Były pomyłki i błędy, był pośpiech, który od samego początku wzbudzał wątpliwości i zadziwiał. Gdy po katastrofie smoleńskiej pierwsze trumny przywożono do Polski, chyba każdy zastanawiał się, jak to możliwe, że ciała zidentyfikowano tak szybko. W ciągu zaledwie 13 dni wszystkie były w Polsce, gotowe do pogrzebów. Sami Rosjanie chwalili się później, że 118 ofiar Kurska identyfikowali ponad miesiąc. W Smoleńsku pobili rekord. Ale przecież nie znaczy to, że wszystkie ciała pomylono.
Przerażające były doniesienia świadków tamtych wydarzeń. "Wiesz, Aga, jeszcze wszystkich będą ekshumować" – powiedział do żony jeden z polskich ratowników, którego relacja o tym, jak identyfikowano ciała, wywołała ogólnonarodową burzę. Pewnie nie spodziewał się, jak bardzo prorocze okażą się jego słowa. Wypowiedział je 15 kwietnia 2010 roku, gdy wrócił do domu ze Smoleńska.
Sześć lat później prokuratura zarządziła przymusowe ekshumacje wszystkich 96 ofiar, które – wbrew części rodzin – być może ruszą lada dzień. Zgodnie z polskim prawem 15 października rozpoczął się sezon na ekshumacje, który potrwa do kwietnia.
"Tam było pięć stołów sekcyjnych..."
Ten lekarz, dr Dymitr Książek z Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, przez dwa lata po katastrofie siedział cicho w ramach niepisanej zmowy milczenia. Po czym udzielił głośnego wywiadu "Wprost", w którym otwarcie mówił o potwornym bałaganie i chaosie, który panował przy identyfikacji zwłok. I o tym, że tak naprawdę nie było nad nią kontroli, poddawał też w wątpliwość badania genetyczne. "Ja nie mam pewności, czy w tych trumnach nie ma worków wypchanych trocinami albo jeszcze czymś innym. Tam było pięć stołów sekcyjnych, a po bokach kawałki ciał do niczego niepasujących" – mówił.
Była to jedna z nielicznych tak drastycznych relacji, która przebiła się do mediów. Wkrótce po tym wywiadzie ratownik stracił pracę.
Trzeba było ponownie otwierać grób
Do dziś odbyły się ekshumacje 9 ofiar katastrofy smoleńskiej, które wykazały, że w sześciu przypadkach doszło do pomyłki. – Ponieważ nie dokonano należytej staranności przy pochówkach. Była to wina częściowo strony rosyjskiej, a częściowo strony polskiej – mówił senator PiS Jan Maria Jackowski w ostatnim, niedzielnym programie "Kawa na Ławę". Właśnie po jednej z takich pomyłek dr Książek postanowił powiedzieć, jak było. Chodziło o ciało Anny Walentynowicz, które zamieniono z ciałem Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej.
W 2012 roku badania DNA wykazały również, że niewłaściwie zidentyfikowane zostało ciało prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego, którego pochowano pod innym nazwiskiem. Oraz dwóch duchownych.
Po pogrzebie znaleźli fragment nogi
Były też inne przypadki, które normalnie nie powinny mieć miejsca. Choćby pogrzeb szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, Aleksandra Szczygło. Najpierw były duże problemy z identyfikacją zwłok, rodzina rozpoznała go po marce papierosów w kieszeni marynarki, choć - jak mówiła potem jego siostra - rodzinie nie pozwolono na obecność przy składaniu ciał do trumien. Miesiąc po pogrzebie okazało się, że Rosjanie odnaleźli jeszcze fragment nogi.
"Ciało Aleksandra trzeba więc było wydobyć z grobu i odnalezioną część nogi, umieszczoną w małej trumience, złożono w trumnie. Po czym trumnę zakopano. Jeżeli teraz dojdzie do ekshumacji, znów trzeba będzie wydobyć ciało, to dla nas koszmar" - mówiła w wywiadzie dla "Naszego Dziennika".
Był 2012 rok, siostra, Ewa Szczygło, stwierdziła jednak, że - przynajmniej w przypadku kilku ciał, które spoczęły na Powązkach - powinna być rozważona ekshumacja.
Sami Rosjanie tłumaczyli, że identyfikacja była tym bardziej trudna, że wokół samolotu znaleziono 600 strzępków ciał należących do różnych osób. Niektóre twarze rekonstruowali. – Ponad dwie trzecie ciał ofiar katastrofy smoleńskiej można było rozpoznać bez większego trudu. Nawet jeśli twarz była zdeformowana, ciało było w jednym kawałku. Była więc szansa na rozpoznanie zmarłego dzięki jakiemuś znakowi szczególnemu, bliźnie czy tatuażowi – mówił "Newsweekowi" rosyjski lekarz Wiktor Kołkutin.
"Nie udało się zidentyfikować"
Cofnijmy się do kwietnia 2010 roku. Z perspektywy czasu jeszcze bardziej widać tamten pośpiech. Pierwsze 14 osób zidentyfikowano w ciągu pierwszych dwóch dni po katastrofie. 13 kwietnia – zidentyfikowano ich już 55. 18 kwietnia ciągle nie znana była tożsamość 21 ciał. "Żona senatora Stanisława Zająca wróciła z Moskwy, ale męża nie rozpoznała" – pisała wtedy "Fronda".
21 kwietnia Ewa Kopacz, ówczesna minister zdrowia usłyszała od rosyjskiej minister, że identyfikacja jest zakończona dzięki badaniom genetycznym. Ostatnie trumny przyleciały do Polski 23 kwietnia.
"Nie udało się zidentyfikować" – takich wpisów jest dużo na liście pasażerów tupolewa, która w 2011 roku pojawiła się na portalu salon24.pl i była stale aktualizowana. Było to zestawienie ofiar wraz z obrażeniami, jakie odniosły, a także informacją, po czym rodziny rozpoznały swoich bliskich. Nazwisko po nazwisku.
Żona jednej z ofiar: "Nawet po pogrzebie nie wierzyłam, że straciłam męża. Nie widziałam go przecież w trumnie".
O jednym z posłów: "Mama mówi, że do dziś nie ma pewności kogo pochowała. Miał przyszytą rękę, zmasakrowaną głowę. Dostali dokumenty pisane po rosyjsku".
Nie chodzi o identyfikację, chodzi o politykę
W niektórych przypadkach pojawiła się jednak informacja, że ciało było łatwe do zidentyfikowania. I tu można zastanawiać się nas zasadnością ekshumacji.
– Myślę, że nie ma żadnej wątpliwości, co do identyfikacji ciała prezydenta i jego małżonki, a jednak Jarosław Kaczyński chce, by ich ciała były ekshumowane, w dodatku jako pierwsze. Ja ze względów religijnych nie godzę się na ekshumację, choć jestem świadoma pomyłek, które miały miejsce – mówi naTemat Małgorzata Rybicka, żona posła PO św. pamięci Arkadiusza Rybickiego
Przed weekendem napisała list do Zbigniewa Ziobry, ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, w którym zwraca się, by odstąpił od ekshumacji ciała jej męża. Pisze w nim, że przymusową ekshumację jej rodzina będzie traktować jako bezczeszczenie szczątków. "Chcemy, żeby spoczywały w pokoju, w tym właśnie grobie, przy którym się modlimy" – apeluje w swoim imieniu. – Rodziny, które miały obawy, że w grobach ich bliskich są ciała innych osób, mają teraz możliwość , by je rozwiać. Prokuratorzy na podstawie badania tych ciał, mogą szukać dowodów na uzasadnienie swoich hipotez dotyczących przyczyn katastrofy. Nie ma żadnego uzasadnienia, by wykopywać wszystkie szczątki – mówi.
"Nie mam wątpliwości"
Jako katoliczka Małgorzata Rybicka ma zamiar zwrócić się z prośbą do hierarchów Kościoła katolickiego, by wypowiedzieli się na ten temat. Wie też, że list zbiorowy mają zamiar inne rodziny ofiar katastrofy. Wcześniej w tej sprawie pisał już Paweł Deresz.
– W przypadku pani męża nie było żadnych wątpliwości? – pytam.
– Nie było. Został zidentyfikowany - mam jego obrączkę, stłuczony zegarek, który zatrzymał się w momencie katastrofy i paszport, który jeszcze teraz pachnie spaloną benzyną – mówi.
Patrząc wstecz, można założyć, że pomyłek mogło być więcej i niewykluczone, że jeszcze o nich usłyszymy. Trudno się dziwić, że rodziny chcą mieć pewność.
Ale są też takie rodziny, które tę pewność już mają. I one również zasługują, by ich wolę uszanować. "Nie zmieni mojego nastawienia fakt, że [ciało męża - przyp. red.] będzie badane przez najlepszych anatomopatologów, przy pomocy najnowocześniejszych urządzeń. To nie przywróci mu życia, ani po sześciu latach niczego nie wyjaśni" - napisała Małgorzata Rybicka,
"Przedstawiciel Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej w obecności dwóch świadków, obywateli rosyjskich z udziałem rosyjskiego biegłego medycyny sądowej oraz tłumacza okazał synowi Anny Walentynowicz zwłoki kobiety oznaczone numerem 21, które Janusz Walentynowicz rozpoznał jako swoją matkę". Natomiast rosyjska ekspertyza genetyczna z 29 kwietnia 2010 r. wykazała, że "ciało oznaczone numerem 21 nie jest ciałem A. Walentynowicz, lecz ciałem innej ofiary katastrofy wskazanej z imienia i nazwiska".Czytaj więcej
Ewa Szczygło
dla "Nasz Dziennik"
Na razie te rodziny nie decydują się na ekshumację ciał swoich bliskich, lecz jeżeli podjęliby taką decyzję, to moim zdaniem należałoby postąpić podobnie. Na pewno jednak decyzja o ekshumacji jest dla nas bardzo dramatycznym wyborem. Wszystkie ciężkie przeżycia związane z tragiczną śmiercią brata wracają na nowo.Czytaj więcej