
Krystyna Łuczak-Surówka straciła męża w katastrofie smoleńskiej. Po prawie 7 latach musi przeżywać tragedię na nowo - wkrótce rozpoczynają się ekshumacje ciał ofiar, mimo że część ich bliskich nie wyraża na nie zgody, w tym właśnie ona. "Nie chcę niczyjej łaski. Lepiej lub gorzej radzę sobie od ponad 6,5 roku. Sama. Nie oczekuję łaski, tylko szacunku" – pisze na Facebooku Surówka.
REKLAMA
Żona tragicznie zmarłego oficera BOR, Jacka Surówki emocjonalnie reaguje na fakt, że wkrótce grupa obcych jej ludzi wykopie ciało najbliższego jej człowieka. Kobieta nie życzy sobie, by ktokolwiek to robił, ale "skoro czeka ją przymusowa ekshumacja", ma kilka pytań. "Nikogo nie dziwi, że rozmowa przez telefon satelitarny braci Kaczyńskich nie zostanie upubliczniona a ciała ofiar katastrofy smoleńskiej są niezbędnym dowodem w politycznej grze pod hasłem zamach? (...) Nikogo nie dziwi, że o milionowe odszkodowania pozwy do sądów składają tylko bliscy z obozu obecnej władzy rządzącej?" – zastanawia się.
Tekst Krystyny Surówki to też przykre wnioski. Wdowa od 2010 roku utrzymuje się sama, nie dostała renty ze względu na... wiek. W chwili śmierci męża miała "tylko 36 lat" i mimo wielu starań kolegów oficera, tylko ją upokorzono. W tekście jednak mocno podkreśla, że nie chce "niczyjej łaski". Oczekuje szacunku i spokoju. "Czy to aż tak dużo?" – stawia pytanie – Za chwilę społeczeństwo unurza nas najbliższych ofiar w błocie nie tylko tych pozwów składanych przez przyjaciół władzy (wybaczcie sarkazm, to też rodziny, ale słaba jestem), jednak przede wszystkim unurza nas w błocie wynurzeń na temat ekshumacji robionych "za państwowe pieniądze"" – stwierdza.
Łuczak-Surówka była jedną z osób, które apelowały o rezygnację z ekshumacji. Zauważa, że widocznie nikogo nie interesuje cierpienie rodzin. Zdaje sobie sprawę, że ona, i wiele innych osób, mimowolnie będzie traktowana jak "hiena". Wdowa broni się jednak przed tym, pisząc: "Może oczekujecie, że sama (nie wiem z czego?) zapłacę za ekshumację, na którą nie wyrażam zgody? Celem udowadniania zamachu, w który nie wierzę? I jeszcze potem przeżyję pogrzeb nr 2, bo to przecież takie "normalne", zdarza się każdemu z Was, prawda?".
W poście wdowy jest wiele żalu, przede wszystkim o to, że nie może w spokoju iść na grób męża, jest ciągle obserwowana i wytykana palcami, czując się tym zwyczajnie zaszczuta. "Czy jesteście w stanie choć trochę wyobrazić sobie jak to jest być targanym z każdej strony od tylu lat?" – pyta. Dla niej tragedia 10 kwietnia to tragedia prywatna, nie państwowa, którą musi przeżywać ciągle na nowo. " Witam w moim świecie" – kwituje gorzko Surówka.
Napisz do autorki: karolina.blaszkiewicz@natemat.pl
