysz

Nie trzeba było mieć żadnych rodzinnych tradycji, by uświadomić sobie, że się żyje w zakłamanym państwie. Ale nie chciałbym stwarzać wrażenia, że cały czas miałem rozterki duchowe. Ten proces rozpoczął się w 1964 roku i trwał do 1977. Rozłożony był więc na wiele lat. (...) Postanowiłem nawiązać kontakt z opozycją. Teraz to ja chciałem otworzyć im oczy. Nie było to dla mnie łatwe. W końcu pieniądze brałem stąd. Gryzłem więc rękę swego chlebodawcy. Czytaj więcej

J. Kurski, "Hodysz, Adam. Człowiek "Solidarności" w Służbie Bezpieczeństwa", 27 VIII 1993, wyborcza.pl
Hodysz chciał opuścić bezpiekę już w 1981 roku, ale to sami ludzie "S" – wspominał Borusewicz - namówili go, by został. Był przecież zaufanym człowiekiem "po drugiej stronie". Trzy lata później został skazany na 6 lat pozbawienia wolności. Odsiedział dwie trzecie wyroku (4 lata), m.in. w więzieniu mokotowskim, przebywając przez jakiś czas w jednej celi z mordercą ks. Jerzego Popiełuszki - kpt. Grzegorzem Piotrowskim. Zastraszano go, ale informator opozycji konsekwentnie milczał.
W 1988 roku, gdy wychodził na wolność, Wałęsa dziękował mu za zaangażowanie w działalność demokratyczną. – "S" podziwia pana i dziękuje – mówił lider wielomilionowego ruchu społecznego. Były esbek otrzymał kredyt zaufania – w 1990 roku dostał posadę szefa Delegatury gdańskiego UOP.
W 1992 roku, najpewniej w związku z opublikowaniem tzw. listy Macierewicza, Wałęsa odwraca się od Hodysza. Ten traci pracę, choć - jak tłumaczył - postępował zgodnie z poleceniami przełożonych i uchwaloną właśnie przez Sejm ustawą lustracyjną. Już wtedy nieoficjalnie mówi się, że to cena za wydanie pracownikom MSW akt SB obciążających prezydenta. Hodyszowi przypina się nawet metkę zdrajcy. Dopiero w 1996 roku zostaje przywrócony do służby.
Lech Wałęsa

Czy ludzie, którzy mają tendencje do zdrady, mogą być w pewnych miejscach? Myślę, że nie. Zdrada w pewnym momencie jest dobra i trzeba nawet order dać. Ale czy dobrze jest popierać zdradę, kiedy kraj jest wolny?

S. Cenckiewicz, P. Gontarczyk, "SB a Lech Wałęsa"
Rok wcześniej cudem uchodzi z życiem - eksplozja gazu w budynku, w którym mieszka, pochłania ponad 20 ofiar. Oficjalnie za wybuch obwinia się jednego z mieszkańców, który zresztą nie przeżył. Ale są i tacy, którzy twierdzą, że sprawa ma drugie dno. Lech Wałęsa, aktywny w mediach społecznościowych, jeszcze całej sprawy nie skomentował.
– Proszę nie wymieniać przy mnie imienia Bolek. Dwa razy straciłem przez to pracę, a raz ledwie uszedłem z życiem – mówił "Rzeczpospolitej" po latach były pracownik SB i UOP. Co dokładnie miał na myśli? Nie sposób, przynajmniej na razie, ustalić.

Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl