Prezes Kaczyński nie rzuci Misiewicza opozycyjnym wilkom na pożarcie, bo wystąpiłby przeciwko Macierewiczowi. A ten jest liderem "betonowego" elektoratu PiS, najwyższym kapłanem religii smoleńskiej i rzeczywistym numerem 2 w partii. Otwarty konflikt z szefem MON mógłby skutkować rozłamem w Prawie i Sprawiedliwości, na co prezes państwa nie może sobie przecież pozwolić. Co najwyżej pogrozi mu palcem jak w ostatnim wywiadzie dla "Do Rzeczy", ale będzie to miało taki skutek jak niegdyś "1001 ostateczne" chińskie ostrzeżenie pod adresem USA.
W poniedziałkowym wywiadzie dla "Do Rzeczy" Jarosław Kaczyński bardzo wyrozumiale mówił o Misiewiczu. – (...) To skądinąd sympatyczny, uprzejmy, młody człowiek, bardzo sprawny w tym, czym się zajmuje. I powiedzmy sobie szczerze – to, że poszedł do knajpy i wypił piwo, nie jest zbrodnią – przekonywał.
Podpowiedział jednocześnie Macierewiczowi co powinien zrobić z Misiewiczem, ale bez stawiania sprawy na ostrzu noża:– Media często robią z igły widły. To jest wizerunkowy problem. Skoro wciąż staje się bohaterem mediów, to nie ma w tym nic dobrego i wierzę, że minister Macierewicz tę sprawę załatwi. Chociaż oczywiście wiem, że są rzeczy poważniejsze: na to, by oficerowie meldowali się temu młodemu człowiekowi czy tytułowali go ministrem, nie może być zgody.
Premier wycofała się rakiem
Premier Beata Szydło jeszcze w weekend sugerowała, że Misiewicz może stracić stanowisko. – Rozmawiałam z szefem MON, myślę że już zdecydował – mówiła. Nazwisko Misiewicza w tajemniczych okolicznościach zniknęło nawet w sobotę ze strony MON. Dzisiaj po tym, jak Antoni Macierewicz ogłosił, że rzecznik jednak zostaje i jest po prostu na urlopie, premier mówiła już tylko dziennikarzom, że "sprawa pozostaje w kompetencji MON i ministra Macierewicza".
A sam Antoni Macierewicz przeciął spekulacje i nie tylko stanął w obronie rzecznika MON, ale wręcz uderzył pięścią w stół mówiąc w kontekście przeciwników Misiewicza o "działaniach, które noszą znamiona przestępstwa". – Trzeba się zastanowić, skąd taka koncentracja wysiłku dezinformacyjnego – grzmiał szef MON.
O co tu chodzi? Macierewicz po prostu wie, że może sobie pozwolić na bardzo wiele, bo jest "solą PiS i creme de la creme w jednym"; przywódcą "sekty smoleńskiej" i naturalnym następcą Kaczyńskiego. Więc nawet pomruki niezadowolenia ze strony prezesa i premier nie robią na nim wrażenia.
Kto jest delfinem?
Być może nawet prawdą jest, że prezes PiS szykuje ma swojego delfina Joachima Brudzińskiego, któremu oddał pieczę nad strukturami partii, ale popularny "Jojo" w żelaznym elektoracie PiS jest tylko partyjnym karbowym. Rząd dusz wśród prawicowych wyborców sprawuje bowiem Macierewicz. Ten podział widać też jak na dłoni w propisowskich mediach i wśród sympatyzujących z prawicą dziennikarzy. To podział na "twardogłowych i umiarkowanych", na "jastrzębie i gołębie". Na Targalskiego i Sufina.
Znaczenie Macierewicza dobrze pokazał Robert Górski w trzecim odcinku "Ucha prezesa". Prezes dzieli się tam w rozmowie ze swoim "wiernym Mariuszem" pewną obawą. Wydaje mu się, że minister wojny chce go "podgryźć, a może nawet wygryźć". Mariusz przytakuje. – On to mi przypomina takiego krokodyla, co tylko głowę znad wody wystawi i łypie i gapi się i jak chlapnie jęzorem, to w całym Nilu wody nie ma – mówi.
Trochę racji może mieć też mec. Roman Giertych ze swoją teorią "haka ciągnionego" i sugerując, że Misiewicz za dużo wie. Ale wszelkie plotki na temat siły relacji łączącej Macierewicza i Misiewicza są wtórne wobec jego rzeczywistej siły w środowisku pisowskiej prawicy i bezgranicznego poparcia o. Tadeusza Rydzyka. On jest jak krokodyl.