Reklama.
Kiedy scenarzysta "Bogów” i reżyserka-feministka biorą się za historię taką jak ta, możemy spodziewać się fajerwerków. Zapewnia je mnogość (kilkanaście!) orgazmów na ekranie, ale "Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej” to coś o wiele więcej niż niekończący się romans. To pouczająca i dowcipna opowieść o tym, że w kwestii seksualnej edukacji Polaków wciąż jest wiele do zrobienia.
Napisz do autora: lidia.pustelnik@natemat.pl
Od dawna zajmuję się walką o prawa kobiet, więc dla mnie ten film od początku miał taki kontekst, tylko teraz on się oczywiście wzmocnił. Na aktualności zyskała nie tylko toczona w latach 60. i 70. przez Wisłocką walka o uznanie kobiecej seksualności, ale także walka z systemem, znów po latach reprezentowanym przez konserwatywnie myślących mężczyzn.