Walczy o legalizację medycznej marihuany, zabiega o prawa polskich kierowców. Ma opinię pracowitego i unika fleszy. A przecież wszyscy spodziewali się, że Piotr Liroy-Marzec będzie sejmowym wywrotowcem. – Sławy już mi w życiu wystarczy – mówi. Tak staje się jedną z większych niespodzianek tej kadencji Sejmu.
– Piotrek jest osobą, która nic nie udaje. Widać, że nie interesuje go robienie polityki. Takiej, jaką robią inni politycy. On czuje się obywatelem, stara się zajmować sprawami, które są dla nich ważne. Z punktu widzenia tych, którzy zajmują się polityką, to jest zupełnie niezauważalne – mówi naTemat Jakub Kulesza, klubowy kolega Liroya.
Wcale nie musiało tak być. Liroy szedł do Sejmu jako celebryta, bohater memów i obiekt kpin. W wywiadach bez wstydu mówił, że nie wie, ilu w Polsce jest posłów, kto jest marszałkiem Sejmu, czy kto ma władzę ustawodawczą. Obiecywał, że idzie do Sejmu, żeby "skopać tyłki" i "wszystkich wyp*****ić". Było więc trochę śmiesznie, trochę strasznie.
"Scyzoryk" został pracusiem
Minął ponad rok od wyborów, a Liroy zamiast na "kopaniu tyłków" skupił się na pracy. O Marcu było głośno choćby w tym tygodniu – choć wciąż w cieniu sejmowej awantury – kiedy zaproponował zmiany w przepisach rejestracji aut. W interpelacji, którą przesłał do ministra infrastruktury i budownictwa, zaapelował o przypisanie jednej tablicy rejestracyjnej do danego auta na całe jego życie w Polsce. Dzięki temu zniknąłby problem z długotrwałymi i kosztownymi procedurami rejestracyjnymi. Kierowcę można przecież zidentyfikować również na podstawie samej tablicy, bez danych o powiecie. Prosty pomysł, a jak ułatwia życie.
Druga propozycja zakłada wykorzystywanie jednej tablicy do wielu aut, które są wykorzystywane sporadycznie. To ulga np. dla kolekcjonerów aut czy dla dealerów.
Być może Liroy pamięta o sprawach codziennych, bo nie zaangażował się w politykę rozumianą jako "sztuka dla sztuki". – On nie jest politykiem, nie czuje się nim. Cały czas jest facetem, którym był wcześniej. Dlatego nie pcha się na te sejmowe naparzanki, poszedł robić konkretną robotę. Wie, że najważniejsi są ludzie, to oni będą go rozliczali, jak pracował. A ma ciężej niż pozostali – tłumaczy w rozmowie z naTemat poseł Kukiz'15 Maciej Masłowski.
Na dodatek według innego parlamentarzysty, Andrzeja Kobylarza, Liroy jest bardzo uparty, jeśli chodzi o codzienną pracę poselską. – Przed objęciem funkcji posła nie znałem go osobiście, to dla mnie miłe zaskoczenie. Robi to, po co przyszedł, co obiecał wyborcom – przekonuje.
Jakby mieszkał na Wiejskiej
Rzeczywiście, statystyki Liroya w Sejmie są imponujące. Od początku kadencji zdążył zgłosić już 99 interpelacji poselskich (30 posłów zgłosiło więcej), którym nadano bieg. Statystycznie to jedna interpelacja co kilka dni. Tematyka jest najróżniejsza – od nauczania historii w szkołach, przez pomiary prędkości i opłaty za wodę do chowu ryb, po program Młody Rolnik czy problemy z rekrutacją do szkół policealnych. Do tego dochodzi 13 zapytań.
Liroy jako poseł wziął udział w 2446 z 2580 (!) głosowań w tej kadencji Sejmu. To dokładnie 94,81 proc. Działa także w Polsko-Chińskiej Grupie Parlamentarnej, której jest wiceprzewodniczącym, przynależy do komisji kultury i środków przekazu (jest zastępcą przewodniczącego) oraz komisji cyfryzacji, innowacyjności i nowoczesnych technologii.
Pracuje także w dziewięciu zespołach parlamentarnych. Dwóm z nich przewodniczy: zespołowi ds. bezpieczeństwa programu szczepień ochronnych dzieci i dorosłych oraz ds. marihuany medycznej.
Słucha ludzi, pamięta o ich potrzebach
Liroy o raz podjętej inicjatywie szybko nie zapomina, bo nie po raz pierwszy zajął się sprawą kierowców. Kilka miesięcy temu było głośno o innej propozycji – dotyczącej ubezpieczeń OC, które w końcu podrożały nawet o kilkadziesiąt procent. Zaproponował możliwość czasowego wyrejestrowania auta, np. na czas pobytu poza Polską, kiedy auto nie jest używane. To oczywiście wiąże się z obniżką ceny ubezpieczenia. Ostatni raz Polacy mieli taką możliwość w 1997 roku. Potem ją zlikwidowano. Resort infrastruktury do pomysłu podszedł życzliwie.
– Liroy szedł do Sejmu jako zwykły chłopak, który widział, jakie problemy dotykają ludzi, na przykład związane z OC czy tablicami rejestracyjnymi, a potem zaczął realizować te pomysły. Otacza się świetnymi ludźmi, którzy bardzo mu pomagają. Bo wiadomo, że nie na wszystko wpadł sam. Ale ma świetną ekipę – tak tłumaczy jego zaangażowanie Masłowski.
– Na co dzień nie istnieje w mediach, pojawia się dopiero, kiedy może porozmawiać na temat, którym się zajmuje – dodaje Kulesza. Tak było choćby przy okazji słynnej tyrady z mównicy sejmowej o mediach narodowych.
W kwietniu zeszłego roku Marzec nie zostawił suchej nitki na PiS za nieskonsultowanie dużej ustawy medialnej (która miała na celu m.in. przekształcenie TVP, Polskiego Radia i PAP w instytucje mediów narodowych oraz zastąpienie abonamentu rtv składką audiowizualną dołączaną do rachunków za prąd).
– Partia rządząca nie słucha środowisk twórczych, to wielki błąd. Ustawa powinna być konsultowana ze środowiskami twórczymi, dziennikarzami, artystami. Rząd nie jest zainteresowany dialogiem – grzmiał.
Medyczna marihuana – oczko w głowie
Bardzo głośna jest także jego walka – na razie nieudana – o możliwość medycznego zastosowania konopi w Polsce. Odbywał w tej sprawie nawet rozmowy z premier Beatą Szydło i Jarosławem Kaczyńskim.
– Żaden polityk nie był tak zaangażowany, jak poseł Liroy. Ma w sobie chęć walki z tym chorym systemem, ale sam pewnych nie jest w stanie przeforsować. Jednak realnie pomaga, nie można mu tego absolutnie odebrać – mówi naTemat Dorota Gudaniec z Koalicji Medycznej Marihuany.
– Jesteśmy w stałym kontakcie. Mamy kilku polityków, którzy nas wspierają w parlamencie, ale z tej całej grupy ewidentnie poseł Liroy się wyróżnia. Powołał parlamentarny zespół do spraw medycznych marihuany, przeprowadza naprawdę dziesiątki spotkań i rozmów z politykami. Od poziomu kuluarowego po poziom spotkań na szczeblu wyższym, choćby z urzędnikami ministerialnymi – dodaje.
Kobylarz także potwierdza, że dla Liroya to sprawa priorytetowa.
Ciężka praca ujmuje także polityków z innych opcji politycznych. W zeszłym roku Liroya chwaliła nawet odległa światopoglądowo posłanka Krystyna Pawłowicz. "Może pan Piotr Marzec ma tylko podstawowe wykształcenie, ale ma szacunek wielu za godność i spokój z jakimi zabiera w Sejmie głos. Zawsze dla dobra innych,w ważnej sprawie" – pisała na Facebooku i jak dodała, też miała "inne wyobrażenie o panu Marcu, ale wielu wykształconych z Sejmu nie dorasta mu do pięt". Ponadto według niej Liroy "nie lansuje się, jest skromny i cichy" oraz "pracuje i forsuje swe projekty ustaw".
Miał być sejmowy raper, a to zwykły tatuś
Nasi rozmówcy podkreślają także, że Liroy jest niezwykle rodzinny. – Spodziewałem się rapera, a dla niego to ona jest na pierwszym planie. Kiedy pracujemy nad ustawami potrafi powiedzieć, że musi dzieciaki położyć spać i wróci za godzinę, dwie – mówi Masłowski. – To rodzinna osoba, ale jednocześnie zawsze można na niego liczyć – dodaje Kobylarz.
Prywatnie podobno zaskakuje również oczytaniem. – Jego wiedza historyczna czy na inne tematy zaskakuje. Można z nim przegadać dwie godziny i nie czuje się zmęczenia – przekonuje Masłowski.
Został swoim idealnym posłem
Liroy, choć nadal jest posłem klubu Kukiz’15, jednocześnie lubi chadzać swoimi ścieżkami i nie jest już członkiem stowarzyszenia Kukiz’15. Marzec zdecydował się na taki krok, bo miał dość "dworu" otaczającego Pawła Kukiza.
Niezależnie od powodów odejścia, Liroy odnalazł receptę na sukces i nie zatonął na Wiejskiej – on po prostu został posłem, na jakiego zawsze chciał głosować.
– Kiedy zajmowałem się sztuką, biznesem czy działalnością społeczną, chciałem, żeby politycy zajęli się właśnie konkretnymi problemami Polaków. I teraz staram się być właśnie takim posłańcem – podkreśla.
Napisz do autora: piotr.rodzik@natemat.pl
Reklama.
Udostępnij: 13913
Maciej Masłowski, Kukiz'15
Każdy spodziewał się wywrotowca, przed wyborami nie brakowało memów, co to on będzie robił. Zaskoczył pozytywnie. Robi więcej niż pozostali posłowie w tym Sejmie. Chce wyjść z twarzą i z pewnością mu się to uda.
Andrzej Kobylarz, Kukiz'15
Widziałem w nim bardzo duże niezadowolenie, jeśli chodzi o medyczną marihuanę. Byłem z nim na kilku spotkaniach, gdzie przychodzili ludzie dotknięci różnymi chorobami, Piotr wziął to sobie za cel. Jeździ na pogrzeby ludzi, którzy umierają i nie mają dostępu do tego leku.